Matka Stefana W. ostrzegała, że syn może być niebezpieczny. Odpowiedź: "nic złego się nie dzieje"
Na tydzień przed tym, kiedy Stefan W. miał opuścić więzienie, jego matka ostrzegała gdańską policję, że jest zaniepokojona zachowaniem syna. Mundurowi powiadomili zakład karny. Jednak nie spowodowało to żadnych działań ze strony więzienia.
Matka niepokoiła się, że syn słyszał głosy, miał duże poczucie krzywdy, a o swoją sytuację obwiniał polityków. – Policjanci jeszcze tego samego dnia wysłali pismo do dyrektora zakładu karnego, w którym przebywał osadzony, informując go o pozyskanej wiedzy – potwierdziła „Wyborczej” przedstawicielka KMP w Gdańsku.
Według ustaleń gazety odpowiedź brzmiała: "nic złego się nie dzieje". A można było skorzystać, jak czytamy, z możliwości ustawy o postępowaniu wobec osób z zaburzeniami psychicznymi, które stwarzają zagrożenie życia.
Niestety, dwa tygodnie później Stefan W. zaatakował Pawła Adamowicza, co skończyło się śmiercią prezydenta Gdańska.
Wcześniej znajomy Stefana W. z Oliwy opowiedział o jego kryminalnej przeszłości z czasów, gdy był jeszcze nastolatkiem. Miał uzyskiwać pieniądze z kradzieży a także wynosić sprzęt elektroniczny z domu.
Zdarzały mu się pobicia i inne akty przemocy fizycznej z użyciem butelki czy noża. Już po śmierci Pawła Adamowicza z pięknym gestem w stronę matki Stefana W. wystąpił zastępca prezydenta Gdańska, który zaoferował jej pomoc.
źródło: "Gazeta Wyborcza"