Kobiety pokazują, co faceci wypisują w wiadomościach na FB i Insta. "Jeden przez pół roku prowadził monolog"

Aneta Olender
Dawno nie czułem takiego wstydu i zażenowania. Dobry Boże..., ale czemu, ale dlaczego? – tak jeden ze znajomych mężczyzn zareagował, gdy pokazałyśmy mu, co inni faceci potrafią wypisywać do kobiet na Facebooku czy Instagramie. Czasem trafią się względnie kulturalni, ale zazwyczaj to nieznoszący sprzeciwu stalkerzy, którzy... prowadzą monologi. I nie przejmują się, że przez parę miesięcy nie usłyszą nawet słowa.
Teksty facetów na podryw na Facebooku czy Instagramie to temat rzeka. Fot. Pixabay
Wow, wow... ten okrzyk zachwytu powinien onieśmielić niejedną kobietę. Powinien, ale raczej tylko zdaniem jego autorów. Jest jeszcze poczciwe dzień dobry, ale to właśnie WOW powinno sprawić, że zmiękną nam nogi. Ktoś przecież zwrócił na nas uwagę! Mężczyźni w ten właśnie sposób próbują w internecie (na Fejsie i Insta) nawiązać relację z kobietami. Działa? Otóż nie.

Wracając jeszcze na chwilę do "wow". To trochę tak, jakby facet gwizdał na widok kobiety na ulicy. Niespecjalnie prawda? Może są takie miejsca na świecie, gdzie bycie macho, usprawiedliwiane jest taką kulturą, ale nad Wisłą, to się raczej nie przyjmie.
Może na początek warto wyjaśnić podstawową kwestię. Facebook, drogi internetowy Casanovo, nie jest portalem randkowym. Owszem, są pewnie i takie przypadki, kiedy autor zaczepki jest kulturalnym, inteligentnym i miłym gościem. Może nawet istnieje szansa, że w realu coś by z tego wyszło. Internet to jednak internet. Jeśli dziewczyna cię zignoruje, lub da ci do zrozumienia, że nie jest i nie będzie zainteresowana, nie oburzaj się.


Dlaczego? Nie dlatego, że nie podoba jej się zdjęcie profilowe amanta. Kobieta nie chce dać szansy rozmówcy, ponieważ zwyczajnie może się go obawiać. "Internet pełen jest wulgarnych, czy obleśnych kolesi" – mówi wiele kobiet. Większość nie chce ryzykować, nawet jeśli przez chwilę, przez głowę przemknie myśl, a może to ten...

– Niedawno z ciekawości weszłam w folder "Inne" i strasznie się uśmiałam, ale patrząc na to z boku to raczej przerażające. Jest tam ponad setka wiadomości od chłopaków czy dorosłych już mężczyzn, których w 80 proc. nigdy w życiu nie widziałam, pozostałe 20 proc. to ludzie, których niby mogę kojarzyć np. z jednego miasta czy uczelni – zaczyna swoją historię Ania.

I ciągnie dalej: – Niektórzy potrafią wypisywać przez kilka tygodni czy miesięcy. Przypominają sobie co jakiś czas i zagadują, dochodzi do tego, że po jakimś czasie mam tam monolog takiego natręta, któremu w ogóle nie przeszkadza to, że od trzech miesięcy nie dostał żadnej odpowiedzi. Nie wiem, jaki jest klucz, że akurat wtedy sobie przypominają i piszą, ale to przerażające i... dość częste – mówi.

Dacie wiarę? Są faceci, którzy przez kilka tygodni rozmawiają sami ze sobą (!), rzucając "komplementami" i "zagajkami" i nie przeszkadza im, że nawet nie usłyszą "nie".

Ale są też inni. To tak zwane boty. – Jadą z takiego automatu, że nawet nie zauważają, że co kilka tygodni wysyłają mi tą samą lub identyczną wiadomość. Niektórzy piszą nawet wprost "jak mi nie odpiszesz albo nie przyjmiesz do znajomych, to wcale się nie przejmę". I potem znów piszą za jakiś czas – opowiada Ania.

Większość z nich ma też pewien wspólny mianownik: na lekcjach polskiego nie uważali. – Te wiadomości są dramatyczne pod względem jakiejkolwiek poprawności, literówki, ortografy, błędy. Aż oczy i zęby bolą. Albo te skróty rodem z gimnazjum "pisze do Cb"... Weszłam z ciekawości na kilka profili takich panów i, delikatnie mówiąc, nie są to raczej orły. Pierwsze wrażenie naprawdę robi się tylko raz... – tłumaczy.

Kolejną grupą są też "zapraszacze" lub "kolekcjonerzy znajomych". Wiadomo, że jak mamy się w znajomych to już pierwsze lody przełamane. Niby tak, ale... – Po co? Jeszcze te teksty, że "musiałem kliknąć zupełnie przypadkiem, ale skoro już się wysłało, to może się poznamy"... To jest poziom "czy bolało mnie, jak spadałam z nieba" – śmieje się Ania.

Oczywiście spodziewam się zarzutów, że kobiety przecież podobno chcą, aby mężczyźni przejmowali inicjatywę, robili pierwszy krok, a jednak gdy ten zaczyna działać, ignorują go. Są wredne, złe, wybrzydzają i szukają księcia z bajki. Nic bardziej mylnego. Przede wszystkim szukają kogoś, kto na pewno istnieje.
Rozumiem, że większość z nas nie jest stworzona do życia w pojedynkę, ale zaczepki w stylu "Czy ktoś mówił ci, że jesteś cholernie piękna?", nie są najlepszym rozwiązaniem, a na pewno nie miękną nam kolana. Owszem opadają, ale ewentualnie ręce.

– Myślę, że w samym podrywaniu nie ma nic złego i jeśli ktoś pisze kulturalnie, po prostu zagaja rozmowę, zaczyna od tego, że się przedstawia i chce pogadać, to ok. Ale problem jest taki, że jest pełno natrętów, którzy po prostu piszą nachalnie, często wulgarnie lub obleśnie, albo - nie wiadomo z jakiej paki, bo czy tak pisze do obcych - piszą "jesteś piękna" i oczekują reakcji. – dzieli się swoją opinią z naTemat Ewelina.

– Jakby zakładali, że umrzemy z zachwytu i zaczniemy pisać. A często się wkurzają, że się nie odpisuje. Także zagajanie spoko, ale pisanie po prostu "hej, jesteś sexy" i tak dalej jest po prostu żałosne. Kobiety wcale na to nie lecą. – dodaje.

Jest jeszcze jedna ważna zasada. Spróbowałeś, ok. Podobno kto nie ryzykuje, ten nie ma, albo jeśli nie sprawdzisz, to się nie przekonasz... Tak się przynajmniej mówi, ale jeśli kobieta mówi nie, to naprawdę myśli nie. Między bajki trzeba włożyć opowieść o tym, że mówi nie, a myśli tak (to akurat bardzo niebezpieczne twierdzenie), albo że chce się po prostu podroczyć. Jeśli kobieta mówi nie... Odpuść nim pomyśli, że ją nękasz.
Są też i tacy, którzy od razu przechodzą do konkretów. Tu nie mówimy już o zaczepkach, to są miłosne elaboraty. Panowie rozpływają się nad urodą pań i teoretycznie tylko zagadują, ale treść wiadomości brzmi mniej więcej tak, jakby mieli już zarezerwowany termin w Urzędzie Stanu Cywilnego.
Nadawca wiadomości spodziewa się pewnie, że będzie to początek namiętnego romansu, a ona z wypiekami na twarzy będzie czekała na kolejną wiadomość. Takie historie może i się zdarzają, ale są raczej sprawdzonym sposobem na stworzenie filmowego romansu z Tomem Hanksem i Meg Ryan w rolach głównych.

Mogłoby się wydawać, że skoro wszyscy dziś siedzimy z nosem w telefonach, to właśnie w wirtualnym świecie najłatwiej będzie znaleźć drugą połówkę. Tu wszystko podane jest jakby na tacy... Są zdjęcia, możesz sprawdzić zainteresowania, przeszłość, przyszłość... Czy jest łatwiej?

Niby tak, ale raczej na Tinderze, a nie na zwykłych społecznościówkach! Niedawno pisaliśmy nawet o tinstagramerach, czyli gościach odrzuconych na Tinderze, którzy szukali drugiej szansy w prywatnych wiadomościach na Instagramie.

Mówienie, że taki sposób podrywu krytykują tylko "brzydkie kobiety, które nie dostają takich wiadomości", jest bez sensu.

Taką inicjatywę kolegom odradzają nawet sami mężczyźni. Na internetowych forach randkowych można znaleźć wpisy tych, którzy próbowali, ale nie wyszło. Mówią na przykład, że najedli się wstydu, a dodatkowo po takim podrywie, przylgnęła do nich łatka Internetowego kochasia.
Oczywiście obok głosów rozsądku, są też autorzy złotych rad... Jedna z nich niezmiennie mnie osłabia. Triumfy mężczyzn, którzy twierdzą, że trzeba zagadać, zainteresować i... pokazać, że ci jednak nie zależy. To niby zawsze działa. Tak na marginesie, nie robi nam się wtedy gorąco na sercu.

Podsumowując, próbować można, ale może lepiej na żywo? Łatwiej wtedy o interakcję. Odwzajemniony uśmiech, czy krótką rozmowę. A i nie wychodzi się na creep'a. Jeśli o internet chodzi, na szczęście dla kobiet, ale na nieszczęście dla tych panów, 99 proc. takich wiadomości wpada do ukrytego folderu inne. Do tego raczej się nie zagląda.