Feministki dbają nie tylko o kobiety. 5 przykładów dyskryminacji mężczyzn w Polsce

Ola Gersz
W Polsce wciąż nie ma równości płciowej. Ale podczas gdy mówi się o niej głównie w kontekście kobiet, często zapomina się o mężczyznach. Oni też padają ofiarami dyskryminacji. I to częściej niż myślimy.
Mężczyźni również są dyskryminowani Fot. Przemyslaw Skrzydlo / Agencja Gazeta
"Feministki nienawidzą mężczyzn" – to nieprawda i szkodliwy stereotyp, który jest rozpowszechniany głównie przez przeciwników ruchów feministycznych. Zapomina się o tym, że feminizm to ruch – co podkreślmy – który dąży do równości kobiet i mężczyzn, a nie wywyższenia tych pierwszych i zdeptania tych drugich.

A dlaczego nazwa feminizm, która z góry sugeruje nacisk na prawa kobiet? Bo to kobiety przez wieki były dyskryminowane i to ich prawa trzeba było zrównać z prawami mężczyzn. Proste? Proste.

Jestem feministką i nacisk na równość płci jest dla mnie bardzo ważny. Chcę więcej kobiet na kierownicznych stanowiskach, a nie wypędzania z nich mężczyzn. Marzę też o świecie bez przemocy seksualnej – wobec każdego. I takim, w którym ani kobiety nie będą słyszały, że mają być grzeczne i subtelne, a chłopcy męscy i twardzi. Świat, w którym każdy może być kim chce – o to walczy i powinien walczyć feminizm.


Jeśli ruchy feministyczny idą w drugą stronę i za bardzo "atakują" mężczyzn, to nie powinny się nazywać ruchami feministycznymi. Koniec, kropka.

Walka o zrównanie praw kobiet i mężczyzn nadal jednak trwa. Kobiety, w tym Polki, wciąż muszą walczyć o prawo do aborcji, równe płace czy świat, w którym mogą wyjść w nocy do klubu bez gazu pieprzowego i scyzoryka w torebce (a prawie wszystkie moje znajome tak wychodzą wieczorami). I o to, aby nie musiały już słyszeć, że zostały zgwałcone, bo nosiły krótką spódniczkę i były pijane.

Jednak mężczyźni, mimo że w wielu środowiskach nadal traktuje się ich poważniej niż kobiety, też są dyskryminowani i w ich przypadku również równość się jeszcze nie ziściła. I o tym też należy pamiętać.

Oto pięć przykładów dyskryminacji Polaków.

Nierówna walka o prawa do opieki na dziećmi

Pamiętacie film "Tato" z Bogusławem Lindą? Ojciec walczy w nim o prawo do opieki nad córką i – mimo że matka jest chora psychiczna, a on może zapewnić dziecku szczęśliwe życie – nie ma szans na wygraną.

To niestety wciąż się dzieje. Wielu sędziów w sądach rodzinnych dalej uważa, że to matki – nawet jeśli są chore, uzależnione lub po prostu nieodpowiedzialne – a nie ojcowie będą w razie rozwodu lepszymi opiekunami nad dziećmi. Dlaczego? Bo uważa się, że kobiety są stworzone do rodzenia i opieki, a mężczyźni do zarabiania pieniędzy. Współcześnie to wciąż jest przejaw nierówności płciowej. Dla obu płci.

Jak czytamy na stronie internetowej Rzecznika Praw Obywatelskich w podsumowaniu badania "Dyskryminacja mężczyzn w obszarze stanowienia i stosowania prawa rodzinnego", "zdecydowaie częściej" sądy rodzinne orzekają o miejscu zamieszkania dziecka przy matce czy ograniczeniu praw rodzicielskich ojcu, "nawet gdy brak oczywistych przesłanek do takiej decyzji".

Są na to statytyki. Według danych GUS tylko w 4,5 procentach przypadków sądy rodzinne powierzają opiekę nad dzieckiem ojcu (w 60,7 proc. matce, a w 33,1 – obojgu rodzicom).

Inne przykłady dyskryminacji w opiece nad dziećmi? Rzecznik Praw Obywatelskich wymienia:

"znacznie częstsze orzekanie alimentów od ojca; decyzje prokuratora odmowy wniesienia pozwu o uznanie bezskuteczności uznania ojcostwa błędnie wpisanego mężczyzny [oprócz tego panowie nie mają możliwości wniesienia pozwu o zaprzeczenie ojcostwa mężczyzny, który został błędnie wpisany w akt urodzenia – aut.], nawet gdy istnieją dowody na taką okoliczność – a jest to w świetle przywołanego powyżej przepisu prawa jedyna możliwość odzyskania dziecka".

Jednak to nie wszystko. Otrzymanie prawa do opieki nad dzieckiem przez oboje rodziców wcale nie oznacza bowiem końca problemów.

Utrudnianie ojcu kontaktów z dzieckiem

W kwestii dzielenia się opieką również nie zawsze jest równość. Bardzo często mężczyźnie utrudnia się kontakty z dzieckiem – czy to przez matkę czy dalszą rodzinę.

W 2014 r. Rzecznik Praw Dziecka podał, że na 48 580 spraw, które co roku otrzymuje, aż połowa dotyczy właśnie utrudniania relacji na linii rodzic – dziecko, a głównie ojciec – dziecko.

W badaniu "Dyskryminacja mężczyzn w obszarze stanowienia i stosowania prawa rodzinnego" przytoczone są przykłady:

"gdy obydwoje rodzice mają władzę rodzicielską, zabranie dziecka na dłużej, np. na wakacje, do dziadków czy swojego domu przez ojca jest relacjonowane przez media, traktowane przez urzędy czy policję jako porwanie, takie samo zachowanie matki jest »czymś oczywistym«; płacenie alimentów – prawnie należnych dziecku – jest społecznie widziane jako coś, co należy się matce dziecka (nawet wtedy, gdy dziecko okresowo przebywa pod opieką i na utrzymaniu ojca)".

W mediach często pojawiają się informacje o porwaniach dzieci przez ojców. Jednak podczas gdy łatwo jest z góry potępić takiego rodzica, warto przyjrzeć się tej sprawie właśnie przez pryzmat decyzji sądów i zwykłej ludzkiej desperacji.

Lekceważnie męskich ofiar przemocy domowej

W ostatnich dniach w Polsce głośno było o przemocy domowej. Premier Mateusz Morawiecki zwrócił już skandaliczną ustawę do wnioskodawców, ale w całej tej głośnej dyskusji istotne jest również coś innego. Mówiono bowiem głównie o kobietach i dzieciach jako ofiarach, a o mężczyznach prawie nie wspominano.

Owszem, to kobiety i dzieci – które są najczęściej słabsze fizycznie od mężczyzn – są najczęściej bite i maltretowane. Ze statystyk, którymi dysponuje Komenda Główna Policji (tworzonych na podstawie Niebieskich Kart, co oznacza, że te liczby mogą być znacznie większe – nie wszyscy zgłaszają niestety takie przypadki na policję) wynika, że:

w 2017 r. 92 529 osób było ofiarami przemocy. Wśród nich było 67 984 kobiet, 13 515 nieletnich i 11 030 mężczyzn. Z kolei sprawców przemocy było w danym roku 76 206 osób: 5 878 kobiet, 293 osób nieletnich i 70 035 dzieci. Czytaj więcej

Tak, to mężczyzna jest najczęściej oprawcą, a kobieta ofiarą. Ale "najczęściej", a nie "tylko". Co oznacza, że nie można zapominać o tych 11 030 prześladowanych w 2017 roku Polaków płci męskiej.

Niestety w tej kwestii wciąż panuje tabu. Mężczyźni boją się mówić o tym, że są ofiarami przemocy domowej. Dlaczego? Z powodu naszej kultury, w której mężczyzna ma być silnym samcem, który twardą ręką trzyma rodzinę. Ma powiedzieć, że "kobieta go bije" (oczywiście mężczyźni są też ofiarami swoich partnerów homoseksualnych)? Niedoczekanie. Zwłaszcza, że ci odważniejsi muszą potem wysłuchać drwin otoczenia.

Dlatego wielu mężczyzn woli milczeć i dalej zmagać się z przemocą fizyczną i psychiczną (tej kobiety dopuszczają się częściej), których doświadczają w czterech ścianach. Kultura patriarchalna niestety krzywdzi więc samych mężczyzn.

Warto też dodać, że pomoc dla męskich ofiar przemocy domowej wciąż nie jest wystarczająca. Tylko jeden procent schronisk w Polsce jest przeznaczonych wyłącznie dla mężczyzn, a nie wszyscy pracownicy ogólnopolskich organizacji są przygotowani do udzielenia im pomocy.

Tabu dotyczące gwałtów

Jednymi z najmocniejszych scen w serialu "Młody papież" czy drugim sezonie "Trzynastu powodów" były sceny gwałtów. Ich ofiarami nie były jednak kobiety, ale mężczyźni.

Podobnie jak w przypadku przemocy domowej najczęściej mówi się o kobietach jako ofiarach gwałtów czy molestowania seksualnego. Tak, ich jest znowu najwięcej, ale trzeba znowu to podkreślić – gwałceni i molestowani są również mężczyźni.

Sprawcami przemocy seksualnej, której ofiarami są osoby płci męskiej, są i mężczyźni (tak było w przytoczonych wyżej serialach), i kobiety. Podczas gdy o tej pierwszej sytuacji jeszcze czasem się mówi, o tej drugiej – już nie. Tu bowiem znowu w grę wchodzi społeczne tabu – mężczyzna wstydzi się powiedzieć, że został zgwałcony. Bo może zostać wyśmiany i zlekceważony.

O gwałtach popełnianych przez kobiety wobec mężczyzn pisał cztery lata temu "Newsweek". Opisał wtedy przypadek Kuby, który w wieku zaledwie 15 lat, został zgwałcony na obozie sportowym:

"(...) uderzyła go w głowę, chyba kawałkiem drewna. – Niezbyt mocno, ale wystarczyło, żebym stracił równowagę – wspomina Kuba. – Przewróciła mnie na ziemię, związała ręce i nogi sznurkiem, usta zakleiła taśmą, potem rozebrała. Zaczęła mnie masturbować, a potem po prostu na mnie usiadła. Starał się bronić, ale równocześnie czuł rosnące podniecenie. – To była masakra. Umysł jedno, a ciało zupełnie co innego. Im bardziej byłem podniecony, tym większy czułem wstręt. Do niej, do siebie. I próbowałem sobie wyobrażać, że to nie dzieje się naprawdę, że tylko mi się śni. Przecież to nie może być gwałt. Już po wszystkim dziewczyna go sfotografowała, nagiego. Powiedziała, że jeśli komukolwiek opowie, co się wydarzyło, wrzuci zdjęcia do sieci". Czytaj więcej

Takich przypadków jest niestety znacznie więcej, a ich ofiarami są często, tak jak Kuba, nieletni. Jednak w Polsce nadal mówi się o tym mało. Za mało.

Aby pokazać skalę zjawiska, warto przytoczyć badania przeprowadzone w USA w 1998 r. "(...) naukowcy z New Jersey zapytali blisko 500 studentek seksuologii z całego kraju, czy zdarza im się stosować przemoc seksualną. Odpowiedzi były zaskakujące: 43 proc. przyznało, że groźbami lub szantażem skłoniły partnera do współżycia, 36 proc. upiło mężczyznę, a potem go wykorzystało, a 20 proc. siłą zmusiło partnera do stosunku" – pisze "Newsweek".

Seksizm i uprzedzenia

Mężczyźni mają być zaradni i nie płakać. Mieć świetną pracę, spłodzić syna, wybudować dom. Dużo zarabiać i mieć świetny samochód. Chodzić na siłownię, mieć sześciopak i nie nosić za luźnych t-shirtów. Nie powinni mieć też długich włosów czy malować paznokci. Mężczyźni, tak jak kobiety, od dzieciństwa padają ofiarami płciowych i szkodliwych stereotypów.

Te stereotypy i przekonania o wrodzonej opiekuńczości kobiet i wrodzonej sile mężczyzn są tak wrośnięte w naszą kulturę, że bardzo utrudniają życie. Problem ma i kobieta, która marzy o "męskim" zawodzie i odwrotnie – mężczyzna, który chce spróbować sił w zawodzie "kobiecym". Wciąż dziwnie się patrzy na mężczyzn, którzy chcą być przedszkolankami czy pielęgniarzami i zarzuca się im "niemęskość" ("męskość" i "kobiecość" to jedne z najwiekszych zmór współczesnego społeczeństwa).

Tak więc "męską" powinnością jest utrzymanie rodziny, "kobiecą" – opiekowanie się nią. Stąd wciąż problemy ojców z pójściem na urlop ojcowski. A to w firmie robią problemy, a to otoczenie śmieje się, że mężczyzna żyje pod pantoflem. Mężczyzna ma pracować – do tego stopnia, że musi on czekać na pójście na emeryturę aż pięć lat dłużej niż kobieta. A to wcale nie jest równość.

Może więc już czas dać wszystkim spokój i pozwolić im żyć jak chcą? A państwo musi w tym pomagać, a nie umacniać uprzedzenia.