Kocham Instagram, ale mam dość. 10 instarzeczy, które mnie wkurzają

Ola Gersz
Natrętne lokowanie produktów, chwalenie się rodzinnym szczęściem, parówkowe zdjęcia nóg, irytujące boty. Instagram potrafi wkurzyć. Nawet największego fana.
Instagram bawi, cieszy, uczy, ale i... wkurza Fot. Pixabay
Co tam Facebook, teraz króluje Instagram.

To tam dzieją się gwiazdorskie batalie, mają miejsce śmiałe deklaracje i tam pojawiają się zdjęcia, które w cybersferze krążą potem przez tygodnie i miesiące. Tam każdy poszukiwacz piękna może znaleźć tony inspiracji (od sztukę przez urządzenie domu po modne ubranka dla psów), a każdy zwykły zjadacz chleba może podzielić się sukcesami, porażkami lub normalnościami codziennego życia.

Tam amatorzy mogą udawać profesjonalnych fotografów, a celebryci – zwykłych ludzi. Influencerzy mogą zarabiać grube pieniądze, a mikroinfluencerzy dostawać ładne rzeczy za darmo.


Instagram jest więc dobrem i pięknem (chociaż oczywiście trzeba podchodzić do niego ostrożnie i z rozumem), a kto nie ma jeszcze swojego instaprofilu, nie wie co traci. Bo to wcale nie tylko selfie i zdjęcia jedzenia, to cały Kosmos, w którym znajdziesz wszystko, co chcesz (chociaż niektórych rzeczy lepiej wcale nie szukać).

Ale im więcej czasu poświęcasz w instasferze, tym bardziej jesteś wyczulony na jego wady. A nie łudźmy się, Instagram bez wad nie jest. Coś o tym wiem. Instagram to medium społecznościowe, które jest dla mnie osobiście ważniejsze niż Facebook i Twitter razem wzięte. Obserwuję stanowczo za dużo profili, a w zakładce „zapisane” mam ilość zdjęć, która niektórych mogłaby przytoczyć. Kocham to, ale czasem jestem zirytowana. I to na maksa.

Oto 10 rzeczy, które wkurzają mnie na Instagramie (o jednej, czyli tym, że wszystkie zdjęcia na Instagramie są takie same, pisałam już tutaj).

Chamskie lokowanie produktu


Mikroinfluencerzy i instagramerzy, którzy nie mają statusu Chiary Ferragni czy Maffashion (a tych jest ich znacznie, znacznie więcej), są zależni od reklamodawców. Można się burzyć, ale takie są prawa kapitalizmu. Jednak o pieniądze wcale aż tak często nie chodzi.

Jeśli masz już kilka tysięcy obserwujących i niezłe zasięgi, może zgłosić się do Ciebie ktoś z iście diabelską propozycją: „hej, damy Ci 30 kartonów mleka owsianego, jeśli zareklamujesz nasz cudowne mleko owsiane”. Oczywiście owsiane mleko piechotą nie chodzi i mówisz gorące „tak”. Dostajesz swoje zgrzewki, robisz piękne zdjęcie z mlekiem pod tytułem „tu wcale nie chodzi o mleko” i podpis w ten sam deseń. Czasem dasz hasztag #ad czy #reklama, żeby być uczciwym i nie oszukiwać swoich widzów, że tak sam z siebie wychwalasz mleko owsiane.

Oczywiście mleko mlekiem, to może być wszystko: eko śpioszki dla dziecka, termos termiczny na górskie wycieczki czy spersonalizowany zegarek.

Nie czepiam się reklam i sponsorowanych postów. Ba, sama bym połasiła się na mleko owsiane (czy cokolwiek innego za darmo). Ale kiedy przeglądam mój feed i co drugi post przedstawia konkretne marki i to w zawoalowanej formie „zwykłego zdjęcia mojego pięknego życia”, to po prostu mam już dość. Po pierwsze przyszłam tu dla zdjęcia, nie dla reklamy, po drugie nie chcę niczego kupować, po trzecie mleko owsiane jest niedobre.

Dzieci bez twarzy

Nie chcę krytykować tu żadnych rodziców – ich dziecko, ich sprawa. Każdy wie, co dla ich maluchów jest najlepsze i nikt ma prawa się w ich decyzje wtrącać. To powiedziawszy, mogę być szczera – nic mnie ostatnio nie denerwuje tak, jak niepokazywanie twarzy dzieci. Jakby były poszukiwanymi listem gończym zbiegami.

Ten trend dominuje głównie wśród polskich celebrytek. Swoje dziecko wyłącznie od tyłu pokazują chociażby Anna Lewandowska, Natalia Siwiec czy Maja Bohosiewicz. Chronienie prwatności dziecka? Kwestie bezpieczeństwo? Czekanie na sesję w magazynie? Nie mam pojęcia, ale denerwuje mnie to, że na Instagramie, który służy do pokazywania, coś się ukrywa.

Zwłaszcza, kiedy robi się to nachalnie. A to już niestety jest i nachalne, i sztuczne. Mniej personalna chęć, bardziej moda.

Nogi czy hot dogi?

Teraz nie jest na to sezon, ale już za kilka miesięcy zaleje nas fala nóg na plaży. Lub parówek na plaży. Nie widać różnicy.

Na początku nad takim zdjęciem przechodziłam do porządku dziennego. O ładne nogi, o ładna plaża, fajnie, polubię. Kiedy na swoim feedzie widziałam takich zdjeć kilkanaście, miałam ochotę te parówkowe nogi dziabnąć czymś ostrym (chociażby przez ekran). W końcu zrobił się taki przesyt, że wygrała ironia i ludzie zaczeli wprost mówić, ze nogi z tej perspektywy przypominają parówki.

Teraz jest to już trochę śmieszne, ale nadal denerwujące. Apeluję o ban smartfonów na plażach i na basenach.

"Jestem w ciąży i nie dam Wam o tym zapomnieć"

Jesteś w ciąży? Cieszę się Twoim szczęściem, życzę zdrowia dla mamy i dziecka. Ale czy mogłabyś przestać chwalić się swoim brzuchem i pisać o "oczekiwaniu na mały cud" W KAŻDYM POŚCIE?

Tak, jestem złośliwa. Nie, nie mam nic przeciwko ciąży i dzieciom. Ale po prostu kluczem na Instagramie i w życiu jest umiar. A kiedy widzę kolejne piękne zdjęcie instagramerki, na którym trzyma się ona za brzuch, to ta granica umiaru została przekroczona.

To tak jakby ktoś co chwila wstawiał zdjęcie kawy ze Starbucksa. Każdy miałby dość. A z ciążowym brzuszkiem jest niestety podobnie.

"Jestem zakochany/a i też nie dam Wam o tym zapomnieć"

Jak wyżej, ale już nie z ciążowym brzuchem, ale z całusami, objęciami i deklaracjami. Dwa, trzy zdjęcia ze swoją wielką miłością? Super, nie mam nic przeciwko! Fajnie widzieć miłość i szczęście.

Ale jeśli tych zdjęć jest kilkanaście czy kilkadziesiąt? Litości. Nie chodzi tu nawet o żadną zazdrość w stylu "jest mi smutno, więc nie chcę żeby inni byli szczęśliwi", ale po prostu to przesyt. Zwykły, ludzki przesyt.

A czasem niesmak.

"Patrzcie, jestem na siłowni"

Jesteś fit? Super, tylko pozazdrościć. Ruch to zdrowie! Ale czy mógłbyś nie informować o tym w co drugim poście?

Zdjęcie bez koszulki (męskie) w siłowni na lustrze, zdjęcie w sportowym staniku (damskie). Na przyrządach, obok przyrządów. Na siedząco, stojąco i w skłonie. Mięśnie tak napięte, że mogę je policzyć, nie będąc nawet fizjoterapeutą. Ograniczmy może takie zdjęcie do jednego w tygodniu. Proszę?

Swoją drogą, do tej kategorii mogłabym również podpiąć zdjęcia... tyłków. To że masz ładne cztery litery, nie znaczy, że koniecznie chcę je oglądać.

Obserwujący wiedzą najlepiej

Z tym na Instagramie może spotkać się: celebryta, matka, człowiek z nadwagą/niedowagą, weganin/mięsożerca. Słowem każdy. Bo każdy może kogoś czymś wkurzyć. A mówiąc po instagramowemu: striggerować.

Jesz mięso? Hejt w komentarzach: zabijasz zwierzęta i to nie zdrowe. Myjesz dziecko w umywalce? Fuj, to niehignieczne, jesteś wyrodną matką. Zdjęcie bez makijażu? Masz spuchnięte oczy, przydałyby się jakieś kremy, a w ogóle to jesteś brzydka. Zdjęcie z makijażem? Wolę cię w naturalnym looku, makijaż to sama chemia.

I tak dalej, i tak dalej. Swoich osberwujących nigdy nie zadowolisz. Zawsze coś. I pamiętaj: oni wiedzą najlepiej. A przynajmniej tak im się wydaje.

Boty pozdrawiają

Boty na Instagramie to prawdziwa plaga. Atakują i instagramerów, i zwykłych maluczkich. Czym są? Natrętami. Komputerowymi natrętami, mówiąc wprost.

"Świetne", "Fantastyczny post", "Piękny profil, cieszę się, że na niego trafiłem", Świetny profil, jeśli chcesz dotrzeć do jeszcze więcej obserwujących, zapraszam do współpracy", "Beautiful pic" – komentarze z księżyca, dziwna nazwa profilowa, tysiące obserwowanych i 0 obserwujących oraz dziwaczne zdjęcia na profilu. To musi być bot.

Boty oszukują, mamią i denerwują. Świat bez botów byłby lepszy.

Grupy wzajemnej adoracji

Fajnie mieć przyjaciół i grupę wsparcia i fajnie, kiedy dziewczyny wspierają dziewczyny. To jest zawsze na plus, może świat wcale nie jest taki zły?

Ale na Instagramie to często razi. Komentarze pod niektórych zdjęciami od tak zwanych "przyjaciółeczek" to litry wazeliny. Takiej ilości słodyczy nikt nie wytrzyma. Grozi cukrzycą, a i sama wazelina też w nadmiarze niedobra. Bo można się poślizgnąć.

W wazeliniarstwie na Instagramie królują amerykańskie gwiazdy. Kiedy w dobie #MeToo pojawił się temat wspierania kobiet przez kobiety – co popieram, więcej siostrzeństwa! – niektóre aktorki czy piosenkarki robią wszystko, żeby nie zarzucono im, że z tego stania murem za siostrami się wyłamują. Więc kadzą – oczywiście publicznie.

Bycie miłym jest ważne, ale naprawdę, co za dużo, to niezdrowo.
Fot. Instagram / Reesee Witherspoon
Fot. Instagram/ Zoe Kravitz

Ocean hasztagów

Wiem, że bez hasztagów na Instagramie się nie zaistnieje. Chcesz być influencerką? Bez nich ani rusz. To klucz, największe dobro, światło instagramowego życia.

Ale kiedy tych hasztagów jest kilkadziesiąt, z czego 3/4 jest w stylu: #instaboy, #polishgirl, #cutecouple, #picoftheday, to coś mnie strzela. Po pierwsze brzydko to wygląda pod ładnym zdjęciem, po drugie nuda, po trzecie śmiesznie i straszno.
Ale mimo tego wszystkiego kochajmy Instagram. Ale z głową.