Miejskie autko pełne finezji. Nowe Audi A1 jest świetne, ale hitem w Polsce raczej nie będzie
Nowy najmniejszy samochód w gamie Audi wygląda dobrze, dobrze jeździ, jest całkiem nieźle wykonany, słowem prawie nie ma tu do czego się przyczepić. Tylko jak często widujecie na ulicach Audi A1? Z tym modelem raczej nie będzie inaczej.
Audi A1 to trochę taki powiew szaleństwa producenta z Ingolstadt. Bo kiedy każdy kolejny model sprawia wrażenie delikatnej ewolucji względem poprzednika, tak nowe A1 jest naprawdę nowe. W ogóle nie przypomina swojego poprzednika. Styliści mieli chyba tylko jedno zadanie: zrobić miejskiego malucha, który w starciu z Mini nie będzie wyglądał po prostu nudno.
Fot. naTemat
Do tego poza samym grillem mamy jeszcze dodatkowe wloty powietrza. Dzieła dopełniają równie agresywne reflektory w technologii LED. Swoją drogą, przyjrzyjcie się światłom dziennym. Są "poszarpane", nie stanowią już jednej linii. Podobne światła są z tyłu. W ogóle samochód wygląda trochę jak maska Darth Vadera. A teraz pomyślcie, że możecie zamówić A1 z białymi felgami i czerwonym lakierem. Albo miedzianym lakierem i złotymi (!) felgami. Tutaj naprawdę będzie można się wyróżnić.
Fot. naTemat
Aha - auto jest szersze, niższe i dłuższe względem poprzednika. Dzięki temu świetnie wygląda, a w środku jest całkiem znośnie jeśli chodzi o przestrzeń. W A1 naprawdę da się przewieźć cztery dorosłe osoby. Nie mówię, że od razu przez całą Polskę, ale można jechać. Bagażnik oferuje przyzwoite 335 litrów - o 65 więcej niż wcześniej.
Fot. naTemat
A1, jak przystało na Audi, prowadzi się wręcz doskonale. Tak po prostu. Spędziłem z nim na jazdach testowych co prawda tylko około dwóch godzin, ale da się to wyczuć.
Z tyłu może i jest "tylko" układ z belką skrętną, ale realnie nie czuć tego w ogóle. Zresztą takie rozwiązanie stosuje się w wielu hothatchach, a A1 - choć na razie dostępne są tylko bardzo "cywilne" wersje - prowadzi się właśnie jak taki hothatch. Układ kierowniczy jest ostry jak brzytwa, na koła przekłada się nawet najdrobniejszy ruch kierownicą. Jako kierowca tego auta po prostu zawsze wiesz, co się stanie, jeśli wykonasz określony manewr.
Fot. naTemat
A może raczej prowadzi, a nie jeździ. Bo silniki... Cóż, na razie nie są tak bardzo premium. Wszystkie egzemplarze udostępnione do jazd próbnych - bo z A1 zmierzyliśmy się w Krakowie - były wyposażone w litrowy silniczek. Trzy cylindry, 116 koni mechanicznych. To taka sama jednostka, którą możecie równie dobrze mieć w Seacie Ibizie czy w Volkswagenie Polo.
Fot. naTemat
Co ciekawe, ten litrowy motorek może być... słabszy. Audi ma też wersję 95-konną. Na szczęście już niedługo mają trafić do oferty jednostki czterocylindrowe. 1.5 TSI będzie miał 150 koni, a potem zostanie jeszcze udostępniony dwulitrowy TSI o mocy 200 koni. W połączeniu z niską mocą z pewnością będzie już naprawdę szybki. A to nawet nie będzie wersja S - o takiej na razie niewiele wiadomo.
Fot. naTemat
Wreszcie dochodzimy do najbardziej drażliwej kwestii. Nowe A1 jest ładne. Nowe A1 dobrze jeździ. Nowe A1 jest wystarczająco szybkie do miasta nawet z tym litrowym silnikiem. Rzecz w tym, że jest wręcz kuriozalnie drogie. Egzemplarz testowy - ten ze zdjęć - kosztuje jedyne 170 tysięcy (!) złotych. Dokładnie 169 940 PLN.
Nagle stajecie przed wyborem - czy chcecie mieć fajne A1, czy... Forda Mustanga, który bazowo kosztuje kilka tysięcy więcej. Albo Volkswagena Arteona (i to nie tego najtańszego). Albo cokolwiek innego.
Fot. naTemat
Żeby nowe A1 było jak Audi, trzeba więc dorzucić w konfiguratorze parę pozycji. I jak to w markach premium, cena błyskawicznie rośnie. Nagle Wasze wymarzone A1 jest dwa razy droższe.
Fot. naTemat