"Niech wezmą tę moją kluchę z powrotem". Rodzice zostali z dziećmi i... nie ogarniają

Aneta Olender
Jakby na to nie patrzeć - z aprobatą, czy też z dezaprobatą - strajk nauczycieli wywołał sporo zamieszania. W cierpliwość musieli uzbroić się także rodzice. Jak się jednak szybko okazało, nie było i nie jest to najprostsze zadanie. "Dzięki nauczycielom przedszkolnym moja córka wraca z połową tej energii i niewykorzystanych pomysłów. Wielkie pokłony przed wszystkimi, którzy świadomie się na takie szalone dni z cudzymi dziećmi decydują. Kocham nauczycieli. Dajcie im wszystko czego chcą, nim skonam" – napisała jedna z mam internautek.
Strajk nauczycieli uświadomił rodzicom, jak ważna jest praca wychowawców w szkołach. Fot. Dominik Dziecinny / Agencja Gazeta
Cierpliwość... błagam o cierpliwość
To nie tak, że rodzice, którzy podpisują się pod tymi, czy podobnymi słowami, nie kochają swoich dzieci. Kochają owszem i to bardzo, ale równocześnie ogromnie cenią pracę nauczycieli. Niektórzy uświadomili sobie to właśnie teraz, kiedy protest zmusił ich do "nadprogramowych" godzin spędzonych z własnymi pociechami.

Kinga to mama dwójki dzieci. Jej córka ma 5 lat, a syn prawie 3. Kiedy zapytałam ją o harmonogram działania jej rodziny w ostatnich dniach, przyznała, że oczywiście odpoczywa, ale... w pracy.


– Kiedy wracam z pracy wbrew pozorom mam więcej siły na zabawę z dziećmi, niż po całym dniu spędzonym z nimi. Nie wspominam już nawet o cierpliwości. Jestem zdrowsza psychicznie. Przedszkole jednak organizuje dzień. Dzieci się tam wyszaleją, mają gdzie spożytkować energię. Mój syn czasami kiedy wraca do domu śpi nawet trzy godziny, a jeśli nie, to wystarczy, że poczytam mu książki. W innym przypadku moje dzieci biegają do późna, nie chcą spać, a nawet kłócą się ze sobą. Jest jeden wielki szał – przyznaje żartobliwie Kinga .

Nie szczególnie trudno mi wyobrazić sobie, że cały dzień z dziećmi i ich możliwościami potrafi wykończyć dorosłego. Mi wystarcza kilka godzin z dziećmi mojej siostry (choć oczywiście kochana siostro twoje dzieci są najwspanialsze!), aby po wszystkim zwyczajnie paść na kanapę i rozkoszować się ciszą. Dziękuję rodzicu za tę refleksję
W podobnym tonie o czasie spędzonym ze swoimi dziećmi, a co za tym idzie, także o pracy nauczycieli, wypowiedział się Kamil Polny, autor bloga "Tata w pracy".

"Ostatni tydzień był dla wielu prawdziwą lekcją rodzicielstwa i pokory. Choć jest to przykre, to lepsza gorzka prawda niż słodkie kłamstwa" – tymi słowami zaczął swój wpis.

Tę gorzką prawdę, a nie pudrowanie rzeczywistości, można odnaleźć w kolejnych zdaniach. Kamil Polny podsumował bowiem chwile spędzone z dwójką swoich dzieci i wyeksponował powody, dla których na nauczycieli warto spojrzeć z innej perspektywy, niż tylko z tej, z której widać jedynie długie wakacje i krótki tydzień pracy.

– Dzieci pomiędzy godziną 9, a 17 mają więcej energii i krzyczą głośniej niż TY!


– Nawet mając podręczniki w których niby wszystko jest napisane, ciężko jest upilnować 7 latka, żeby siedział na tyłku i się uczył!


– Trudno uczy się 1 dziecko, wyobraź sobie przepełnione klasy, 20-25…osób? Realne? Podołasz?

– Byłeś kiedyś zły na to, że nauczyciel krzyknął na Twoje dziecko? Ile razy zdarzyło Ci się zezłościć na swojego potworka podczas ostatniego "tygodnia przetrwania”?

W rozmowie z naTemat ojciec dwójki dzieci, przyznaje, że chciał zwrócić uwagę na to, jak bardzo wymagającym zawodem jest zawód nauczyciela i jak odpowiedzialne jest to zajęcie.

– Na zawód nauczyciela patrzę cały czas tak samo. Przykro mi tylko, że politycy tak nie robią. Posłowie, gadające głowy, wpływowi ludzie, pokazują się z najgorszej strony. A prawda jest taka, że większość polityków mogłaby pomarzyć o wykształceniu posiadanym przez nauczycieli. W gruncie rzeczy, to wszyscy dajemy się zakrzyczeć niewykształconym gamoniom piastującym wysokie stanowiska! Ktoś to powinien przerwać – mówi autor bloga "Tata w pracy".

On i jego żona nie mają pretensji do nauczycieli, że musieli przeorganizować swój typowy tydzień pracy, a i ich życie domowe wymaga odrobiny improwizacji.

– To, że strajk będzie uporczywy dla rodziców, to było pewne. Natomiast ktoś musi ten koszt ponieść, bo rzeczywistość nigdy się nie zmieni. Wszyscy chcieliby mieć lepiej, ale mało kto akceptuje fakt, że na zmiany trzeba pracować! Na szali jest przyszłość naszych dzieci. Nasze siedmiolatki i tak dostaną już po tyłku, tak jak my 25 lat temu dostawaliśmy. Jeśli nie pomożemy nauczycielom wydostać się z tego dołu, to prędzej czy później do dołu wpadną nasze dzieci, a za nimi my. Bez nauczycieli nie damy rady – podkreślił.

My w domu jesteśmy na skraju wytrzymałości...
Słowa Kamila Polnego wywołały poruszenie. Można jednak także stwierdzić, że dodały odwagi tym rodzicom, którym towarzyszą podobne refleksje (oczywiście nie zabrakło i krytycznych uwag). "Masz rację... Ten protest jest najbardziej uciążliwy dla rodziców. Politycy go nie zauważają. Ale jeszcze chwila i przeleje się czara goryczy i odbije się to olewanie nauczycieli naszym politykom czkawką. My w domu jesteśmy na skraju wytrzymałości... logistyka jest szalona" – tak brzmi komentarz jednej z matek.

Dzisiaj myślałam, że powywieszam moje córki za uszy na sznurku do prania... stan na dziś - 20% zrealizowanych planów z tendencją spadkową

Dziękuję, w takiej beznadziejnej chwili te słowa są dla mnie powietrzem

Dobrze że jest jeszcze instytucja Babci. Chyba tylko to chroni mnie aktualnie przed samodestrukcja ;)

Dziękuję za te słowa rozsądku w tym szalonym czasie

Tekst dodał także otuchy nauczycielom, którzy codziennie muszą mierzyć się z niezrozumieniem. Sposób w jaki walczą o podwyżki nie podoba się wielu osobom, w tym także sporej grupie rodziców. Hejt, który widać zwłaszcza w sieci, sprawia, że próba zmiany nauczycielskiej rzeczywistości jest jeszcze trudniejsza. Niektórzy nie wytrzymują presji i rezygnują ze strajku.

Ja, stara nauczycielka z 37 letnim stażem pracy... popłakałam się. TATO DZIĘKUJĘ CI!

Wspaniały tekst. Jako że potrzebujesz wsparcia, dobra rada od nauczyciela - siedmiolatek potrafi koncentrować uwagę na jednej czynności maksymalnie 15 minut, dlatego każda lekcja edukacji wczesnoszkolnej zawiera różne elementy, żeby dzieciaki się nie zanudziły, a nauczyciel nie zwariował. Większość rodziców nie ma o tym zielonego pojęcia.

Dajcie im wszystkie pieniądze świata
Po kilku nadprogramowych i nieplanowanych dniach spędzonych ze swoimi dziećmi, wielu rodziców z pewnością dorzuciłoby się do pensji nauczycieli... A już na pewno obiema rękami podpisało pod ich postulatami protestujących.

Zabawa w dom wcześniej, czy później znudzi się małej gospodyni, a i zestaw kredek niekoniecznie może zawierać wszystkie satysfakcjonujące dziecko barwy. "Zajmij się czymś" raczej nie będzie hasłem kluczem i nie otworzy w głowie dziecka nieodkrytych dotąd pokładów kreatywności. A jeśli jednak ma się takie szczęście, to wyobraźnię i tak lepiej mieć pod kontrolą.

Dziecko potrzebuje uwagi! Ma tysiąc pytań (powiedziałabym, że raczej tysiąc i jedno). Nawet jeżeli przez kwadrans uda się je czymś zainteresować (Sukces! Można w spokoju wypić kawę), to trzeba mieć w zanadrzu kolejne pomysły.

Nierzadko do łask wraca stary dobry przyjaciel, czyli niezawodny telefon, a w nim nieskończone możliwości internetu. Tak, wiadomo, że to szkodliwe, że świadome rodzicielstwo, że work-life balance i takie tam, ale każdemu należy się wytchnienie.

W tym właśnie sęk. Skoro nie tak łatwo jest zapanować nad własnym dzieckiem i zapewnić mu odpowiednie rozrywki, które jednocześnie będą je edukowały, to można sobie wyobrazić, ile wysiłku wymaga "ogarnięcie" np. całej gromady pełnych energii maluchów, które później relacjonują rodzicom co robiły z ulubioną "ciocią" przez cały dzień w przedszkolu.

"Dobra! Dajcie nauczycielom wszystkie pieniądze świata. Tylko niech wezmą tę moją kluchę z powrotem do przedszkola" – napisała autorka często udostępnianego ostatnio w sieci wpisu. Jej słowa, choć wywołują uśmiech na twarzy, pokazują, jak dużym wkładem w wychowanie dzieci jest zaangażowanie nauczycieli.

"Kocham moje dziecko! Naprawdę je kocham. Ale całe dnie na placu zabawa, jazdy na rowerze, na lodach, karmienia kaczek, lepienia z plasteliny, codziennie, przez nie wiadomo ile.... wykończą mnie... Fizycznie, nerwowo, psychicznie... Minął jeden dzień, powtarzam jeden dzień, a ja po prostu padam na twarz" – dodała.

Ach i może jeszcze na zakończenie kilka słów do tych, którzy będą oburzeni taką postawą rodziców. Tak, ci rodzice też kochają swoje dzieci. Nie, to nie pierwszy raz, kiedy zostali sami z pociechami i tak, zabierają dzieci ze sobą na wakacje. Bez obaw, ci ludzie potrafią cieszyć się czasem spędzonym ze swoją rodziną.