O Narcyzie Żmichowskiej nie wiemy praktycznie nic. A to ona zaczęła walkę o prawa kobiet w Polsce
Matka polskiego feminizmu, bojowniczka o prawa kobiet i wybitna pedagożka. Miała za nic konwenanse – paliła cygara jak facet, miała krótkie włosy i jakby nigdy nic wchodziła do Biblioteki Narodowej, która była zamknięta dla kobiet. Narcyza Żmichowska to prawdziwa polska rebeliantka, bohaterka i ikona.
Co wiemy dziś o Narcyzie Żmichowskiej? Praktycznie nic. Niektórzy nie wiedzą, że ktoś taki w ogóle istniał. Może z wyjątkiem studentów polonistyki, którzy w programie mają "Pogankę" – jedyną ukończoną powieść Żmichowskiej. Ale nawet oni nie zawsze są świadomi tego, że ta niezwykła jak na swoje czasy kobieta była nie tylko pisarką.
Była rewolucjonistką, działaczką, pedagożką, bojowniczką o prawa kobiet. "Królową pszczół", bohaterką ówczesnych Polek. Entuzjastką i pierwszą feministką.
Może więc warto o niej sobie przypomnieć?
Narcyza jak kwiat
Narcyza Żmichowska urodziła się w 1819 roku w Warszawie. Była szlachcianką, ale niezamożną. Wszystko przez jej pradziadka, który wydziedziczył babcię Narcyzy, kiedy ta wyszła z miłości za mężczyznę spoza stanu szlacheckiego. W jej ślady poszła córka Wiktoria Kiedrzyńska, która również miała za nic konwenanse i wyszła za nie-szlachcica, żołnierza z czasów Tadeusza Kościuszki, Jana Żmichowskiego.
Z tego pełnego miłości małżeństwa powstała kolejna – po babci i matce – rebeliantka w rodzinie. Narcyza, dziesiąte dziecko w rodzinie. Imię nadał jej ojciec, wówczas urzędnik – na cześć kwiatu, symbolu rewolucji francuskiej. Właściwie wychował więc sobie rewolucjonistkę.
Fot. Wikimedia
Już jako dziecko Narcyza zetknęła się więc z systemem nauczenia, który wciąż faworyzował mężczyzn, a kobiety nie uczył praktycznie niczego pożytecznego. W wieku siedmiu lat posłano ją na jedną z warszawskich pensji dla dziewcząt, a potem Narcyza trafiła do Instytutu Rządowego Wychowania Panien, czyli popularnej szkoły dla nauczycielek i guwernantek, w której uczyła Klementyna z Tańskich Hoffmanowa oraz do Instytutu Guwernantek pani Wilczyńskiej w Warszawie.
I tak wszystko się zaczęło.
Wcale nie tylko dom
Hoffmanowa była słynną wówczas pisarką i pedagożką, pierwszą Polką, która utrzymywała się z pracy twórczej i pedagogicznej. Jednak mimo jej zasług dla polskiej edukacji, Narcyza Żmichowska otwarcie się jej sprzeciwiała, a nawet wyśmiała ją w przedmowie do "Dzieł" Klementyny z Tańskich Hoffmanowej. Dlaczego? Bo ta hołdowała ówczesnej teorii, że młode kobiety powinny uczyć się wyłącznie tego, jak być dobrymi matkami i żonami.
"Instrukcja wymagała, by z żeńskich zakładów naukowych wychodziły »troskliwe żony, rządne i sumienne gospodynie«. U jej podstaw leżało przekonanie, że kobieta jest przeznaczona do innych celów i zadań społecznych niż mężczyzna, »do cichego i rządnego pożycia (…) do szczegółów domowych, od których dobrego urządzenia zależy spokojność domowa, obfitość i dobrobyt osób familię składających« – pisał w książce "Narcyza Żmichowska" Marian Stępień.
Jednak Żmichowska, mówiąc kolokwialnie, miała to gdzieś. Nie chciała być tylko gospodynią, żoną i matką (nie była nimi zresztą w ogóle, nie miała ani męża ani dzieci), chciała się uczyć, uczyć innych i zmieniać polskie społeczeństwo rozproszone po trzech zaborach. A Hoffmanowej zarzuciła męski punkt widzenia, konserwatyzm i... brak patriotyzmu.
Ten ostatni był zresztą dla Żmichowskiej kluczowy – walka o niepodległość musiała jej zdaniem przyświecać każdej jednostce. Zaangażowała się w działalność konspiracyjną, była kurierką, rozprowadzała broszury i książki zakazane w Królestwie Polskim i obracała się w kręgach Edwarda Dembowskiego, inicjatora krakowskiego powstania z 1846 roku. W 1848 r. weszła do organizacji spiskowej Henryka Krajewskiego, przez co na dwa i pół roku trafiła do więzienia w Lublinie. W tym samym mieście w 1852 r. została skazana na trzy lata aresztu domowego.
Ta sytuacja polityczno-obyczajowa paradoksalnie sprzyjała autorce "Poganki". Podczas powstania listopadowego w 1830 r. i po nim – kiedy walczący mężczyźni byli aresztowani i zsyłani na Syberię – kobiety przejęły ich obowiązki, pracowały, utrzymywały rodzinę i pokazały, że świetnie sobie radzą. Jednak mimo to wciąż były na uboczu społeczeństwa.
Fot. Wikimedia
"Na co dzień pracowała jako guwernantka i uczyła dzieci polskiej szlachty we dworach. To zajęcie nie przeszkadzało jej w ciągłym angażowaniu się w inne sprawy – miała na przykład plan stworzenia w Poznaniu szkoły dla dziewcząt, w której prowadzono by zajęcia według jej nowoczesnego programu. Pomysły te jednak wciąż były zbyt nowatorskie dla otaczających ją ludzi" – pisała o Żmichowskiej Anna Dziewitt-Meller w książce "Damy, dziewuchy, dziewczyny. Historia w spódnicy".
Krytyka nie odstraszała Żmichowskiej. Wręcz przeciwnie. W 1845 r. założyła ona własną pensję dla dziewcząt przy ulicy Miodowej w Warszawie (tam zresztą potem mieszkała, a jej mieszkanie nazywano "Miodogórzem").
Autorski program jej pensji był faktycznie rewolucyjny. Składał się z dwóch bloków nauczenia: gospodarsko-praktycznego dla kobiet, które chciały poświęcić się życiu domowemu i naukowego – dla Polek marzących o karierze. Podstawą nauczania było pięć przedmiotów: arytmetyka, geografia, nauki przyrodnicze, historia i języki. Oprócz tego kluczowe było wyrabianie świadomości patriotycznej i indywidualne myślenie.
To było ówcześnie prawdziwe kuriozum – po co kobiecie taka wiedza?
Jednak Żmichowska twierdziła, że kobieta musiała być wychowywana na osobę samodzielną i świadomą. Taką, która potrafi sama podejmować decyzje, angażować się w życie publiczne i przyczyniać się do walki o niepodległość ojczyzny. Nie chciała bowiem, żeby młode panny myślały, że mogą być jedynie żonami i matkami. "Uczcie się, jeśli możecie; umiejcie jeśli potraficie i myślcie o tym, żebyście same sobie wystarczyły, bo w razie potrzeby nikt na was z opieką i wsparciem nie czeka" – pisała.
Żmichowska nie zatrzymała się zresztą w swojej walce o edukację tylko na pensji. Trzy lata przed założeniem własnej szkoły otworzyła nielegalną szkołę wiejską, bo walczyła również o prawo do nauki dla chłopów. Z kolei w 1862 r. rozpoczęła nieformalne kursy dla kobiet, które Wanda Żeleńska, matka Boya-Żeleńskiego, nazywała "pogadankami pedagogicznymi".
Jednak Żmichowska żyła nie tylko pedagogiką.
Fot. Wikimedia
Żmichowska miała nietypowy program nauczania i sama była nietypowa.
Po powstaniu listopadowym i jeszcze przed otwarciem własnej pensji Żmichowska często bywała w Paryżu, w którym mieszkał jej brat. Tam chłonęła atmosferę wolności i liberalizmu – ścięła włosy na krótko, publicznie paliła cygara (co było kobietom zakazane), zapisała się na wykłady do Akademii Francuskiej otwartej dotąd dla mężczyzn. Była też jedną z pierwszych kobiet, która weszła do Biblioteki Narodowej.
Już w latach 40. Żmichowska (znana pod pseudonimem Gabriella) zdobyła w w Warszawie taką sławę, że zaczęły do niej lgnąć kobiety, które podobnie jak one chciały się uczyć i walczyć o ojczyznę. Sama pedagożka nazwała je entuzjastkami.
"Amazonki te miały rozmaite kategorie. Najszlachetniejsze i w istocie niepospolite, to entuzjastki; bledszym ich odbiciem są późniejsze emancypantki, a światową ich parodią – lwice, które wzięły z nich tylko najbardziej zewnętrzne cechy: palenie cygar, krótkie włosy, swobodę w wypowiadaniu sądów" – pisał o entuzjastkach Tadeusz Boy-Żeleński.
Entuzjastki były pierwszymi polskimi emancypantkami i feministkami – na długo zanim ruch walczący o prawa kobiet pojawił się na ziemiach polskich. Żmichowska naprawdę wyprzedzała swoją epokę – swoje relacje z entuzjastkami, czyli gromadzącymi się wokół niej kobietami i dziewczętami, nazywała "posiestrzeniem". Była pierwsza – feministyczne "siostrzeństwo" (sisterhood), które także odnosi się do siostrzanej miłości kobiet, powstało znacznie później.
Narcyza Żmichowska była więc matką polskiego feminizmu i założycielką pierwszej feministycznej organizacji na ziemiach Polski, o czym dziś nie pamiętamy. Entuzjastki, które działały do 1850 r., walczyły o prawo do: wyboru życiowych partnerów (jak babcia i matka Żmichowskiej), niezależności ekonomicznej, nauki i kariery oraz angażowania się w życie publiczne i sprawy państwa. Ich zdaniem nie było wolnej Polski bez wolnych Polek.
Fot. Wikimedia
Żmichowska nie była przeciwna małżeństwom (ale tylko z miłości) czy rodzeniu dzieci – co jest (a właściwie powinno być) domeną feminizmu współczesnego, według którego kobieta może wybrać życiową rolę, jaką tylko chce, byle był to wybór świadomy – popierała także kobiety, które tak jak ona, chciały żyć samotnie. Najważniejsze było to, aby "nowa kobieta" myślała samodzielnie, była pracowita, rozwijała się i angażowała się w sferę publiczną.
I najważniejsze było bycie razem, o czym znowu pisał Boy-Żeleński: "W pewnej epoce rozkwitu »entuzjastek« – jak nazywały same siebie – Polska wyglądała na rodzaj ula, w którym Gabriella jest królową pszczół, a mężczyźni – nawet ci najgorsi – robią wrażenie trutni. Mąż jednej z entuzjastek (…) mawiał filozoficznie do żony: »Bo wy się w swoich przyjaciółkach kochacie, to wam już dla mężów miłości brakuje«.
Stąd plotki.
Czarne legendy
Żmichowska wielką kobietą była. Nie da się tego ukryć. Dlaczego więc o niej nie pamiętamy?
Przez plotki i hejt.
Po pierwsze zaczęto spekulować, że Żmichowska jest lesbijką, a to dla ówczesnych – w połączeniu z rewolucyjnym podejściem pedagożki do edukacji kobiet i jej nowoczesnego prowadzenia się – było już za wiele.
"Słuchaj Narcysso, Matka twoja gdyby żyła przeklęłaby miłość twoją - albo ciężką łzą opłakałaby nasz związek... Moja jedyna, ja ciebie kocham całą siłą mojego bytu - ale aby cię godnie kochać braknie i cnoty i wzniesienia ducha - nie dosyć jeszcze - ale co skarbów było w duszy mojej, wszystko ci oddałam - wszystko. W tobie tylko przychodzę do uczucia samej siebie..." – brzmiał opublikowany przez Boya-Żeleńskiego list entuzjastki Pauliny Zbyszewskiej do Żmichowskiej, kiedy ta przebywała w więzieniu.
Fot. Wikimedia
Nie tylko homoseksualizm był działem, który wytaczano przeciw Narcyzie. W latach 70-tych Żmichowska była już zmęczona walką o niepodległość, klęskami powstań, więzieniem i konspiracją. Zupełnie zmieniła więc swoje poglądy, zrezygnowana wyjechała do Paryża i odradzała walkę na rzecz kulturalnego oporu przeciw zaborcy. Wielu zarzucało jej więc wtedy zdradę narodową.
"Miłością żyła, prawdy szukała"
Narcyza Żmichowska zmarła 25 grudnia 1876 roku w Warszawie po ciężkiej chorobie. Pochowano ją na warszawskich Powązkach, a na jej grób ciągnęły zafascynowane nią kobiety.
Co ukazywało się ich oczom, kiedy odwiedzały grób Narcyzy? Inskrypcja na grobie: "Miłością żyła – prawdy szukała. Wspomnienie jej niech będzie przyszłości zapomogą".
Teraz brzmi to niestety jak kpina albo ponury żart. O Żmichowskiej prawie nikt już bowiem nie pamięta.
A powinnyśmy. Powinniśmy.