Nauczyciele z "S" pokazują szefom środkowy palec i też strajkują. "Ta ugoda to kpina, oszukano nas"

Adam Nowiński
Rząd podpisał porozumienie "Solidarnością" w sprawie strajku nauczycieli. Tyle w teorii. W praktyce nauczyciele zrzeszeni w "S" pokazują swojemu zarządowi środkowy palec i w całej Polsce też masowo przyłączają się do strajku. – Nie może być tak, że zarząd związku działa na szkodę jego członków! Ta ugoda to kpina, oszukano nas i dlatego strajkuję – mówi nam Karol z Warszawy.
W Szczecinie strajkuje FZZ, ZNP i "Solidarność". Taki widok, mimo porozumienia 'S" z rządem" można zobaczyć w wielu miastach w Polsce. Fot. Cezary Aszkiełowicz / Agencja Gazeta
Wicepremier Beacie Szydło, która od kilku dni negocjowała z nauczycielami, udało porozumieć się tylko z "Solidarnością". W imieniu związku podpis na porozumieniu złożył szef Sekcji Krajowej Oświaty NSZZ "Solidarność" Ryszard Proksa. Ugoda z rządem oznaczała, że nauczyciele zrzeszeni w "Solidarności" nie będą kolejnego dnia strajkować i mają przyjść do pracy. I tyle jeśli chodzi o teorię.

Poniedziałkowy poranek zweryfikował bowiem niedzielne ustalenia i pokazał, że w "Solidarności" jest więcej solidarności, niż myśleli szefowie zarządu związku. Bo do strajku przystąpiły rzesze niezadowolonych z porozumienia nauczycieli "S". Razem ze Związkiem Nauczycielstwa Polskiego oraz Forum Związków Zawodowych rozpoczęli otwarty spór z rządem.
Nie mam na rękę nawet trzech tysięcy złotych
– Dzisiaj nie jesteśmy członkami związku tylko po prostu nauczycielami, którzy razem z innymi protestują przeciwko licznym i haniebnym zaniedbaniom w systemie oświaty – mówi naTemat Paweł Kopeć, przewodniczący NSZZ "Solidarność" z Nowej Soli, nauczyciel historii w szkole ponadgimnazjalnej.


– Jesteśmy wysoce rozczarowani ustaleniami, postawą pana Proksy i całego zarządu związku. To, co zostało ustalone, nie jest tym, o co mieliśmy walczyć, dlatego przyłączyliśmy się do strajku – dodaje nauczyciel. On w związku zostaje, ale są też przykłady bardziej radykalnych decyzji. Agnieszka, nauczycielka z Płocka, całkowicie zrezygnowała z członkostwa w "Solidarności".

– Od dziś nie należę do "S". Nie pozwolę, aby moje składki szły na związek, który niezależność ma jedynie w nazwie. W związku z tym strajkuję, ponieważ po 25 latach pracy z najwyższym zaangażowaniem i wykształceniem nie mam na rękę nawet trzech tysięcy złotych – przyznaje Agnieszka.

Jej samej oraz jej znajomych, którzy jeszcze do niedzieli byli członkami "Solidarności", nie interesuje oficjalne stanowisko ani centrali związku, ani struktur lokalnych. Jak podsumowuje naszą rozmowę, "strajk nie jest związku tylko nauczycieli". Podobnego zdania jest Karol, nauczyciel z Warszawy i członek "Solidarności". Mówi nam wprost, że czuje się oszukany przez zarząd związku.

– Nie może być tak, że zarząd związku, który ma reprezentować dobro i interes swoich członków działa na ich szkodę! Ta ugoda to kpina, bo nie na takie postulaty zgodziliśmy się w głosowaniu. Powiedzmy sobie szczerze, oszukano nas i dlatego ja także przyłączyłem się dzisiaj do strajku. Nie jako związkowiec, a zwykły belfer – deklaruje.

Podpisaliśmy zobowiązanie
Na grupach nauczycielskich na Facebooku ruszyły listy "obecności", na których zapisują się osoby z "Solidarności", które od poniedziałku przyłączyły się do protestu. Na liście znaleźli się zarówno pojedynczy nauczyciele, jak i całe oddziały oświatowe "Solidarności". Wśród nich jest komisja z Jastrzębia-Zdroju, która jeszcze w niedzielę wydała w tej sprawie odpowiednie oświadczenie.

"Komisja Międzyzakładowa NSZZ "Solidarność" Pracowników Oświaty i Wychowania w Jastrzębiu-Zdroju żąda, aby Pan Ryszard Proksa natychmiast podał się do dymisji. Forma i sposób prowadzenia negocjacji z rządem przez przewodniczącego Proksę pokazało jakim jest nieudolnym negocjatorem. Zdradził związkowców odchodząc od żądań referendalnych. (...) Każdy pracownik ma prawo wziąć udział w strajku" – czytamy w komunikacie komisji. Do strajku przyłączył się także Olsztyn. Przewodnicząca tamtejszej Rady Regionalnej Sekcji Oświaty i Wychowania NSZZ "Solidarność" ma bardzo proste wytłumaczenie, dlaczego członkowie jej komórki ogłosili protest.

– Mieliśmy określony postulat w sporze zbiorowym, czyli 650 zł w tym roku i 15 proc. od następnego roku. Nie osiągnęliśmy tego w niedzielnym porozumieniu. Już 27 marca podpisaliśmy uchwałę, że nasza organizacja będzie strajkowała 8 kwietnia. Skoro nie spełniono naszych postulatów, a przyszedł ten czas, więc 8 kwietnia proklamowaliśmy strajk – tłumaczy naTemat przewodnicząca rady, Bożena Kowalska. Wśród miast, w których nauczyciele "Solidarności" zbuntowali się wobec porozumienia, znalazły się nie tylko duże ośrodki jak Warszawa, Wrocław, Kraków, Gdańsk czy Poznań. Strajkują także mniejsze miejscowości, m. in. Szczytno, Stargard, Płock, Żuromin, Pławna, Tomaszów Lubelski czy Będzin. Łącznie udział w proteście zadeklarowało ponad 50 miast i miejscowości.

A jest o co walczyć. Jak tłumaczy Paweł Kopeć, w grę wchodzi nie tylko godziwe wynagrodzenie nauczycieli, ale także, a może przede wszystkim, przyszłość polskich dzieci.

– Już teraz jest problem z zatrudnieniem młodych nauczycieli. Nikt nie chce pracować za takie pieniądze, a zwłaszcza w szkołach technicznych. Co będzie, gdy obecni nauczyciele przejdą na wcześniejsze emerytury i nie będzie kim ich zastąpić? A poczuciem misji nie da się wykarmić swoich dzieci. Zawsze powtarzam, że misje to miał James Bond. To jest edukacja, a z nią nie ma żartów, to poważna sprawa...