To dlatego PiS tak dobiera się do Glapińskiego. Ujawniono, jak szef NBP zignorował Kaczyńskiego
Jarosław Kaczyński chce, żeby uregulować kwestię przejrzystości wynagrodzeń oraz w ogóle ich wysokości w NBP ustawowo. Ale wcale tak nie musiało być. Jak podaje RMF FM, we wtorek w trakcie spotkania w cztery oczy prezes PiS domagał się od Adama Glapińskiego, aby sam przeciął spekulacje. Szef NBP wybrał jednak inną drogę.
I jak podkreślają rozmówcy rozgłośni, zwycięzca tego pojedynku jest z góry znany. Informatorzy z partii, którzy rozmawiali z reporterem RMF FM Patrykiem Michalskim, żartobliwie, ale i zgodnie przekonywali, że "prezes jest tylko jeden".
Stało się tak w dużej mierze z powodu kuriozalnej konferencji prasowej Glapińskiego, który w środę bronił swoich współpracowniczek, czyli Martyny Wojciechowskiej i Kamili Sukiennik. Bo nawet nie było tak, że szef NBP ich po prostu bronił. Wygłosił wręcz tyradę skierowaną do dziennikarzy.
– Szczególnie uczepiono się dwóch pań dyrektor. Haniebne, brutalne, prymitywne, seksistowskie pastwienie się nad dwoma matkami, nad ich mężami i rodzinami. A króluje w tym gazeta, która mieni się oazą tolerancji. Nagle kobiety nie mogą zarabiać tyle, co mężczyźni – grzmiał Glapiński. Zamiast spełnić prośbę prezesa i wyjaśnić sytuację, poszedł na zwarcie.
Dodajmy, że wcześniej konferencję prasową miała "kadrowa" NBP Ewa Raczko, która mówiła o zarobkach w instytucji. Nie padły jednak żadne konkrety dotyczące wynagrodzeń "aniołków Glapińskiego".
Gdy przejrzeliśmy listę obowiązków Martyny Wojciechowskiej, w oczy rzuciła się nam jedna rzecz, która najlepiej wyjaśnia bezczelność całej sytuacji.
źródło: RMF FM