Wystarczy brak jednej oceny. Nauczyciele mogą wybrać drastyczną metodę – grozi nam paraliż matur
Na egzaminy gimnazjalne i ósmoklasistów rząd znalazł sposób. Komisje złożone z przypadkowych osób miały zażegnać kryzys. Tak łatwo nie będzie jednak w przypadku uczniów ostatnich klas szkół ponadpodstawowych. Jeśli strajk się przedłuży, nie będzie miał kto wystawić ocen, a co za tym idzie, nie będą mogli podejść do matury.
Ministerstwo Edukacji Narodowej powinien brać pod uwagę taki scenariusz. Jeżeli uczeń nie będzie miał świadectwa ukończenia szkoły średniej, nie może pisać egzaminu dojrzałości, a co oczywiste nie będzie absolwentem, jeżeli nauczyciel nie wystawi mu ocen.
Sytuacja robi się coraz bardziej skomplikowana, a spór się zaostrza. Ostatnia wypowiedź premiera Mateusza Morawieckiego nie zapowiada rychłego kompromisu.
– Dzisiaj muszę powiedzieć z całą odpowiedzialnością, że stan finansów publicznych na pewno nie pozwala na żadne dodatkowe ustępstwa. Jesteśmy już po kilku bardzo konkretnych ustępstwach – mówił w rozmowie po "Wiadomościach" w TVP1.
W tym przypadku nauczycieli nie da się zastąpić. Tylko i wyłącznie oni mogą wystawić oceny z danego przedmiotu. Żadne rozporządzenie podpisane przez minister Zalewską tu nie pomoże. Jeżeli wszyscy nauczyciele ostatnich klas liceum lub technikum nie wystawią ocen, wychowawca nie będzie w stanie przygotować zestawień na radę pedagogiczną, która ostatecznie zatwierdza całoroczne efekty pracy uczniów.
– Klasyfikacja dla ostatnich klas szkół ponadpodstawowych to jest naprawdę trudniejsza sprawa. Wystarczy blokada paru osób, żeby sytuacja była dramatyczna. Nie wyobrażam sobie tego, ale to może oznaczać, że uczeń nie będąc absolwentem szkoły średniej, nie może zasiąść do egzaminu maturalnego – mówi naTemat nauczyciel jednej ze szczecińskich szkół.
Nasz rozmówca dodaje jednak, że jeśli mowa o strajku, to wystawienie ocen jest sprawą indywidualną. – W tym roku jestem wychowawcą klasy trzeciej i znam te dzieciaki. Wystawię im oceny, ale nie wiem jak się zachowają inni. Nie można zmusić nauczyciela do tego.
Trudny wybór
Nauczyciele, z którymi rozmawiałam przyznają, że jeżeli strajk będzie się przedłużał, najgorsze chwile jeszcze przed nami. Już teraz pojawiają się dylematy: stanąć ponad sporem i patrzeć na dobro uczniów, czy przetrwać ten najtrudniejszy moment, aby dalej walczyć o swoje dobre i swoją przyszłość, a w wielu przypadkach i o przyszłość swoich dzieci.
– To jest rzecz... ojej, straszna rzecz, gdyby się wydarzyła. Wydaje mi się, że terminem końcowym tego całego sporu nie jest termin matury jako takiej, tylko termin wystawienia ocen i rad pedagogicznych – przyznaje nauczycielka historii z Olsztyna.
Jej zdaniem jeżeli doszłoby do sytuacji, w której trzeba niejako zdecydować o losie młodych ludzi, doszłoby także do ogromnego podziału środowiska.
– Elity muszą się dogadać, my tu na dole robimy wszystko żeby państwo polskie zdało ten egzamin. To, co się w skali kraju wydarzyło, czyli to, że dziś egzaminy się odbywają, pokazuje, że może wspomniane już przeze mnie elity nie są najmądrzejsze, ale społeczeństwo mamy rozsądne – przekonuje rozmówczyni.
Nauczyciele liczą jednak, że mimo wypowiedzi rządzących uda się znaleźć pieniądze na podwyżki. To, jak mówią, pozwoli każdemu zrobić kroku w tył. – Musimy się cofnąć, ponieważ jesteśmy pod ścianą. Nie można "na złość mamusi odmrozić sobie rączki" – stwierdza fizyk z Kielc.
On też strajkuje, ale jeżeli będzie musiał podjąć tę trudną decyzję, oceny wystawi. – Ręka mi nie zadrży, wystawię oceny bez względu na to, czy będzie to uznane jako łamanie strajku, czy też nie – podsumowuje.
Jeśli nie dojdzie do porozumienia nauczycielami z rządem, niektóre sale egzaminacyjne mogą wyglądać w ten sposób.•fot . Mieczyslaw Michalak / Agencja Gazeta
Opinie uczniów także są podzielone. Większość wspiera nauczycieli, ale muszą myśleć też o sobie. Do tej pory nie brali pod uwagę, że coś podobnego może się wydarzyć. Dziś spoglądają w niedaleką przyszłość z większą obawą.
– Szczerze mówiąc do tej pory nie myśleliśmy o tym, czy nauczyciele nie wystawią ocen. Obawialiśmy się bardziej o to, że w ogóle nie będzie zajęć i przed samymi maturami będziemy musieli przygotowywać się sami. Przejęliśmy się bardziej tym, że nie będzie lekcji. Teraz jednak powoli musimy zacząć się z tym liczyć, a to oznaczałoby, że jesteśmy rok w plecy – dzieli się swoimi spostrzeżeniami Kamil ze Szczecina.
Z kolei Miłosz z Olsztyna uważa, że strajk nie koliduje z maturami, a przede wszystkim z przygotowaniami do egzaminu. Wielu uczniów i tak powtarza materiał we własnym zakresie.
– Ostatnie dni maturzystów w szkole opierają się głównie na przygotowaniach "informacyjnych", gdzie pouczani są oni, jak kodować swoje prace itd. Wszyscy wiemy, że regułka jest taka sama od kilku lat, po co więc powtarzać takie podstawy po kilka razy? – przyznaje licealista, który dodaje, że większość jego znajomych popiera działania swoich nauczycieli.
– Każdy mówi, że strajk zaszkodzi nam, młodym ludziom, a tymczasem ja w swoim towarzystwie słyszę tylko, że pomimo traconych zajęć wszyscy i tak popierają naszych nauczycieli – mówi Miłosz.
Wszystko w rękach rady klasyfikacyjnej
Taki optymizm uczniów może też wynikać z faktu, że zwyczajnie nie mają się czego obawiać. Niektóre szkoły poradziły sobie z wystawieniem ocen jeszcze przed rozpoczęciem strajku. Tak stało się też w Liceum Ogólnokształcącym nr 1 w Olsztynie.
– Proponowane oceny wystawiamy zawsze miesiąc przed klasyfikacją, więc one już są. Problemem jest jednak rada pedagogiczna. Nie chcę wyprzedzać faktów, bo być może okaże się, że do przyszłego tygodnia sytuacja się rozwiąże – mówi dyrektorka szkoły Jolanta Skrzypczyńska.
To kiedy klasyfikacyjne rady pedagogiczne będą zwołane, leży w gestii dyrektorów. Rada musi jednak przyjąć uchwałę o ukończeniu szkoły przez ucznia. Zatwierdzić oceny i oceny z zachowania. Uchwały są ważne, jeśli jest kworum rady, czyli odpowiednia liczba osób.
– To jest dla mnie najtrudniejsza sprawa. Myślimy cały czas o uczniach. Ja muszę zwołać radę pedagogiczną, a decyzja czy nauczyciele na nią przyjdą, czy nie, należy do nich. Jeśli nie przyjdą, to wtedy będę się zastanawiała. Jest to jedna z tych sytuacji, w której cokolwiek zrobię, to będzie źle. Jeśli sklasyfikuję uczniów bez kworum, to zawsze ktoś może zakwestionować uchwałę – podsumowuje dyrektorka.
Walka z rządem, a nie z uczniami
Adam Zygmunt, szef zachodniopomorskiego okręgu ZNP, w rozmowie z naTemat mówi, że problem rzeczywiście istnieje. Nauczyciele nikogo nie starszą, ale jeśli nie uda się popisać porozumienia z rządem, wielu z nich nie zamierza rezygnować z protestu.
– Mam sygnały z całego województwa. Nauczyciele są zbulwersowani tym co się stało, czyli brakiem zainteresowania. Rząd chce przedłużyć nam strajk. Chce nas wykończyć finansowo, dlatego ludzie proponują różne rozwiązania, m.in. pojawiają się głosy dotyczące niewystawiania ocen, nieprzeprowadzenia rad pedagogicznych – podkreśla Zygmunt.
Jak mówi prezes zachodniopomorskiego ZNP, determinacja i wola walki są ogromne. Ten strajk nie jest jednak strajkiem przeciwko uczniom, jest strajkiem przeciwko władzy. – Ludzie strajkują, niech oni nas nie zmuszają do takich radykalnych działań – denerwuje się mój rozmówca.