"Może zaprowadziłbym ją do ołtarza, a nie na cmentarz". Ojciec Ewy Tylman o tęsknocie i cierpieniu
– Tego bólu nie da się do niczego innego porównać – mówi w rozmowie z naTemat Andrzej Tylman. Poszukiwaniom jego zaginionej córki przyglądała się cała Polska. W 2016 roku, po kilku miesiącach od zaginięcia, jej ciało wyłowiono z Warty, ale do dziś tak naprawdę nie wiadomo, co wydarzyło się tej tragicznej listopadowej nocy. Ojciec dziewczyny opowiada nam o bólu i cierpieniu po stracie dziecka. Mówi także o działaniach, które mają pomóc tym, którzy znaleźli się w podobnej sytuacji.
Tak. To życie pędzi na przód i nie da się go zatrzymać. Cały czas myślami jesteśmy przy dziecku, przy Ewie, ale jej nie ma. To jest właśnie ta tęsknota, że jej nie ma, że nie można z nią porozmawiać. To była dziewczyna pełna życia, chciała się rozwijać, planowała rozpoczęcie studiów magisterskich. To jest bardzo przykre... Jak inaczej można to powiedzieć? A czas nic nie zmienia, nic.
Tęsknota za dzieckiem towarzyszy Panu w każdej chwili?
Cały czas. Najgorzej jest chyba wtedy, kiedy idę na cmentarz. To jest ciężkie przeżycie. Jak się stoi przy grobie, to myśli przychodzą różne i wciąż jest ten sam przeszywający smutek.
Co to są za myśli?
To była dorosła osoba, która chciała sobie ułożyć życie, a tu nagle taki cios. Niewytłumaczalny. Nadal nic nie wiemy. Żebym wiedział, jaka była przyczyna i żebym miał pewność, kto za tym wszystkim stoi, to może byłbym spokojniejszy, ale nadal nic nie wiem. Najbardziej cierpi rodzina, bo kto może cierpieć? W Poznaniu już dwa lata sprawa trwa, a nadal nie ma żadnego rozwiązania.
Pojawiają się też takie myśli, co by było, gdyby to wszystko się nie wydarzyło? Co by teraz robiła córka?
Na pewno uczyłaby się dalej. Na pewno by się rozwijała. Być może zaprowadziłbym ją do ołtarza, a nie na cmentarz… To jest najgorsze, że dziecka nie ma, a teraz mamy wnuki i na pewno by się cieszyła z nami, a jej nie ma. Byliśmy bardzo blisko jako rodzina. Jesteśmy blisko.
Kiedy Ewa Tylman zaginęła, miała 26 lat•Fot. Facebook.com / Zaginęła Ewa Tylman/Missing person Ewa Tylman
Walczę cały czas. Teraz z moim kolegą z Konina, który też stracił dziecko, byliśmy w Warszawie i rozmawialiśmy z ministrem Andrzejem Derą. W spotkaniu uczestniczył także poseł Krzysztof Maciejewski, którego córkę także zamordowano. Rozmowa dotyczyła rozwiązań, które powinny zakładać opiekę nad ludźmi, których dzieci tak brutalnie skrzywdzono. Chodzi o szeroką pomoc dla rodziny, bo w tej chwili zostajemy z tym sami.
Wiadomo, że jest współczucie od przyjaciół, znajomych, czy nawet obcych ludzi, ale ile tego współczucia będzie? Góra 2 miesiące. Każdy ma swoje sprawy, a człowiek zostaje sam i się tym wszystkim dobija.
To ma być pomoc w dużym zakresie. Przecież to każdego może spotkać. Jeszcze w tym roku Sejm powinien się tym zająć.
Niewyobrażalnym ciosem musiała być też informacja, o tym, że pracownicy zakładu pogrzebowego robili sobie zdjęcia z ciałem Pana zmarłej córki.
My się o tym dowiedzieliśmy dzień przed pogrzebem, że oni otwierali worek z ciałem i robili sobie zdjęcia. To jest niewyobrażalne, poniżające. Zero szacunku dla zmarłej, zresztą dla nikogo. Oni chyba sami dla siebie nie mieli szacunku. Nie wiem jak to nazwać. Ta sprawa też się cały czas ciągnie. Prezes zakładu nawet nie przeprosił, wręcz przeciwnie, rzuca kłody pod nogi.
Ma Pan jeszcze dużo siły?
Mam jeszcze dużo siły. Bardzo pomaga mi muzyka. Gram na trąbce w Orkiestrze Dętej KWB Konin. Teraz będziemy świętować 65-lecie istnienia. Muzyka bardzo naładowuje baterie. Człowiek jest inaczej nastawiony do świata, bardziej pozytywnie. Jak pogra się z kolegami, to jest piękne.
Oczywiście, że tak. Mimo że facet powinien być twardy, to pojawiają się łzy. Najtrudniej jest chyba, kiedy przychodzą święta… Ale zaciskam zęby. Muszę twardo stąpać po ziemi, bo jak się zacznę rozklejać, to nie będzie dobrze. Muszę też myśleć o bliskich. Żona na to patrzy. Ona choruje i przeżywa tę stratę bardzo mocno, cały czas pyta "dlaczego jej nie ma?”. Mamy jednak jeszcze dla kogo żyć. Mamy dwóch synów, fajne synowe i wnuki. Cały czas się wspieramy.
Pan też z pewnością musiał odchorować tę tragedię.
Odchorowałem tym, że nie byłem czynny przez rok. Siedziałem w domu i tylko myślałem, jak to wszystko rozgryźć.
Stąd teraz te starania, żeby wspierać ludzi, którzy znaleźli się w podobnej sytuacji?
Tak, tak, żeby wspierać tych ludzi, którzy tak przez los zostali doświadczeni.
W 2016 roku, kiedy po miesiącach poszukiwań z Warty wyłowiony ciało córki, Pan nadal miał nadzieję, że to nie ona?
Wierzyłem… My wszyscy wierzyliśmy, że Ewa się odnajdzie i będzie żyła. To było ciężkie. Do końca miałem nadzieję, że to nie ona. Z drugiej strony człowiek jest jakby przygotowywany na to. To jest długi okres od momentu zaginięcia, do momentu znalezienia ciała. Byliśmy przygotowywani na to, że kiedyś to nastąpi, ale cały czas wierzyłem, że Ewa będzie z nami, a tu niestety.
Tu zostały zmarnowane dwa życia, życie mojej rodziny i życie rodziny tego, który to zrobił. Tamta rodzina też może cierpieć z tego powodu, że on jest posądzany o to. Tam też jest presja. Nie jestem barbarzyńcą, nie pałam chęcią zemsty, ale nigdy mu nie wybaczę, jeśli potwierdzi się, że to on zrobił. Nigdy. Chociaż do tej pory nie wiem, kto to odebrał mi córkę.
Najtrudniejszy moment?
Teraz to życie jest trudne. Bez Ewy życie jest bardzo trudne, ale najtrudniejszy moment to ta pierwsza chwila, wiadomość, że Ewa zaginęła. Dla mnie to był szok, nie byłem w stanie nic zrobić. To jest taki strzał, żyjesz normalnie i nagle dowiadujesz się czegoś takiego. Tego się nie da opowiedzieć. Nikomu tego nie życzę. Tego, co przeżywamy po jej stracie.
Myśli Pan, że kiedyś to życie będzie wyglądało inaczej?
Chciałbym, żeby ona była… Po prostu wolałbym, żeby żyła. Teraz idziesz na cmentarz i nie możesz porozmawiać, tylko patrzysz na grób. Jednak głową muru nie przebiję. W człowieku są czasami niedobre myśli, ale człowiek jest tylko człowiekiem. Wiem, że to nie jest w porządku, ale czasami myślę sobie, zrobiłeś krzywdę mojemu dziecku, to powinieneś tak samo cierpieć. Wiem, że tak nie można, ale jak inaczej? Straciłem dziecko.
Pamięta Pan ostatnie spotkanie z córką?
Oczywiście, że pamiętam, to był 22 listopada.
Czyli ten dzień, kiedy zaginęła.
Tak, w niedzielę była u nas. Byliśmy razem, było fajnie jak zwykle. Ona jak zawsze uśmiechnięta i pogodna... Nie wiem, co się tam wydarzyło. Nikt nie wie. On wie, Adam Z. wie.
Tego bólu nie da się z niczym porównać. Wychowujesz dziecko, od początku opiekujesz się nim i nagle taki cios.