PAP broni się po krytyce ws. niesprawdzonych informacji o Stefanie W. Opisali coś, czego nie było
W piątek rano PAP podała, że Stefan W. zeznał, iż w grudniu próbował wedrzeć się w nocy na teren Pałacu Prezydenckiego. Służba Ochrony Państwa szybko to zdementowała. Mimo to PAP w kolejnej depeszy podała, że według prokuratury W. był przy Pałacu i mógł planować przestępstwo. Dziennikarze innych mediów krytykowali państwową agencję. Ta jednak broni się, że trzy depesze to nie jest wystarczająca podstawa do oceny pracy dziennikarzy w tym dniu.
PAP powołała się na źródła zbliżone do śledztwa ws. ataku Stefana W. na Pawła Adamowicza. W tekście padła informacja, że o pobycie w Warszawie zatrzymany powiedział śledczym w trakcie przesłuchania. Do stolicy miał polecieć samolotem i pójść do kasyna. Około trzeciej w nocy miał znaleźć się przed Pałacem Prezydenckim i próbować dostać się na jego teren. Nie sforsował jednak ogrodzenia i wrócił na gapę pociągiem do Gdańska.
Dziennikarze innych redakcji próbowali uzyskać potwierdzenie i szczegóły incydentu. Jednak SOP ustami rzecznika poinformowała, że w dniu, w którym W. miał być w Warszawie, do takiego incydentu nie doszło.
Dziennikarze krytycznie oceniali informacje podane przez PAP. Zwracali uwagę, że rano podano jako prawdziwe stwierdzenia Stefana W. o pobycie w Warszawie, nie zaznaczając, że to niezweryfikowany fragment jego wyjaśnień.
"PAP nie powinien używać sformułowania 'próbował się wedrzeć' - jeśli nie było próby - powinien przed wypuszczeniem depeszy skontaktować się z rzecznikiem SOP. Ot takie fundamenty dziennikarstwa, o których państwowej agencji informacyjnej nie uchodzi zapominać" – pisał Konrad Piasecki na Twitterze.
"Dziennikarze, krytykujący w tym kontekście PAP oraz redakcja Wirtualnych Mediów, ograniczyli się do opisu zaledwie trzech, przedpołudniowych depesz. Nie jest to wystarczająca podstawa do oceny pracy dziennikarzy Polskiej Agencji Prasowej w tym dniu" – napisał Wojciech Surmacz.
źródło: Wirtualne Media