"Nie byłem tajnym współpracownikiem SB". Kazimierz Kujda kolejny raz przekonuje o swojej niewinności

Aneta Olender
Nie byłem tajnym współpracownikiem SB, jeżeli pod tym określeniem rozumie się podpisanie zobowiązania do współpracy, przyjęcie pseudonimu oraz chęć szkodzenia innym – takimi słowami były prezes Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej broni swojego dobrego imienia na łamach tygodnika "Sieci".
Kazimierz Kujda zaprzecza, że współpracował z SB. Fot. Franciszek Mazur / Agencja Gazeta
8 lutego dziennikarz Onetu Andrzej Stankiewicz opisał niechlubną działalność Kazimierza Kujdy w przeszłości. Dotarł do dokumentów, które potwierdzały wcześniejsze doniesienia na ten temat. Chodzi o jego rzekomą współpracę ze służbami bezpieczeństwa PRL.

Już wtedy Kazimierz Kujda wydał oświadczenie, w którym zaprzeczył medialnym doniesieniom. "Oświadczam, że nigdy nie podjąłem z SB współpracy, która prowadziłaby do krzywdzenia kogokolwiek lub naruszania czyichś dóbr. W szczególności nigdy nie podjąłem i nie prowadziłem działań polegających na donosach czy ujawnianiu informacji o osobach trzecich. Przyznaję natomiast, że w latach młodości (…) mogłem podpisać jakieś dokumenty podsunięte mi w trakcie prowadzonych ze mną rozmów i pouczeń" – pisał.


Tę wersję wydarzeń Kazimierz Kujda podtrzymuje. W rozmowie z dziennikarzami "Sieci" przyznaje jednak, że do kontaktów z SB dochodziło, ale tylko podczas odbierania i oddawania paszportu. – Takie kontakty mieli chyba wszyscy, którzy w czasach PRL wyjeżdżali do krajów Europy Zachodniej. Zakończyłem je w maju 1983 r. Reszta to zmyślenia i dopiski esbeka – podkreśla.

Dodaje także, że deklaracja z jego podpisem, potwierdzająca współpracę ze Służbami Bezpieczeństwa, nie istnieje. – W mojej teczce, która znajduje się w zasobach archiwalnych Instytutu Pamięci Narodowej, nie ma deklaracji takiej współpracy, gdyż zwyczajnie nigdy jej nie podpisałem – broni się Kazimierz Kujda.

Wywiad w "Sieci" porusza także kwestię zadań wywiadowczych w Wiedniu, w których Kujda miał uczestniczyć. Były prezes NFOŚiGW stanowczo temu zaprzecza. – To bzdury, nie miałem żadnych zadań. Pracowałem tam na budowie bloku mieszkalnego jako monter sieci elektrycznej – opowiada i dodaje, że w Austrii zastał go stan wojenny. – Szliśmy z kolegami w marszu protestacyjnym przeciwko polityce władz PRL i zastanawialiśmy się, co dalej – wspomina Kujda.

Przypomnijmy, że Onet przeanalizował akta odtajnione pod koniec stycznia ze zbioru zastrzeżonego. Wynika z nich, że Kazimierz Kujda został zarejestrowany w 1979 r., zaś wyrejestrowany w 1987 r. Zdaniem dziennikarzy portalu dokumenty pokazują, że Kujda miał być jednak świadomym współpracownikiem SB.

Kujda otrzymał pseudonim "Ryszard" i miał zdobywać informacje o Polakach na Zachodzie oraz donosić na cudzoziemców. Nie przeszedł kursu kontrwywiadowczego, a jedynie przeszkolenie ze zdobywania informacji. Za swoją prace nie dostawał także żadnych pieniędzy od SB, bo miał zostać zwerbowany na "patriotyczny obowiązek" wobec kraju.

O byłym prezesie Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej zrobiło się głośno po tym, jak pojawił się on w stenogramach rozmów Jarosława Kaczyńskiego (i nie tylko) opublikowanych przez "Gazetę Wyborczą". Sprawa dotyczyła budowy wieżowców w centrum Warszawy. Za inwestycję odpowiedzialna była spółka Srebrna związana ze środowiskiem Prawa i Sprawiedliwości. Kazimierz Kujda w przeszłości był także prezesem tej spółki.

źródło: Sieci