W odpowiedzi prawicowej dziennikarce. "Pani Basia" od prezesa to nie seksizm, ale... coś gorszego

Ola Gersz
Kojarzycie panią Basię? Większość odpowie pewnie, że jasne, to sekretarka Jarosława Kaczyńskiego z "Ucha Prezesa". Barbarę Skrzypek "panią Basią" nazwał publicznie nawet lider PiS. Czy to określenie ośmiesza tę wpływową w PiS kobietę? Nie, problem tkwi w czymś innym.
Katarzyna Gójska zwróciła uwagę na ważny problem Fot. screenshot z Twittera / Telewizja Republika
"Pani Basia". Takie określanie w mediach Barbary Skrzypek – dyrektorki biura prezydialnego PiS oraz szefowej kancelarii prezesa, której nazwisko ostatnio wypłynęło w kontekście "taśm Kaczyńskiego" – oburzyło dziennikarkę Telewizji Republiki Katarzynę Gójską.

– Jest od lat obiektem drwin, szyderstw, kłamliwych oskarżeń i po prostu pogardy. Czy kojarzą Państwo jeszcze kogoś w życiu publicznym, o kim politycy czy dziennikarze mówiliby pani Basia [na ekranie pojawiło się zdjęcie Barbary Nowackiej – red.], pani Ewcia [fotografia Ewy Kopacz] albo pani Małgosia [Małgorzata Kidawa-Błońska] czy nawet pani Kasia [Katarzyna Lubnauer]? Tymczasem pani Barbara tak właśnie jest określana – mówiła dziennikarka.


Jak stwierdziła, politycy z "szeroko pojętego środowiska totalnej opozycji" oraz sprzyjający im dziennikarze celowo nazywają Barbarę Skrzypek "panią Basią", aby "wypaczyć jej wizerunek i tym samym wypaczyć wizerunek lidera PiS, tworząc wokół Jarosława Kaczyńskiego klimat dziwactwa".

– Zwrot "pani Basia” (…) ma w oficjalnym przekazie wywołać u odbiorców mediów odczucie, że pani Barbara Skrzypek jest osobą infantylną, nieprofesjonalną, bezwolną marionetką w rękach szefa PiS – stwierdziła Gójska.

Dziennikarka odniosła się także do wieloletniego doświadczenia Skrzypek, która zasiada również w radach nadzorczych i uważana jest za najbardziej wpływową – jednocześnie mało znaną – kobietą w Prawie i Sprawiedliwości.

– Czy jeden z najbardziej wpływowych polityków w Polsce od ponad dwóch dekad współpracował by z kobietą niepoważną, słabą merytorycznie czy nieprofesjonalną? Pani Barbara Skrzypek (...) swoją wiedzą na temat polityki mogłaby zakasować wszystkie "polityczki” Platformy Obywatelskiej razem wzięte – argumentowała Katarzyna Gójska, ironicznie akcentując żeńską formę słowa politycy (uważaną przez prawicowe środowiska za przesadnie poprawną polityczną, co jest nieprawdą).

– Jak się ma ten celowy, upokarzający, podważający jej kompetencje zabieg propagandowy środowiska PO i sprzyjających mu dziennikarzy do wzniosłych słów o walce ze stereotypami pokazującymi kobiety jako mniej profesjonalne od mężczyzn? – spytała dziennikarka Telewizji Republika, nawiązując do sobotniej konwencji Koalicji Obywatelskiej "Kobieta, Polska, Europa".

– Pogarda. Trudno naprawdę użyć innego słowa – podsumowała Gójska istnienie zwrotu "pani Basia" w przestrzeni publicznej. Ale czy to naprawdę seksizm i chęć zdyskredytowania Skrzypek przez "złą opozycję"?

Nie do końca.

Pani w centrali
To, że kobiety w 2019 roku wciąż mają trudniej w zdominowanym przez mężczyzn świecie polityki – czy to w Polsce, czy za granicą – nie jest żadną tajemnicą.

Nie tylko muszą mierzyć się z seksistowskimi zaczepkami i określeniami ("aniołki Glapińskiego"), ale również uwagami o swoim wyglądzie (co spotkało chociażby Magdalenę Ogórek, kiedy kandydowała na prezydent – uważano, że jest "za ładna") czy presją, aby pokazać, że są równie dobre jak mężczyźni. To smutne, ale wciąż wiele z nich musi to udowadniać.

Katarzyna Gójska, chcąc nie chcąc, zwraca na ten problem uwagę. Ale nie widzi szerszego kontekstu "pani Basi".

Jednak jak naprawdę powstała "pani Basia"? Otóż nazywa ją tak sam Jarosław Kaczyński, a więc szef Skrzypek.

– Mamy w centrali dwie panie: bardziej znaną panią Basię, i mniej znaną, mam nadzieję, że już niedługo, panią Kasię – mówił lider PiS o Katarzynie Lubiak, wówczas kandydatce do sejmiku województwa mazowieckiego.

I Skrzypek, i Lubiak są jednymi z najbardziej zaufanych osób w otoczeniu Kaczyńskiego. Podkreślał, że są w jego biurze "bardzo ważne" i bez nich "partia znajdowałaby się w dużo gorszej kondycji". Czy fakt, że Kaczyński nazywa te dwie szanowane przez siebie kobiety vel "pani Basia" i "pani Kasia" oznacza, że z nich drwi?

"To ta Basia z Ucha"
Oczywiście, że nie.

W tym przypadku to wyraz sympatii, efekt wieloletniej znajomości. Działa to na tej samej zasadzie, jak zwracamy się do koleżanek czy kolegów z pracy: "to pan Marek" a to "Ewcia".

Najbardziej "pani Basia" zaistniała dzięki satyrycznemu "Uchu Prezesa". Szefowa biura lidera PiS nie jest tam "Barbarą Skrzypek", ale właśnie "panią Basią". Tak zwracają się do niej i członkowie PiS, i goście. Sama nie ma nic przeciwko – wszystko zostaje w partyjnej rodzinie, sami swoi.

Odpowiedzmy sobie też na pytanie, czy większość z nas wie, kim jest Barbara Skrzypek? Mimo jej ważnej pozycji w partii Skrzypek trzyma się raczej z dala od mediów, a jej nazwisko zrobiło się popularniejsze dopiero dzięki aferze z wieżowcami na Srebrnej.

Nic więc dziwnego, że kiedy o Skrzypek mówią media używają jej przydomka (bo to już właściwie przydomek) "pani Basia". Dzięki temu, każdy wie o kogo. chodzi "Aaa, to ona, ta z Ucha Prezesa!". I wszystko jasne.

Pan Kazio
90 procent przekazów medialnych o pani Basi nie ma jej więc ośmieszyć. O Beacie Mazurek dziennikarze i opozycja nie mówi "pani Beatka", a o minister edukacji – "pani Ania". Owszem, czasem słyszy się o "Krysi Pawłowicz", ale nigdy publicznie – raczej w ironicznych i hejterskich komentarzach internautów.

Wcale nie chodzi więc o seksizm. W tym przypadku płeć jest na drugim planie.

O co więc chodzi? O klasowość. Hierarchię.

Barbara Skrzypek jest szefową biura Jarosława Kaczyńskiego i PiS, ale dla większości ludzi jest po prostu sekretarką. A sekretarki to właśnie "panie Jole", panie "Ole" i "panie Grażynki". Podobnie asystentki czy sprzątaczki.

Ale też znajomy hydrualik to "pan Kazio", kierowca – "pan Tomek", a dozorca "pan Zenek". Znamy to z polskich seriali, filmów, z własnego bloku, szkoły i miejsc pracy.

Gójska pyta więc dlaczego nie nazywamy polityczek opozycji z imienia? Dlatego, że są posłankami. To stoi w hierarchii zawodów niestety wyżej niż sekretarki, sprzątaczki czy dozorcy. Często pomijani i niewidziani, określani sympatycznymi zdrobnieniami.

Ewa Kopacz nie będzie więc "pani Ewcią", a Katarzyna Lubnauer – "panią Kasią". Jarosław Kaczyński nie będzie "panem Jarkiem", a Donald Tusk – "Donkiem".

To taka nasza polskość. Mówienie do "ludzi pracujących" po imieniu. Bo jest wtedy miło i sympatycznie. W większości przypadków nie chcemy nikogo zdyskredytować ani ośmieszyć, raczej go szanujemy i lubimy, a przez to wchodzimy na wyższy poziom interakcji. "Proszę pani" zmienia się w "panią Basię" właśnie.

Umiar mile widziany
Zawsze jednak warto zapytać, czy chcemy, żeby ktoś nazywał nas "Oleńką" czy "Andrzejkiem". Barbara Skrzypek pewnie nie ma pretensji do swojego szefa za nazywania jej "panią Basią" – znają się i lubią.

Może mieć jednak za złe, że media aż tak podchwyciły ten kameralny przydomek i używają go ile wlezie. Co innego pisać "Barbara Skrzypek, która znana jest z Ucha Prezesa jako pani Basia" albo "Barbara Skrzypek, zwana przez Jarosława Kaczyńskiego panią Basią", a co innego pisanie o niej po prostu "pani Basia".

Wtedy to już faktycznie infantylność. "Pani Basia" ma nazwisko. O kimś, kto istnieje w polityce nie powinniśmy mówić zdrobnieniami. Bo nie wypada i słabo to brzmi.

"Pani Basia" ma więc zniszczyć Jarosława Kaczyńskiego? Hm, nie. Chyba, że Jarosław Kaczyński, nazywając dyrektorkę swojego biura zdrobnieniem, sam chciał siebie zniszczyć. A to raczej mało prawdopodobne.

To więc żadna pogarda. Raczej polska swojskość. Która powinna mieć jednak swoje limity.