Wielki Brat mówi głosem kobiety, ale to żadna "girl power". Równość w "Big Brotherze" nie wyszła

Ola Gersz
W niedzielę zadebiutowała nowa, długo wyczekiwana edycja "Big Brothera". Zaskoczeń było kilka, a największym z nich był głos Wielkiego Brata, który został kobietą. Widzom się to nie podoba i w tym przypadku nie będę na nich pomstować i nazywać krytyków tego pomysłu seksistami. Tym razem dostanie się TVN-owi.
Jako pierwsza głos Wielkiego Brata poznała prowadząca Agnieszka Woźniak-Starak Fot. Instagram / Big Brother
Kobiety i mężczyźni muszą być równi. Z tym raczej żaden inteligentny człowiek dyskutował nie będzie.

Jednak co oznacza słowo "równość"? Czy oznacza ono, że na siłę trzeba zastępować mężczyzn kobietami? Nawet jeśli nie ma to zbytnio sensu?

Nie bardzo. Dlatego pomysł, że Wielki Brat jest kobietą – choć szczytny – nie jest do końca trafiony.

I pisze to feministka.

"Girl power!"
"Big Brother" powrócił po 11 latach, a odświeżony format zadebiutował w niedzielę. Na razie widzowie są średnio zachwyceni – w mediach społecznościowych powtarzają się głosy, że uczestnicy są tacy sami, że jest nudno, że prowadzący są sztywni (recenzję redaktora naTemat przeczytacie tutaj).


W litanii narzekań pojawiła się też płeć Wielkiego Brata. Agnieszkę Starak-Woźniak powitał w pokoju zwierzeń głos kobiety. – Świetnie! Kobieta jest Wielkim Bratem. To znak, że czasy się zmieniają. Girl power! – ucieszyła się prowadząca. Jednak większość widzów nie podzielała jej radości. "Niemile zaskoczona... Brakuje mi tego męskiego mocnego głosu, który sprawiał, że miałam ciarki", "Głos tej kobiety w ogóle nie pasuje do Wielkiego Brata", "Dziwne wielki brat! A kobieta! Trochę nie bardzo" – brzmią niektóre komentarze. Generalnie: nie spodobało się.

"Wina poprawności politycznej"
W popkulturze kobiety wciąż mają gorzej. "Kapitan Marvel" to dopiero drugi – po "Wonder Woman" – film superbohaterski z kobietą, a nie mężczyzną w roli głównej. A nowa trylogia "Gwiezdne wojny", w których prym wiedzie Rey, rycerka Jedi, to jeden z nielicznych jeszcze przykładów mainstreamowych produkcji rodzaju żeńskiego.

Reakcje zawsze są podobne – część ludzi jest zachwycona, ale druga część – niestety ta głośniejsza i liczniejsza w mediach społecznościowych – podnosi bunt. Dlaczego kobieta? Znowu? To chora poprawność polityczna! Świat schodzi na psy! W d*** się poprzewracało tym feministkom! I tak dalej, i tak dalej.

Było tak chociażby z "Doktorem Who" – brytyjskim serialem, który uwielbiany jest również w Polsce. Ta kultowa produkcja science fiction jest emitowana przez BBC od 1963 roku (z przerwą w latach 1989 - 2005), a aktor, która wciela się w główną postać – ratującego świat kosmitę – zmienia się co kilka lat. Bohater przechodzi bowiem co jakiś czas regenerację – to ta sama osoba, ale w innym ciele i z nową osobowością.

W 2018 r. – po raz pierwszy w historii serialu – Doktorem została kobieta. I się zaczęło. Hejt był ogromny, a argument, który pojawiał się najczęściej brzmiał: "Doktor to mężczyzna i już". Nie miał on jednak żadnego sensu: Doktor to kosmita, podczas regeneracji może zostać i kobietą, i mężczyzną. Ba, pewnie mógłby i być psem. To duży problem w popkulturze. Kobieta wciąż musi walczyć: żeby zagrać główną rolę w wielkiej superprodukcji, zostać bohaterką słynnego serialu, po prostu grać pierwsze skrzypce. Jeśli już jej się to uda, musi się zmierzyć z oceanem hejtu i powtarzanym do znudzenia komentarzem, że "to wszystko wina poprawności politycznej".

Kobiety to jednak połowa populacji na świecie, więc argument o "poprawności politycznej" w tym przypadku nie ma sensu. To po prostu normalność. A kobiety nie chcą ciągle oglądać, jak mężczyźni ratują świat, same chcą to robić.

Ale to – na szczęście coraz częstsze – obsadzanie kobiet w głównych i kluczowych rolach ma jednak swoje granice.

Równość tylko na pozór
Kobiety i mężczyźni powinni mieć równe szanse w każdej dziedzinie życia, również w popkulturze. Każda superprodukcja z aktorką, a nie aktorem, każdy program, w którym prowadząca jest kobietą, jest na wagę złota. Więcej takich tytułów!

Jednak dlaczego zamiast tworzyć nowe filmy, programy, formaty specjalnie dla kobiet, zostawiamy te stare i bezpieczne, a mężczyzn wymieniamy na kobiety? To pójście na łatwiznę i dowód na to, że patriarchalny świat ma się dobrze. Po prostu czasem damy w nim ważną rolę kobiecie.

Zamiast pomyśleć o czymś nowym, o pokazaniu światu nowej, kobiecej jakości, producenci po prostą biorą znany tytuł i mówią sobie "ok, żeby nikt nie zarzucił nam dyskryminacji, zamienimy faceta na kobietę". Tak było w nowych "Pogromcach duchów", "Ocean's Eight" czy serialu "Elementary (przyjaciel Sherlocka Holmesa John Watson zamienił się w Jane Watson), tak jest w polskim "Big Brotherze". To szczytna idea, ale trochę bez sensu. Zmiana płci w "Doktorze Who" była potrzebna i wyszła świetnie (Doktor, w którą wciela się Jodie Whittaker, jest doskonała), ma też logiczne wytłumaczenie. Jednak czy potrzebujemy pogromczyń duchów czy kobietę-Bonda? Nie lepiej stworzyć dla kobiet nowe role? Takie zastępowanie jest bowiem trochę na siłę. Coś w stylu "dajmy babę, żeby się nie czepiali". Jako kobieta mam wrażenie, że to rzucanie nam ochłapów, równość nie prawdziwa, ale pozorna.

Oprócz tego fani zawsze będą w takich przypadkach narzekać. I podczas gdy, ich narzekanie jest bez sensu (żeby nie powiedzieć, że jest szczytem niefajności) w przypadkach filmów, jak "Kapitan Marvel" czy "Gwiezdne wojny", w których nowe główne role daje się kobietom, to tutaj jest uzasadnione. Ludzie po prostu lubią to, co lubią i znają, niekoniecznie musi im się podobać, że znana postać nagle zmienia płeć. I byłoby też tak, gdyby kobieta zmieniła się w mężczyznę.

Uzasadnione jest również narzekanie fanów "Wielkiego Brata".

Nowy Wielki Brat
Głos Big Brothera był jednym z kluczowych elementów programu. Sama pamiętam, jak elektryzował mnie lata temu. Był tajemniczy i trochę przerażający, władczy. Jednak nie myślałam o Wielkim Bracie jako o mężczyźnie czy kobiecie. On nie miał płci, był po prostu jakąś istotą z innego wymiaru. Tak to widziałam jako nastolatka i tak to widziało tysiące fanów – dlatego ten program robił aż takie wrażenie.

Dlatego, kiedy w niedzielę w pokoju zwierzeń odezwał się zupełnie inny głos, ludzie byli po prostu rozczarowani. Zwłaszcza, że nie miał już on tej mocy, jak tamten oryginalny – był obcy, inny.

I w sumie mniejsza tu o płeć. Uważam, że Wielki Brat może być i kobietą, i mężczyzną. Dlaczego we władczej, groźnej, wszechwiedzącej roli ma koniecznie występować facet? To już naprawdę XXI wiek, kobieta powinna móc robić to, co chce. Być liderką. Dlatego płeć płcią, niewykluczone, że gdyby w Pokoju Zwierzeń odezwał się inny mężczyzna, ludzie też by narzekali – liczyli bowiem na powrót tego, co lubią, czyi głosu starego Wielkiego Brata. Mają więc prawo być niezadowoleni. To duża zmiana i jak na razie w "Wielkim Bracie" wszystko jest "nie tak".

Jednak zmiana płci Wielkiego Brata wcale nie jest aktem odwagi TVN. Jest bowiem jeden problem: Wielki Brat jest wciąż Wielkim Bratem. A nie Wielką Siostrą.

A gdzie Wielka Siostra?
– Mam głos kobiecy, ale jestem Wielkim Bratem – odpowiedział głos na pytanie Agnieszki Woźniak-Starak, jak się do niego zwracać. "Trochę to dziwne. Głos kobiety i każe mówić do siebie: wielki bracie. Bardzo niefajnie" – napisał ktoś na Instagramie.

Ok, genderowe podejście w popularnym programie się chwali. Jednak nie sądzę, żeby TVN chodziło o pokazanie, że płeć to szerokie pojęcie i nie ogranicza się do kobiecości i męskości.

To raczej sztuczna równość, tak samo, jak w przypadku remake'ów znanych filmów, w których kobiety zastępują mężczyzn. Na zasadzie: "dajmy kobietę, pokażmy, że jesteśmy fajni". Jednak tego międzynarodowego formatu zmienić się nie dało, podobnie pewnie tytułu, więc została nazwa "Wielki Brat".

Wyszło więc trochę niekonsekwentnie i sztucznie. Na siłę. Mam wrażenie, że brat to cały czas brat, że wciąż jest bardzo patriarchalnie. Co z tego, że głos się zmienił. Gdyby jednak była Wielka Siostra, można byłoby się cieszyć.

Być może TVN postanowił zrobić z Wielkiego Brata kobietę po fali ostatnich seksistowskich kontrowersji. Kilka miesięcy temu eksperci w "Dzień Dobry TVN" zastanawiali się, po co kobietom pieniądze, a Filipowi Chajzerowi postawiono właśnie zarzut molestowania seksualnego w programie "Ameryka Express", w którym uczestnicy mieli na siłę całować obce kobiety w Peru. Jednak to nie Chajzer wymyślił to zadanie, tylko producenci. Jednak Wielki Brat-kobieta nic nie pomoże i nie zrobić nagle z TVN strażnika równości płciowej. Dlaczego? Na przykład dlatego, że jednym z prowadzących programu został właśnie... Chajzer. I wcale tu nie żartuję.

Może więc zamiast bezsensownego w tym przypadku zmieniania płci, TVN przestałby promować Chajzera? To byłby jednak lepszy przykład równouprawnienia w wydaniu tej stacji.