"TVP tego nie wyemituje". Szydło wręczyła mu nagrodę, ale takiej reakcji burmistrza Podkowy Leśnej się nie spodziewała
Burmistrz Podkowy Leśnej Artur Tusiński stał na scenie ramię w ramię z Beatą Szydło, od której chwilę wcześniej odebrał nagrodę. Wszystko było idealnie do momentu, gdy powiedział o strajku nauczycieli coś, za co dostał gromkie brawa z sali. Samorządowiec szybko ze sceny zszedł, a na niej została tylko była premier, która była – delikatnie mówiąc – zaskoczona całą sytuacją. Teraz bohater wydarzenia opowiada nam o co chodziło.
Nagranie, które pokazuje ten moment na Facebooku podpisał słowami "TVP tego nie wyemituje". Artur Tusiński w rozmowie z naTemat opowiada m.in. o tym dlaczego, to przerażające, że jego słowa uznane zostały za akt odwagi.
Spodziewał się pan, że nagrodę będzie panu wręczała wicepremier Beata Szydło?
Powiem szczerze, że bardzo się zdziwiłem. To wyglądało tak, jakby pani premier porzuciła wszystkie swoje obowiązki i przyjechała tylko na galę. Nawet nie była na kongresie, mimo że zapowiadano jej uczestnictwo. Przyjechała tylko po to, aby wręczyć jedną nagrodę, jednemu burmistrzowi, czyli mi.
Nie mam często okazji, aby widywać się z członkami rządu, dlatego właśnie w drugiej części mojej wypowiedzi zwróciłem się do pani premier o zakończenie konfliktu. Osobiście uważam, że wymiar tego strajku jest o wiele głębszy i o wiele bardziej daleko idący, niż pozornie mogłoby się wydawać.
Po pierwsze jest to kolejna grupa tego społeczeństwa, którą PiS - zwyczajnie przekłamując rzeczywistość - tak traktuje. A przecież tu chodzi o część inteligencji. Tak samo było z sędziami, prawnikami, lekarzami, a teraz mamy nauczycieli.
Oburza mnie to, choć jestem ekstremalnym liberałem gospodarczym, w związku z czym mam zupełnie odmienne zdanie na temat tego, jak powinien wyglądać system oświaty i jej finansowanie. W mojej rodzinie nie ma też tradycji nauczycielskich.
Natomiast absolutnie nie mogę się zgodzić z tym, w jaki sposób partia rządząca podchodzi do tematu i jak próbuje tę grupę zepchnąć na margines i oczernić, skonfliktować z resztą społeczeństwa. Przecież przetrwaliśmy zabory tylko dlatego, że byliśmy w stanie tę polskość, edukację i kulturę pielęgnować w narodzie.
Beata Szydło powiedziała, że nie spodziewała się politycznego wystąpienia.
Nie chciałem, żeby to było polityczne wystąpienie. Na dobrą sprawę, jeśli posłucha się tego co mówiłem, to podchodząc do tego krytycznie, można odnieść wrażenie, że powiedziałem jakiś komunał. To były słowa na takim dosyć wysokim poziomie ogólności, właśnie po to, aby nie było to odebrane politycznie.
A jednak.
Moje słowa zostały odebrane politycznie, chyba tylko przez panią Szydło i myślę, że może przez niewielką część osób zebranych w sali. Kiedy słyszę na nagraniu te żywiołowe brawa, myślę, że po prostu dotknąłem sedna sprawy. Rząd z całkiem sporą częścią społeczeństwa - bez względu na to, czy ktoś popiera jego działania, czy też nie - różni się w podejściu do pewnych fundamentów państwowości, narodu i społeczeństwa obywatelskiego. To jest przerażające.
Czuł się pan w obowiązku wykorzystać obecność Beaty Szydło podczas kongresu? To była świadomość, że poza tą salą, gdzie wręcza się nagrody, gdzie panuje uroczysta atmosfera, dzieje się coś ważnego?
Nie można tego rozdzielać. Tym bardziej, że nagroda dotyczyła gospodarki finansowej, a oświata jest przedmiotem samorządowej dyskusji od bardzo dawna. Rozmowy na ten temat wykraczają poza kadencję tego sejmu. Wszystko dlatego, że dzieje się tak, że dziura - jak ładnie moi koledzy samorządowcy to nazywają - pomiędzy subwencją, a wydatkami faktycznymi rośnie i będzie rosła jeśli nie nastąpią zmiany.
Przykład, w Podkowie Leśnej subwencja do publicznych jednostek, to jest trochę ponad 3 miliony, a dopłacamy ponad drugie tyle, bo prawie 4. Płace nauczycieli i wychowawców w przedszkolach wynoszą ponad 5 milionów złotych.
Jaka to część budżetu gminy?
Wszystkie wydatki dotyczące oświaty w naszym mieście wyniosą około jedenastu milionów złotych. To jest jedna trzecia budżetu i mniej więcej tak jest w każdej gminie. Choć w niektórych oświata pochłania nawet połowę budżetu.
Przed zaplanowaniem budżetu otrzymałem informację, że dostanę siedem milionów pięćset tysięcy subwencji oświatowej dla gminy. W marcu przyszła informacja - już po uchwaleniu budżetu - że obcinają mi tę subwencję o ponad czterysta dwadzieścia tysięcy. Te pieniądze muszę gdzieś znaleźć. Dla gminy, która gospodaruje trzydziestomilionowym budżetem, to jest osiem procent. Mówimy więc o naprawdę gigantycznym wyzwaniu, jeśli nie chcemy zadłużyć gminy.
A potrzeby gminy, to nie tylko szkoły, czy przedszkola.
Dokładnie, dotyka pani sedna sprawy. Do szkoły publicznej chodzi dzisiaj około czterystu uczniów, niektórzy są spoza rejonu. Razem z rodzicami jest to grupa około tysiąca osób zainteresowanych kwestią oświaty. W Podkowie Leśnej, w której mamy cztery tysiące mieszkańców, pozostali maja prawo mieć zupełnie inne priorytety.
W Podkowie Leśnej wydatki na edukację i na kulturę w przeliczeniu na mieszkańca są jednymi z najwyższych w Polsce. Jeżeli jednak będziemy musieli coraz więcej dokładać do edukacji z własnej kieszeni, będziemy musieli oszczędzać kosztem innych potrzeb np. kultury, ale także i samych dzieci. Dokładając tylko do funduszu płac, ciąć będziemy wydatki związane z potrzebami dzieci i młodzieży. Chodzi o środki przeznaczone na świetlicę, zajęcia wyrównawcze i dodatkowe, sport, infrastrukturę itp.
W odróżnieniu od rządu nie możemy zaciągać dowolnego długu na wydatki bieżące. Nie możemy dodrukować pieniędzy, nie możemy posługiwać się kreatywną księgowością, zwiększając dziurę w deficycie budżetowym.
Polityka finansowa na szczeblu samorządowym, mimo że to też są pieniądze publiczne, jest o wiele bardziej restrykcyjna, stąd jest dużo bardziej racjonalna i dużo bardziej efektywna od zarządzanej centralnie. Przede wszystkim samorząd dopasowuje swoje usługi pod konkretne potrzeby lokalnej społeczności. My, samorządowcy nie możemy sobie pozwolić na taki festiwal obietnic. Z każdego zobowiązania jesteśmy rozliczani i nie do pomyślenia jest przerzucanie kosztów tych obietnic na kolejne pokolenia.
Związek Miast Polskich napisał do premiera Mateusza Morawieckiego: "Beata Szydło przerzuca na samorządy pełną odpowiedzialność za sfinansowanie podwyżek płac". Chodziło o wypowiedzi wicepremier podczas negocjacji ze wiązkami zawodowymi. Mówiła ona, że wzrost pensji nauczycieli jest możliwy bez ingerencji w wysokość dotychczasowej subwencji. Samorządowcy boją się, że ewentualne podwyżki rząd przerzuci na samorządy?
Oczywiście. Wyobraźmy sobie taką sytuację: każdy z siedemdziesięciu nauczycieli w Podkowie dostaje po 1000 zł podwyżki miesięcznie, co dla gminy będzie stanowiło obciążenie w wysokości 70 tys. plus koszty stałe około 40 proc, co daje sto tysięcy złotych. Rocznie trzeba znaleźć 1 mln 200 tys. zł ekstra.
Jeżeli nie pójdą za tym pieniądze z budżetu centralnego w subwencji, to wszystkie gminy, a w szczególności takie małe jak moja, będą miały ogromny problem by je wygospodarować. W dużej części zrezygnujemy z inwestycji. Co oznacza, że będzie wyhamowany rozwój gmin, a to odbiłoby się bardzo negatywnie na gospodarce krajowej. Podchodząc w ten sposób do sprawy, rząd stawia samorządy w bardzo niekomfortowej sytuacji
Czyli jest pan jest zdania, że państwo powinno zapewnić godną pracę i płacę nauczycielom, ale nie sięgając do kieszeni samorządów?
Do kieszeni mieszkańców, bo samorząd to mieszkańcy. Tak uważam. Coraz częściej przychylam się do pomysłu aby oświata funkcjonowała podobnie jak w XX-leciu międzywojennym, czyli żeby to państwo bezpośrednio płaciło pensję nauczycielom. Konstytucja gwarantuje bezpłatny i powszechny dostęp do edukacji, czyli jest to zadanie rządu.
Jeżeli państwo nie wywiązuje się ze swoich zobowiązań wobec obywatela, to należałoby usiąść do wspólnego stołu i znaleźć rozwiązanie. Pomyśleć o całkowitym rozdziale finansów samorządu od finansów rządu. Tak, aby wszyscy partycypowali na równych zasadach, we wszystkich częściach dochodów państwa. A edukacja i kultura powinny być wyłączone od negatywnych wpływów chwilowej koniunktury gospodarczej.
W Podkowie Leśnej nauczyciele strajkują?
Nie, nie strajkują. Większość należy do Związku Zawodowego "Solidarność". Zorganizowali referendum, w którym wzięło udział ponad 70 proc. nauczycieli. 97 proc. z nich opowiedziało się za strajkiem, co oznacza, że w pełni solidaryzują się z postulatami strajkujących koleżanek i kolegów. Mimo tego, ponieważ centrala związkowa podpisała porozumienie z rządem, to zajęcia odbywają się normalnie. Co nie oznacza, że nauczyciele z takiego rozwiązania są zadowoleni.
Ja nie zamieniłbym się z żadnym nauczycielem, za żadne pieniądze, bo dla mnie jest to zawód misyjny, wymagający zaangażowania, cierpliwości i predyspozycji. Wymaga nie tylko godziwego wynagrodzenia, ale również przywrócenia mu szacunku, poważania i uznania. Wyjątkowo niefortunnie wybrzmiała w czasie strajku nauczycieli, propozycja dofinansowania trzody chlewnej czy bydła.
Mimo tego, że nauczyciele w pana gminie nie strajkują, czuć kryzys?
Kryzys pojawił się już w zeszłym roku. Brakuje nauczycieli chętnych do pracy. W wielu gminach w całej Polsce władze samorządowe proponują nauczycielom, którzy będą chcieli uczyć w ich szkołach, mieszkania komunalne. To pokazuje jak duży jest to problem, czego rząd zdaje się nie zauważać.
Problem wynagrodzenia dotyka zresztą wielu grup zawodowych między innymi lekarzy, pielęgniarek, pracowników administracji. Pieniądze, to jedna kwestia, a druga, może nawet ważniejsza to godność i szacunek.
Wracając do kongresu i pańskich słów, czy później w kuluarach były dyskusje na ten temat? Ktoś gratulował odwagi?
Tak, bardzo wiele osób... W jakim państwie zaczęliśmy żyć, że mieszcząca się w granicach przyzwoitości i zasad współżycia społecznego wypowiedź, jest uznana za akt heroizmu i odwagi. Chyba zaczyna być coś nie tak z tym krajem i to w bardzo poważny sposób.