Matka o nagonce PiS na tęczowe rodziny. "Znowu zaczynamy się bać mówić o swoim życiu, orientacji"

Daria Różańska
– Odnoszę wrażenie, że kosztem nas, naszych dzieci, ale też młodzieży LGBT, rozgrywany jest polityczny spór. To że jakiś polityk mówi: "Nie chcemy osób LGBT", to nie zmienia faktu, że my jesteśmy, jest nas w Polsce dwa miliony, są też nasi rodzice, znajomi i przyjaciele. Czas, żeby te wszystkie osoby powiedziały: stop – uważa Maria, która wspólnie z partnerką wychowuje syna. Ze względu na trwającą nagonkę woli pozostać anonimowa.
Tęczowe rodziny znów boją się otwarcie mówić o swoim życiu, orientacji. Zdjęcie poglądowe. Fot. Filip Klimaszewski / Agencja Gazeta
Kaczyński: Wara od naszych dzieci; Karczewski: PiS będzie bronił polską rodzinę przed społecznością osób LGBT. Politycy partii rządzącej przekonują, że karta LGBT+ to atak środowisk LGBT na polską rodzinę. Jaką reakcję wywołują te słowa w pani: osobie homoseksualnej, matce wychowującej syna z partnerką?

Czuję smutek i strach. Osoby, dla których naczelną wartością jest rodzina, uderzają w nasze rodziny. Około 50 tysięcy dzieci w Polsce wychowuje się w tęczowych rodzinach. To więcej niż ma cały Sopot.

W ostatnich tygodniach rząd nakręca nagonkę na środowiska LGBT. Dowodów nie trzeba daleko szukać. "Warszawa wolna od pedalstwa"; "Pedofile z LGBT – łapy precz od naszych dzieci" – takie transparenty pojawiły się na stadionach. Zofia Klepacka stwierdziła, że "Nie o taką Warszawę walczył mój dziadek" – to tylko niektóre z wypowiedzi po konwencji PiS w Jasionce.


To uderzenie w nas i nasze dzieci. W ostatnim czasie mieliśmy do czynienia z wieloma aktami nienawiści. Zaczynamy się bać mówić o swoim życiu, orientacji, bo widzimy, że jest tak dużo przemocy. W Warszawie na stadionie zawisł homofobiczny transparent, po Gdańsku przez ostatni miesiąc jeździł homofobus, czyli samochód oklejony obraźliwymi wobec osób LGBT plakatami.

Miały też miejsce napaści na knajpy wegańskie, gdzie wprost było napisane "zajebiemy was". To wszystko nakazuje nam być ostrożnymi, zwłaszcza że nie ma w Polsce prawa, które chroniłoby osoby homoseksualne przed tego typu mową nienawiści. Prokuratura umarza tego typu sprawy, bo polski kodeks karny nie przewiduje żadnych sankcji dla osób, które nawołują do nienawiści wobec gejów i lesbijek. Od piętnastu lat wnosimy o zmianę prawa. Niestety nie obchodziło to ani PO, ani PiS.

Przed 2015 rokiem tęczowe rodziny czuły się w Polsce bezpieczniej niż teraz?


Przed 2015 rokiem organizowaliśmy przez wiele lat Festiwal Tęczowych Rodzin. Na początku rodziny z dziećmi bały się przyjść, ale później z roku na rok przychodziło ich coraz więcej. Ostatnie nasze festiwale były pełne rodzin LGBT.

Ale wraz ze zmianą rządu w 2015 roku, zmieniła się także atmosfera społeczna. Polska została podzielona w myśl zasady "kto nie z nami, ten przeciw nam". Osoby LGBT znalazły się oczywiście po tej drugiej stronie barykady. I tak jak nigdy przedtem organizacjom pozarządowym działającym na naszą rzecz zaczęto wybijać szyby albo wypisywać na drzwiach obraźliwe hasła.

W lipcu 2017 roku po raz pierwszy uczestnicy i uczestniczki Festiwalu Tęczowych Rodzin zostali napadnięci przez osoby o skrajnych poglądach narodowych i pro-life. Proszę sobie wyobrazić, że demonstranci kilkuletnim dzieciom pokazywali transparenty ze znakiem zakazu pedałowania, czyli symbolem, gdzie dwaj mężczyźni uprawiają seks analny!

Starsi mogli przeczytać napis "Nigdy nie będziecie prawdziwą rodziną", a wszystkich przez trzy godziny katowano odtwarzaną na cały regulator piosenką "Pochód degeneratów", gdzie są słowa o pedałach mających wibratory w rękach i feministkach, którym się jeb.. w głowie. Wezwana policja nic nie zrobiła, nawet nie wyłączyła muzyki, mimo iż sytuacja miała miejsce na plaży w Sopocie, gdzie w ogóle nie można odtwarzać żadnej muzyki.

W ostatnich latach tęczowe rodziny znów zaczęły się bać, znów zaczęły wracać do szafy?

Tak. To realny strach przed napaścią, jakiej dokonali narodowcy w 2017 roku. Rodziny znów zaczynają się ukrywać w trosce o bezpieczeństwo swoich dzieci. A przecież dzieciom szkodzi sytuacja, w której muszą ukrywać swoją rodzinę. I dzieje się to w Europie, gdzie w większości krajów osoby LGBT mają już takie samo prawo dotyczące zawierania małżeństw, rodzicielstwa czy adopcji, jak osoby heteroseksualne.

Staliście się elementem kampanii? PiS nakręcając spiralę nienawiści wobec osób LGBT, buduje polityczny sukces waszym kosztem?

Oczywiście. Odnoszę wrażenie, że kosztem nas, naszych dzieci, ale też młodzieży LGBT, rozgrywany jest polityczny spór. To że jakiś polityk mówi: "Nie chcemy osób LGBT", to nie zmienia faktu, że my jesteśmy, jest nas w Polsce dwa miliony, są też nasi rodzice, znajomi i przyjaciele. Czas, żeby te wszystkie osoby powiedziały: stop.

Z czym na co dzień musi mierzyć się tęczowa rodzina? Nie boicie się o syna?

Cały czas liczymy się z tym – szczególnie po słowach prezesa i nagonce – że sytuacja w Polsce będzie go dotykała. Natomiast staramy się wybierać takie miejsca, w których nasz syn będzie bezpieczny. Na przykład poszedł do przedszkola, o którym wiedziałyśmy, że będziemy mogły uczyć się razem z przedszkolem.

Co to znaczy?

Mamy świadomość, że szkoła czy przedszkole też nie są do końca przygotowane. Dla nas najważniejsze jest to, czy ktoś chce z nami otwarcie rozmawiać i uczyć się reagowania w sytuacjach trudnych.

Poza szkołą największy problem jest ze służbą zdrowia. Moja partnerka jest oficjalnie dla dziecka obcą osobą, zdarzały się sytuacje, kiedy była sama z synem w szpitalu i nie chciano jej przyjąć.

Nie myślałyście o tym, by przygotować syna na wypadek różnych sytuacji i wysłać go na przykład na kurs samoobrony?

Nie zwracamy synowi uwagi na to, że z jakichś względów jest w innej sytuacji, więc jeszcze o tym nie wie. Nigdy jeszcze nie spotkał się z homofobią, oprócz napaści na Piknik Tęczowych Rodzin.

Nie boi się pani tego momentu, kiedy we wrześniu syn trafi do pierwszej klasy? Wiadomo, jakie są dzieci.

Nie, dlatego że wiem, że dyrekcja szkoły, do której trafi w sposób otwarty będzie z nami rozmawiała i reagowała na wypadek dyskryminacji motywowanej nienawiścią do osób LGBT.

Myślę też, że nasze dotychczasowe doświadczenia pokazują, że zaprzyjaźniałyśmy się z rodzicami innych dzieci. W przedszkolu na przykład jeździłyśmy z nimi na wycieczki, spotykałyśmy się w domach. I te rodziny zauważają, jak wiele mogą dać swoim dzieciom poprzez kontakt z naszą rodziną.

Ostatnio słyszałam, jak w szatni chłopiec mówił do mamy: "A wiesz, że mój kolega ma dwie mamy". Ona odpowiada: "Tak, wiem. I co o tym sądzisz?". "Że to fajne” – stwierdził chłopiec.

Nasz syn wie, że w trudniejszej sytuacji są dzieci, które nie mają mamy albo żadnej opieki.
Zajmuję się pieczą zastępczą i widzę, w jak trudnej sytuacji są tamte dzieci. To jest dramat. A w naszych rodzinach najczęściej są dzieci długo wyczekiwane, bardzo dobrze przemyślane – w sensie podjęcia decyzji.

Pani mówiła o sobie "jestem katoliczką z dziada pradziada i z babci prababci; jestem kobietą kościoła w mojej krwi płynie katolicyzm". Dziś też by to pani powtórzyła?

Tak, chociaż oczywiście bardzo boli mnie mój Kościół. Mój Kościół jest moją wielką raną. Ostatnie wypowiedzi biskupów o tym, że LGBT nie mieści się w chrześcijańskiej wizji człowieka, są zadaniem bólu wielu katolikom i katoliczkom. Myślę, że warto wrócić do tej kampanii "Przekażmy sobie znak pokoju". Powinniśmy powrócić do Ewangelii.

Jeden z księży podczas spowiedzi wybił pani z głowy na długie lata myślenie o miłość do kobiet. Cały Kościół, wszyscy księża, mają tak sceptyczne podejście do osób LGBT?

Mam też kontakt z księżmi, którzy są otwarci, akceptujący. Wiem, że nauczanie Kościoła w tej kwestii się zmieni. Pytanie tylko, czy za naszego życia. My jesteśmy częścią Kościoła, choć niewidoczną i opresyjne traktowaną, to jednak częścią.

Chodzi pani do spowiedzi, dostaje rozgrzeszenie?

Tak, dlatego że spowiadam się z grzechów. Grzechem jest nienawiść, zazdrość, zdrada, a nie moja orientacja seksualna.

Nie odnosi pani wrażenia, że dziś częściej mówi się o osobach LGBT, ich "grzechach", a nie grzechach księży-pedofilów?

To przekierowanie uwagi. Realny problem, jakim jest pedofilia w Kościele, zostaje przykryty nienawiścią do osób LGBT i straszeniem seksualizacją dzieci. Jeśli dzieci nie będą wiedziały nic o seksualności, jak chciałby Kościół, to nie będą umiały się obronić przed pedofilem. W naszym interesie leżą więc rzetelne lekcje o edukacji seksualnej w szkołach.

TVP przygotowało sondę, w której zadało pytanie, czy osoby LGBT powinny mieć możliwość adopcji dzieci. Większość – 58 proc. – odpowiedziało, że tak. Wtedy ją usunięto. To pokazuje, że po pierwsze: Polacy są coraz bardziej otwarci, a po drugie – potwierdza mechanizm działania mediów publicznych.

Samo społeczeństwo jest bardziej otwarte niż episkopat czy rząd. Ilość osób akceptujących związki partnerskiej jest na rekordowym poziomie.

53 proc. Polaków popiera związki partnerskie.

Społeczeństwo polskie jest coraz bardziej tolerancyjne i akceptujące nas, ale z drugiej strony rośnie grupa radykalizująca się. I to jest bardzo niebezpieczne, bo powoduje akty agresji. A za te politycy powinni wziąć odpowiedzialność, bo to oni nakręcają spiralę nienawiści.

O czym pani marzy w kontekście osób LGBT w Polsce?

Marzę o tym, żebyśmy w końcu w Polsce przekazali sobie znak pokoju, naprawili porozrywane więzy i zaczęli budować lepszy świat, w którym nie musimy się bać siebie i nikt nie jest pozostawiony sam sobie.

Imię bohaterki tekstu zostało zmienione.