Największy festiwal, który... nigdy się nie odbył. Organizator poszedł do więzienia, kulisy zobaczysz na Netfliksie

Sylwia Wamej
Miało być jak w bajce. Piękne plenery na rajskiej wyspie, zabawa z top modelkami, koncerty artystów i wydarzenie muzyczno-rozrywkowe, jakiego jeszcze nie było. Zamiast niego wielkie oszustwo, za którym stoi amerykański przedsiębiorca Billy McFarland. Netflix wyemitował właśnie dokument "FYRE: Najlepsza impreza, która nigdy się nie odbyła". To produkcja, którą ogląda się jak jazdę bez trzymanki.
To miała być rajska impreza, a wyszło wielkie oszustwo Fot. Screen/YouTube
Choć sezon festiwalowy dopiero przed nami, wielu uczestników już teraz kupuje karnety na największe polskie festiwale. To właśnie w zimowych miesiącach można kupić bilety po niższej cenie. Im bliżej festiwalu, tym droższe bilety. Czekając na ulubione, letnie koncerty warto obejrzeć dokument, który pojawił się na platformie Netflix w miniony weekend

"FYRE:Najlepsza impreza, która nigdy się nie odbyła" w reżyserii Chrisa Smitha to produkcja dla wszystkich fanów letnich imprez, organizatorów masowych wydarzeń, która traktuje o największym przekręcie ostatnich lat w rozrywkowym świecie.


Zaczęło się niewinnie, od jednej aplikacji
Obraz krok po kroku odsłania nam karty olbrzymiego oszustwa, za którym stoi 28-letni Billy McFarland. Zanim przejdę do jego historii, zacznijmy od początku.

Cała akcja zaczęła się niewinnie, od stworzenia aplikacji na telefon, pozwalającej rezerwować występy ulubionych artystów. Idąc krok dalej twórcy apki - przedsiębiorca Billy McFarland i raper Ja Rule - postanowili, że stworzą wielki festiwal muzyczny na bajecznej, ale i odludnej wyspie na Bahamach, należącej kiedyś do Pablo Escobara.

Na tym wydarzeniu miały wystąpić największe gwiazdy światowego formatu, m.in. Blink 128, Major Lazer, Disclosure oraz Rae Sremmurd. Aby wypromować nowy festiwal, organizatorzy zaprosili do sesji zdjęciowej największe modelki i celebrytki. Wszystko po to, żeby wydarzenie wydawało się jeszcze bardziej ekskluzywne. Nagrali teaser festiwalu, w którym dominowały takie hasła jak "najlepsza muzyka", "najlepsze jedzenie", "niepowtarzalna atmosfera". Wszystko zostało oczywiście okraszone pięknymi obrazkami, na których modelki beztrosko spędzają czas na rajskiej wyspie.

Kampania z pompą i na tym się kończy

Razem z filmem promocyjnym pojawiła się kampania reklamowa, strona internetowa, a do promocji wydarzenia zaangażowano mnóstwo influencerów. Zresztą zaangażowana w kampanię top modelka Kendall Jenner za publikację postu o festiwalu Fyre z odpowiednim hasztagiem dostała aż 250 tysięcy dolarów!

Ruszyła machina sprzedaży biletów, które kosztowały krocie. Za najtańszy trzeba było zapłacić 1,5 tysiąca dolarów, najdroższe kosztowały 12 tysięcy. Za taką gotówkę ekipa Billy'ego obiecywała dosłownie "złote góry": najlepsze jedzenie, pokoje w prywatnych willach i najdroższe jachty.

Pierwsze problemy zaczęły pojawiać się, gdy twórcy festiwalu musieli wynieść się z rajskiej wyspy. Rodzina Pablo Escobara już na etapie początkowej promocji wydarzenia prosiła organizatorów, żeby nie używali nazwy "wyspa Escobara".
Zamiast wykwintnego jedzenia, uczestnicy dostali kanapki z seremFot. Instagram/lamissen
Po publikacji spotu prawnicy rodziny Escobara zapowiedzieli, że wszyscy mają opuścić wyspę. Warto podkreślić, że teren kompletnie nie nadawał się do organizowania festiwalu. Mimo że wypowiadający się w dokumencie pomocnicy Billy'ego mieli świadomość, w co się pakują i że impreza może nie wypalić, on ignorował ich słowa i myślał, że wszystko da się załatwić pieniędzmi.

Rajska wyspa, która nie nadaje się do organizowania festiwalu
Tymczasem trzeba było znaleźć inną lokalizację. Padło na Exumę na Bahamach. Tam było jeszcze gorzej. Brakowało wody, jedzenia, rąk do pracy. Zatrudniono co prawda lokalnych robotników, jednak budowali oni namioty zrobione z odpadów po huraganie.

Wszystko się posypało, gdy dzień przed festiwalem przeszła potężna burza. Tysiące spragnionych dobrej zabawy, bogatych imprezowiczów zamiast luksusów zobaczyło przemoknięte namioty na miasteczku festiwalowym, a zamiast wykwintnego jedzenia kanapki z serem. Tłok, ścisk, chaos organizacyjny – to nie tak miała wyglądać impreza Fyre,

Billy nie okazał skruchy i nie przeprosił

Gdy do sieci trafiały relacje z tego, jakie na rajskiej wyspie panują warunki, również i gwiazdy zaczęły masowo odwoływać koncerty. To była jedna wielka katastrofa, jednak, jeżeli myślicie, że Billy okazał jakąkolwiek skruchę, jesteście w błędzie.

Na temat festiwalowej porażki wypowiedział się Ja Rule. "Pracujemy nad tym, aby sprowadzić bezpiecznie każdego z wyspy. Wkrótce wygłoszę oświadczenie, teraz jestem załamany. Chcieliśmy stworzyć niesamowite wydarzenie, to nie było oszustwo, tak jak wszyscy sądzą" - pisał raper w mediach społecznościowych. Ja Rule przeprosił za sytuację, stwierdził, że nie jest ona jego winą, ale bierze za nią całkowitą odpowiedzialność.

Billy jest jak "wilk z Wall Street"
W filmie o Billy'm padają słowa: "to kłamca i oszust". 28-letni przedsiębiorca jest trochę takim "Wilkiem z Wall Street", sprzedawcą marzeń, który potrafi wcisnąć ludziom dosłownie wszystko. Już w wieku 13 lat Billy założył swoją pierwszą firmę. Sporą popularność przyniosło mu założenie firmy Magnises.

Produkowała ona luksusowe karty kredytowe dla millenialsów. To był idealny produkt dla amerykańskich dzieciaków, które chciały wejść do świata luksusowych imprez. Niestety, po pewnym czasie okazało się, że karta to zwykły bubel.

Zresztą po aferze z Fyre Festiwal dalej nie przestawał oszukiwać. Choć był pod lupą FBI, wykorzystał listę mailingową festiwalu i rozsyłał uczestnikom oferty wzięcia udziału w luksusowych wydarzeniach, takich jak m.in. pokaz mody Victoria's Secret oraz nagrody Grammy.

Choć robił to nielegalnie, na nowym biznesie zarobił 100 tysięcy dolarów. Bohaterowie filmu na Netfliksie mówili o nim, że jest okrutnym kłamcą, manipulatorem i socjopatą. Ostatecznie za wszystkie machlojki został skazany na 6 lat więzienia .

Dokument ogląda się trochę jak jazdę bez trzymanki. Wraz z kolejnymi mijającymi minutami filmu, idziemy dalej w głąb kłamstw i przekrętów. Nie brakuje momentów, gdzie oczy otwierają się bardzo szeroko, bo nie dowierzamy, że wykształceni ludzie, którzy wykonują swoją robotę od lat, są zdolni do tak okropnych poświęceń, aby uratować festiwal. Przykładem jest fragment, w którym producent imprez Andy King mówi o tym, w jaki sposób ma zdobyć wodę na festiwal.

"Billy zadzwonił i powiedział 'musisz poświęcić się dla dobra zespołu. Masz possać jednemu z urzędników, dyrektorowi, by przepuścił nasze kontenery z wodą. Ocalisz festiwal' - mówił do kamery, po czym dodał: 'Wyobrażacie sobie? 30 lat kariery i do tego doszło? Zamierzałem to zrobić. Szczerze".

Są też momenty, gdzie współczujemy nie tylko uczestnikom, ale też pracownikom Fyre Festival, którzy nigdy nie otrzymali wynagrodzenia na swoją pracę. Mało tego, niektórzy, tak jak właścicielka restauracji, do której przychodzili uczestnicy imprezy, musieli wydać 50 tysięcy dolarów, z własnych oszczędności. Kobieta ze łzami w oczach opowiada, że nigdy nikt jej nie podziękował za pracę. "Chcę zapomnieć, wymazać z pamięci ten festiwal"– ucina.