"Zarząd dzwonił, że nie można jej zapraszać". Dziennikarka opisała, co spotkało ją w radiowej Trójce
Dziennikarkę Ilenę Babakovą zaproszono do studia, radowej "Trójki", gdzie miała rozmawiać o sytuacji na Ukrainie. Gdy przyszła na Myśliwiecką poczuła się jak stary niepotrzebny mebel. Wszystko dlatego, że ktoś zapomniał ją powiadomić, że na jej wizytę nie zgodził się zarząd rozgłośni.
Pytania o kompetencje i znajomość omawianego tematu nie padło ani razu. W końcu Babakova została pouczona, że co prawda może zostać i wziąć udział w dyskusji, ale nie może nic mówić o radiu. "Audycja jak na takie piekło emocjonalne dla mnie minęła szybko. Temat nas pochłonął, krytykowaliśmy ukraińską demokrację" – opisuje całą sytuację Babakova.
"Już po tym, jak wyszłam z budynku, odezwali się do mnie dwaj uczestnicy programu. Jeden powiedział, żebym się nie denerwowałam, że to nie moja wina. Drugi, że przykro mu, że taka sytuacja miała miejsce i że sam czuł się zażenowany" – komentuje dziennikarka. Po nieprzespanej nocy Babakova postanowiła opisać, jak ją potraktowano w Polskim Radiu.
"Po nocy rozmyślań opisałam sytuację tak, jak ją zapamiętałam i swoje uczucia z tym związane. Wnioski każdy wyciągnie dla siebie. Bo lata miną, ludzie będą mówili, że takie rzeczy się działy, albo że oni o tym nic nie widzieli, bo gdyby wiedzieli, to coś by zrobili. Działo się. Wiedzieli" – kończy swój wpis na Facebooku Olena Babakova.