Marek Migalski #TYLKONATEMAT: PiS nie straci wiele poparcia przez taśmy Kaczyńskiego. Ważniejsza jest afera z "Misiem"

Jakub Noch
Ta taśma nie jest dla Jarosława Kaczyńskiego bardzo niszcząca – mówi #TYLKONATEMAT dr Marek Migalski. – Około 25 proc. Polaków uzna, że tam absolutnie nie ma nic złego. Ba, zapewne będą mówili, iż te nagrania stawiają prezesa w dobrym świetle. Gra polityczna toczy się jednak o kilka do kilkunastu procent elektoratu, który na PiS głosował i być może rozważa ponowne zagłosowanie na tę partię, ale nie są to beton, który niczego nie widzi i nie słyszy – zaznacza były europoseł i politolog.
Fot. Bartłomiej Barczyk / Agencja Gazeta
Gdy pojawiły się pierwsze pogłoski o publikacji "Gazety Wyborczej" na temat Jarosława Kaczyńskiego, na opozycji wybuchła euforia...

A to chmura, z której spadł mały deszcz. Co oczywiście nie oznacza, że całkowicie się nad obozem "dobrej zmiany" rozpogodziło. Jakiś deszcz spadł, ale był o wiele mniejszy niż wszyscy się spodziewali.


Ta taśma nie są dla Jarosława Kaczyńskiego bardzo niszcząca. Na nagraniu nie padają żadne brzydkie słowa, a w tym, co mówił, raczej nie uda się doszukać złamania prawa. Dowiedzieliśmy się jedynie, że Jarosław Kaczyński to twardy biznesmen, bardzo dbający o finanse swojej partii i potrafiący szczegółowo negocjować warte ponad miliard złotych interesy.



I właśnie ta kwestia jest dla PiS najbardziej kłopotliwa. Po pierwsze, to wszystko stoi w sprzeczności z obrazem Jarosława Kaczyńskiego. Okazało się, że on nie jest taką gapą, jak wszyscy myśleli. Jest co najmniej cwaną gapą.

Po drugie, te obrazki stoją w sprzeczności z tym, co PiS o sobie mówiło. Twierdzili, że są partią różniącą się od innych. Tymczasem na tym nagraniu PiS wychodzi oligarchiczną formację, uwłaszczająca się na majątku państwowym.

Jaki segment elektoratu Zjednoczonej Prawicy może odstręczać ten obraz prezesa-biznesmena?

Nie wyobrażam sobie, by po usłyszeniu tych rewelacji z taśmy Kaczyńskiego jakikolwiek twardy wyborca PiS nie chciał ponownie zagłosować na ukochaną partię...

To jest akurat bardziej niż oczywiste.

Tak, twardego elektoratu żadne rozterki nie dotyczą. Około 25 proc. Polaków uzna, że tam absolutnie nie ma nic złego. Ba, zapewne będą mówili, iż te nagrania stawiają Jarosława Kaczyńskiego w dobrym świetle. Gra polityczna toczy się jednak o kilka do kilkunastu procent elektoratu, który na PiS głosował i być może rozważa ponowne zagłosowanie na tę partię, ale nie są to beton, który niczego nie widzi i nie słyszy.

Nie jestem dziś w stanie oszacować, jaką stratę może ponieść Zjednoczona Prawica, ale z pewnością taśmy Kaczyńskiego nie pomagają utrzymać wysokiego poparcia. Sądzę jednak, że akurat ze względu na tę aferę PiS za dużo nie straci. No chyba, że są jeszcze inne taśmy, z jakimiś ciemniejszymi sprawami...

Kłopotliwy dla partii rządzącej jest za to cały obecny kontekst. Nagrania pojawiły się bowiem w okresie, gdy żyjemy kolejnymi informacjami o "nieładnym zachowaniu" ludzi władzy. Przecież wczoraj mieliśmy zatrzymanie Bartłomieja M., czyli bliskiego człowieka wiceprezesa PiS Antoniego Macierewicza!

Która z tych nowych afer silniej zagraża dobrostanowi obozu władzy?

Uważam, że bardziej szkodliwy jest obraz – mam nadzieję, że to nie będzie język nienawiści – "Misia" od Antoniego Macierewicza w rękach CBA niż taśma Kaczyńskiego. Choćby dlatego, że Bartłomiej M. mógł brać udział w działalności przestępczej, a na nagraniu z prezesem słyszymy może coś ogólnie nieładnego, ale mieszczącego się w granicach biznesowych negocjacji.

Dla PiS potencjalnie bardziej destrukcyjna jest więc sprawa asystenta wiceprezesa niż rozmowa samego prezesa. W historię z Bartłomiejem M. zaangażowane są już organy państwa i (o ile podejrzenia okażą się prawdzie) chodzi w niej o najprostsze w świecie przekręty. To jest obraz o wiele bardziej plastyczny.

W sprawie taśmy Kaczyńskiego nie ma żadnego wątku, który łatwo przemawiałby do wyobraźni wyborców. Dlatego ta PiS-olubna część mediów próbuje obrócić wszystko w żart i twierdzą, że najmocniejszy fragment nagrania dotyczy komentarza na temat spodni tłumaczki. No i prawdą jest, iż to jedyny obyczajowo mięsisty kawałek.

Czy zaskoczyło pana, że Jarosław Kaczyński bał się Jana Śpiewaka? Przez moment można odnieść wrażenie, iż obawiał się młodego radnego z Warszawy bardziej niż najpotężniejszych konkurentów z opozycji.

Jan Śpiewak ogłosił teraz swoje zwycięstwo i przekonuje, iż to on zablokował plany prezesa PiS. Jednak rzeczywistość jest nieco inna. Kaczyński co prawda wspomina, iż Śpiewak sprawę nagłośnił, ale później mocno skarży się na działania ratusza.

Co pokazuje, że naprawdę krwi napsuła mu głównie Hanna Gronkiewicz-Waltz, czyli przedstawicielka największej partii opozycyjnej. Irytacja na jej działania jest u Kaczyńskiego bardzo wyczuwalna.

Jak ocenia pan reakcję PiS na poziomie marketingowym? Bagatelizowanie doniesień "Wyborczej" w ramach akcji #JaCieNieMoge pomaga ugasić pożar, czy raczej go podsyca?

Jeśli PiS będzie konsekwentnie opowiadało, że mamy do czynienia jedynie z mokrym kapiszonem, a najważniejsza była wypowiedź o spodniach, to zapewne część wyborców skutecznie przekona. Wszystkich problemów w ten sposób jednak nie uda się im przykryć.


Fakt, iż taśma nie będzie miała natychmiastowego wpływu na zmianę nastrojów społecznych nie oznacza, że ten obrazek jest ładny. Jest on brzydki. Pokazuje przecież prezesa PiS mającego "na telefon" szefostwo państwowego banku i troszczącego się głównie o interesy partii.

Podkreślam jednak, że na korzyść PiS mocno działa to, iż w tej sprawie brakuje prochu. Opozycja zapewne trochę go znajdzie, ale wielkiego wybuchu z tego nie będzie. To nie jest koniec PiS.