Andruszkiewicz zabiera głos ws. ustaleń "Superwizjera". Wiceminister grozi TVN-owi
"Nie pozwolę na bezkarne niszczenie mojego dobrego imienia" – ostrzega telewizję TVN Adam Andruszkiewicz. Wiceminister cyfryzacji odniósł się do wyemitowanego w sobotę wieczorem "Superwizjera". W reportażu przedstawiono dowody na to, że przed laty Andruszkiewicz miał fałszować podpisy poparcia pod listami wyborczymi. Polityk kategorycznie zaprzecza.
"Oszczercza kampania"
– To jest cena jaką muszę płacić za otwartą walkę o silną Polskę, mówienie prawdy, publiczne pokazywanie manipulacji mediów oraz rozliczanie poprzednich ekip rządzących – stwierdza poseł z Podlasia. Informacje "Superwizjera" ocenia jako element owej - jak twiedzi - nagonki.
Postępowanie dyscyplinarne
Andruszkiewicz zapewnia, że jest zainteresowany szybkim wyjaśnieniem sprawy i że jest do dyspozycji prokuratury. Przy czym – to już wynika z wydanego w sobotę oświadczenia Prokuratury Krajowej – sami śledczy z Białegostoku zainteresowani wyjaśnieniem sprawy nie byli.
– Trwa postępowanie dyscyplinarne dotyczące zbyt opieszałego prowadzenia przez białostockich prokuratorów śledztwa w sprawie sfałszowania podpisów na listach wyborczych Komitetu Wyborców Ruchu Narodowego i roli jaką miałby w tym odegrać obecny poseł Adam Andruszkiewicz – poinformowała w sobotę rzeczniczka Prokuratury Krajowej Ewa Bialik. Przyznała przy tym, że "prowadzący śledztwo nie przeprowadzili wielu ważnych czynności dowodowych, na które wielokrotnie wskazywali im zwierzchnicy".
Dziennikarze dotarli do dowodów, iż Andruszkiewicz osobiście miał fałszować podpisy. Białostocka prokuratura w ogóle nie zleciła grafologowi porównania próbek pisma posła Andruszkiewicza ze sfałszowanymi podpisami na listach wyborczych.