Wiadomo, co były szef KNF robił w gabinecie po powrocie z Singapuru. Są nagrania

Paweł Kalisz
Co robił Marek Ch. przez kilka godzin w gmachu KNF, zanim siedzibę Komisji Nadzoru Finansowego odwiedzili agenci CBA? Opozycja twierdzi, że miał dość czasu na pozbycie się kompromitujących dokumentów. Jednak zapis z monitoringu tego nie potwierdza. W ciągu kilku godzin Marek Ch. ani razu nie podszedł do niszczarki – dowiedział się "Dziennik Gazeta Prawna".
Z zapisu monitoringu w gmachu KNF nie wynika, by Marek Ch. miał korzystać z niszczarki dokumentów w dniu, gdy pojawili się tam agenci CBA. Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta
Przypomnijmy – afera wybuchła 13 listopada, gdy "Gazeta Wyborcza" opublikowała tekst "40 mln zł i nie będzie kłopotów". Główny bohater afery, szef KNF, był wówczas w Singapurze. Gdy wrócił, podał się do dymisji. Nie niepokojony przez żadne służby odwiedził też swoje biuro.

Opozycja twierdzi, że Marek Ch. miał dość czasu przed przybyciem CBA, by zniszczyć wszystkie kompromitujące go dokumenty. Tymczasem z zapisów kamer umieszczonych w gmachu urzędu nie wynika, żeby były już szef Komisji Nadzoru Finansowego miał korzystać w tym czasie z niszczarki dokumentów.


W środku budynku KNF jest monitoring. Obejmuje też korytarz prowadzący do sekretariatu i gabinetu przewodniczącego. I choć w tych pomieszczeniach nie ma zainstalowanych kamer, to wiadomo też, że nie ma w nich niszczarek dokumentów. Taka stoi na korytarzu. Na nagraniu nie widać, by Ch. miał z niszczarki skorzystać w dniu, gdy złożył dymisję.

Rzecznik koordynatora służb specjalnych Stanisław Żaryn twierdzi też w rozmowie z redakcją "DGP", że Markowi Ch. podczas pobytu w urzędzie towarzyszyli pełnomocnik KNF ds. ochrony informacji, szefowa gabinetu i pracownicy sekretariatu.

źródło: "Dziennik Gazeta Prawna"