Artur Nowak był molestowany przez księży-pedofilów, teraz broni ich ofiar. "Bardzo mocno w to wszedłem"

Daria Różańska
– Po publikacji filmu Sekielskich w dobę dostaliśmy z żoną 40 zgłoszeń od ofiar księży-pedofilów. Muszę coś z tym teraz zrobić – mówi nam prawnik Artur Nowak, jeden z bohaterów filmu "Tylko nie mów nikomu". Był molestowany przez księży, teraz sam broni ich ofiar, choć szczerze przyznaje: – Myślę, że to dość niezdrowe, jeśli ktoś przez całe życie przepracowuje tę traumę. Trzeba z tego wyjść.
Artur Nowak i Małgorzata Szewczyk-Nowak , autorzy książki "Żeby nie było zgorszenia. Ofiary mają głos ". Fot. Piotr Skórnicki / Agencja Gazeta
Był pan ofiarą księdza pedofila.

Artur Nowak: – Nawet dwóch.

To dlatego tak bardzo zaangażował się pan w pomoc innym ofiarom księży-pedofilów?

Poniekąd tak, doskonale rozumiem tych ludzi. Ale w sumie zaczęło się to od pewnej wizyty. Przyszła do mnie żona molestowanego w dzieciństwie mężczyzny. Opowiadała, że on strasznie się rozpił, miał problemy z prawem.

Po rozmowie z tym chłopakiem okazało się, że w jego domu nie było za ciekawie. Mam na myśli alkohol, awantury. Oczywiście poza sprawcą i ofiarą nie było świadków. No i jakoś to wróciło do mnie. Jestem pewien, że to, co się działo z tym chłopakiem, było konsekwencją nadużyć.


Poza tym, do mojej żony, która jest terapeutką, zgłaszali się pacjenci, którzy mają podobny problem. I się zaczęło: jeden klient, drugi, trzeci. Jako prawnik zobaczyłem, jak bardzo Kościół pozostaje bezkarny w kwestii pedofilii wśród księży.

Proszę sobie wyobrazić, że na przykład sędzia przeprasza księdza pedofila za wyznaczenie terminu rozprawy w dniu Matki Boskiej Gromnicznej. Jak ma się czuć ten pokrzywdzony?

Straszne. Nie zgubił pan rachuby, ile ofiar księży-pedofilów pan reprezentował?

Nie liczę. Miałem kontakt z ponad setką pokrzywdzonych.

Zaangażowanie w ten temat pozwala panu lepiej sobie samemu poradzić ze swoją historią?

Środowisko prawników, psychologów, publicystów – ludzi, którzy są blisko tematu pedofilii w Kościele – to też wiele ofiar księży. Przyjdzie taki czas, że oni sami o tym powiedzą.

Nie ma bardziej ohydnej zbrodni niż zbrodnia na tle seksualnym na dziecku. Nie wyobrażam sobie nic gorszego. Ludzie teraz mi piszą, że podczas oglądania tego dokumentu wymiotowali, wpadli w jakiś dołek, bo wszystko do nich wróciło.

Pana żoną w filmie Sekielskich mówiła, że ma już dość pana zaangażowania w ten temat. Chyba pan się trochę zafiksował?

Tak, bardzo mocno się zaangażowałem. I rzeczywiście są różne momenty. Cieszę się, że w filmie Sekielskich żona powiedziała o tym, że ją wkurza moje zaangażowanie w ten temat. Faktycznie, bywa trudno. Często trzeba się gdzieś zebrać, pojechać, porozmawiać z kimś, odpowiedzieć na jakiegoś maila. Powoli uczę się łapać dystans.

Czyli nie wychodzi pan z pracy. Nie rozstaje się z ofiarami księży-pedofilów?

Był taki moment. Ale uważam, że film Sekielskich pchnął tę kulę i ona będzie nie do zatrzymania. Świadomość dziennikarzy i dołów Kościoła jest coraz większa. Muszę odpocząć.

To znaczy, że nie będzie pan przyjmował klientów, którzy są ofiarami księży-pedofilów?

Nie, aż tak to nie. Po publikacji filmu w dobę dostaliśmy z żoną 40 zgłoszeń od ofiar księży-pedofilów. Muszę coś z tym teraz zrobić. To nie jest tak, że pozostawię ten temat na zawsze. Ale teraz muszę się zająć także życiem. Myślę, że to dość niezdrowe, jeśli ktoś przez całe życie przepracowuje tę traumę. Trzeba z tego wyjść. To proces.

To pewnie mocno obciążające.

Dokładnie, trzeba zbudować jakiś dystans.

Co było dla pana największym zaskoczeniem, gdy zaczął pan poznawać historie innych ofiar?

Podczas pracy nad książką "Żeby nie było zgorszenia. Ofiary mają głos" bohaterowie opowiedzieli o swoich historiach, w których najbardziej uderzająca była ich samotność. Oni są ofiarami, próbują dochodzić sprawiedliwości, a nikt ich nie słucha. Oni tracą nawet wiarę w to, że jest sens, by coś z tym zrobić. I to jest najbardziej dojmujące.

Opinię publiczną intryguje, ile trwał gwałt, jaka była technika, a tak naprawdę ten gwałt w psychice tego człowieka trwa dziesiątki lat. Zidentyfikowałem się z tymi ludźmi. Paradoksalnie, jeszcze bardziej do tej walki motywowało mnie, że Kościół jest bardzo potężną instytucją, choć to przecież absurd... Jakieś zaburzenie chyba.

Nie obawiał się pan, że to będzie starcie mrówki ze słoniem?

Nie. Mam wielu znajomych wśród księży. I proszę sobie wyobrazić, że te przyjaźnie zostały zbudowane na gruncie walki z pedofilią. I to są bardzo fajni ludzie. Słyszymy się codziennie, piszemy, widzimy.

Czyli nie myśli pan o księżach, Kościele wyłącznie źle?

Nie. Jest wielu księży, którzy są odpowiedzialni za Kościół. Teraz wydałem książkę "Duchowni o duchownych", w której rozmawiam z byłymi i obecnymi księżmi.

Uświadomiłem sobie, że o ile Kościół na Zachodzie przerobił II sobór watykański, to my wciąż nie wyszliśmy z tego bunkra Kościoła obronnego, który chce widzieć swoją tożsamość w narracji walki z obcymi, mniejszościami seksualnymi, różnorodnością.

Nasz Kościół stopił się dość mocno z tą niebezpieczną ideologią wybraństwa Polaków, dumy narodowej. Ciężko to będzie złamać i na nowo pozycjonować w Kościele Ewangelię, a więc tolerancję, otwartość i empatię.

A wierzy pan w Boga?

Tak. Chcę czuć się bezpieczny, zaopiekowany – to są moje potrzeby religijne.

Można jakoś przepracować, zamknąć temat molestowania, czy już zawsze nosi się ten ciężar?

Pewnie można. Ale trzeba trafić na terapię, otworzyć się, spojrzeć na siebie inaczej. Wiele osób, które poznałem, niestety zabrnęły w jakieś nałogi, miały próby samobójcze, nieudane związki, problemy z seksualnością.

Na przykład poznałem dziewczynę, która bardzo boi się nocy poślubnej z powodu molestowania przez księdza. Mówiła swojemu partnerowi, że chodzi o religijność, a panicznie boi się zbliżenia mężczyzny. Proszę sobie wyobrazić, że ona przez cały czas odkładała ślub, żeby nie doszło do zbliżenia.

Okropnie smutne.

Takich historii jest więcej. Spotkałem też inną kobietę, która jak widzi w tramwaju księdza, to dostaje ataku paniki i wychodzi. A później chcą ją przesłuchiwać ludzie w sutannach.

I chcą, żeby przysięgała na Biblię.

To jest standard.

A jeśli któraś z ofiar jest ateistą i nie chce przysięgać na Biblię?

Jeśli ktoś nie chce, to nie przysięga. Mówi, że na nic nie będzie przysięgał. Nie bardzo rozumiem, czemu to ma służyć.

Pamięta pan moment, gdy Sekielski zjawił się i powiedział, że robi dokument o pedofilii?

Tomek zapytał mnie na planie, jak to w ogóle jest, że zajmuje się tematem pedofilii w Kościele. Powiedziałem mu, że sam tego doświadczyłem, a on to nagrał. No i tak to zostało w filmie. Co mam powiedzieć: bo jestem taki wrażliwy, bo mnie to interesuje?

Kiedy po raz pierwszy powiedział pan bliskim, że jest pan ofiarą księży-pedofilów?

Tak naprawdę to niedawno. Potrzebowałem czasu, żeby zdać sobie sprawę z tego, że zostałem wykorzystany przez księdza. 11-12-letnie dziecko, które nie ma za sobą żadnego intymnego doświadczenia, nie jest w stanie ocenić tej sytuacji. A później to wypiera, wstydzi się i ucieka przed tym wspomnieniem.

U chłopaka to jeszcze jest tak, że sobie myśli: "Jak mam być głową rodziny, skoro dał się wykorzystać?"

Towarzyszy temu także wstyd?

Ogromny. Poza tym, ci pedofile są sprytni, bo oni budują relację z dzieckiem. Nie jest przecież tak, że oni napadają nas na mieście i gwałcą.

Wybierają sobie dzieci, których sytuacja rodzinna nie jest prosta. Na przykład ojciec pije, a matka hołubi księdza jak Chrystusa.

Arcybiskup Michalik mówił, że "dziecko lgnie, drugiego człowieka wciąga".

Jest w tym trochę prawdy. Przecież te dzieci "coś dostają". Nie poświęcano im wystarczająco dużo uwagi w domu, a teraz mają uwagę księdza. Duchowny ich wysłuchuje, poświęca im czas, organizuje popołudnia.

Pedofile nie spadają z nieba. A księża przez to, że są ubrani w sutanny mają taką przepustkę dostępu do dzieci. I to jest chyba najbardziej ohydne. Tyle, że Michalik wywiódł z tego, że dzieci kuszą dorosłych.

Księża-pedofile znajdują "podatny grunt", wtedy gdy rodzice nie zainteresują się dzieckiem albo mu nie wierzą. Jak było z panem?

W moim przypadku można powiedzieć, że ta relacja została zbudowana w konfesjonale. Na początku podczas spowiedzi ksiądz obsesyjnie mnie wypytywał o masturbację. Miałem poczucie winy, myślałem, że to jest ważne, sprawa czystości, że dla niego ona jest ważna. No i potem poszedł dalej...

Poszedł dalej?

Dotykał mnie tam gdzie nie powinien, przytulał, całował. Przekroczył granicę.

Później rozmawiałem na temat tego księdza z kolegami z dzieciństwa, z którymi niedawno ponownie nawiązałem kontakt. I szybko okazało się, że nie byłem jego jedyną ofiarą.

Nie chciał pan, żeby w filmie braci Sekielskich upublicznić nazwisko pana oprawców?

Na razie nie mam takiej refleksji. To wymaga czasu, to kolejny etap.

W ogóle do tego, żeby to upublicznić zachęcił mnie redaktor naczelny "Więzi" Zbigniew Nosowski. On mnie namówił, żeby coś zrobić z tą historią.

I rzeczywiście miał rację. Dowiedziałem się, że też jest inny pokrzywdzony przez tego samego księdza, później że są jeszcze inne osoby.

Czyli zgłosił pan tę sprawę?

Tak, zgłosiłem.

Jak pan zapamiętał spotkanie z przedstawicielem Kościoła?

Postawiłem warunek, że nie chcę się spotykać z delegatem w kurii. Nie było problemu. Ostatecznie z rektorem seminarium w Paradyżu (diecezja gorzowska) umówiliśmy się w pizzerii w Poznaniu.

Czegokolwiek o Kościele nie myślę, to obiektywnie muszę przyznać, że ten duchowny zachowywał się bardzo dobrze.

A co z drugim pana oprawcą?

Nie żyje. Został pochowany z wielkimi honorami. I proszę zobaczyć, jaki świat jest mały, bo dzwoniła do mnie niedawno pokrzywdzona, która mieszka w tej miejscowości, gdzie on został pochowany.

Nie żałuje pan, że publicznie opowiedział o swoich doświadczeniach?

Nie, nie żałuję. W Polsce panowała taka atmosfera, żeby chronić księży-pedofilów za wszelką cenę. Spotkałem wielu pokrzywdzonych, którym rodzice absolutnie nie wierzyli.

Czasami stwierdzali, że "takie oskarżenia" to obraza księdza. Musimy zbudować warunki innym pokrzywdzonym. Niech mówią. Jak profesor Obirek, jak ksiądz Krzysztof Mądel, jak Kora.

Najtrudniej wciąż jest chyba z poruszeniem tematu pedofilii wśród księży w małych społecznościach wiejskich, gdzie często wciąż patrzy się na kapłana jak na Boga.

Pamiętam jak byłem mały, to były trudne czasy po stanie wojennym. Wtedy w domu nic nie było, ale jak przychodził ksiądz, to na stole pojawiało się wszystko. I to jest właśnie to... Myśmy sami zdemoralizowali tych ludzi, traktując ich właśnie w ten sposób.

I nie zawsze rodzice reagują, jak należy, o czym w swoim kazaniu mówił też ksiądz Prusak.

To też pokazuje nieodpowiedzialność rodziców. To jest przenoszone z pokolenia na pokolenie.

Ten film ma taką funkcję, żeby po pierwsze zbudować atmosferę dla pokrzywdzonych, a po drugie, żeby rodzice przejrzeli na oczy. Tak, jak mówił ksiądz Prusak: macie słuchać swoich dzieci i dbać o ich bezpieczeństwo.

Film braci Sekielskich może coś zmienić. Widzimy w nim konfrontację ofiary ze sprawcą.

I to jest siła tego filmu. Możemy spojrzeć w twarz ofiarom i ich oprawcom.

I posłuchać ich tłumaczenia.

To jest infantylizm. I tacy ludzie stają za ołtarzem i mówią nam, jak mamy żyć, co robić. "Dam ci trochę pieniędzy, jakoś ci zadośćuczynię".

Trudno to w ogóle skomentować...

To pokazuje, że ludzie, którzy mają być naszymi duchowymi przewodnikami, nie mają podstawowych zasobów wrażliwości, empatii.

Da się wybaczyć swojemu oprawcy?

Trzeba to przerobić w sobie. Trzeba poradzić sobie samemu ze sobą, poznać siebie, przemyśleć wszystko. Sądzę, że wybaczenie jest ostatnim elementem terapii. Nie jestem człowiekiem, który chce nosić w sobie jakiś jad, bo z tego się robią choroby.

Większą wściekłość budzi we mnie na przykład to, co mówi Głódź. Dla mnie ten człowiek jest profanacją Kościoła. I tak się zastanawiam co to za wspólnota, która toleruje tego człowieka.

Na drugim biegunie jest prymas Polak, który przeprosił ofiary księży-pedofilów.

Biskupi niestety wybrali sobie Jędraszewskiego i Gądeckiego na szefów Konferencji Episkopatu Polski. Oni biorą odpowiedzialność za wszystko, co się dzieje w Kościele.

Arcybiskup Głódź wiedział, że ksiądz Franciszek Cybula molestuje dzieci, a pochował go z honorami.

Właśnie o to chodzi. To świadczy o tym, że oni mają pogardę dla pokrzywdzonych. Drugi przypadek – księdza Eugeniusza M. Jak teraz jechać do tego Lichenia? Jak się pomodlić? Jak stoi tam pomnik księdza-pedofila (w międzyczasie zasłonięty płachtą – red.). To wręcz obrzydliwe. Marianie mają problem. Muszą coś z tym pomnikiem zrobić. Oni o tym też wiedzieli. Dlaczego więc dotychczas nic z tym nie zrobili?

Ksiądz Prusak powiedział mi, że jest Kościół Episkopatu i Kościół reszty.

Bardzo dobrze, że ksiądz nazywa rzeczy po imieniu i na głos mówi to, o czym wszyscy myślą. Sądzę, że ten film skanalizował nasze emocje i w końcu mówimy to, co myślimy.

Ośmieliliście ludzi, ofiary księży.

I to jest dla mnie największą wartością tego dokumentu. Nikt nie może zarzucić, że Sekielscy zrobili ten film dla popularności, czy pieniędzy. Złotówki z tego nie wzięli, wręcz zawalili swoje prywatne życie, poświęcili swój czas. To wszystko zrobione jest na tip-top.

Brakuje tylko komentarzy przedstawicieli Kościoła, którzy nie chcieli mówić.

Dokładnie. I między innymi prymas Polak nie chciał się wypowiedzieć... Ale nie mam wątpliwości, że ten film trochę otworzy nam oczy na księży i wezmą oni odpowiedzialność za ten Kościół.

Hierarchowie polskiego Kościoła powinni podać się do dymisji?

Moim zdaniem, gdyby byli odpowiedzialni, to by to zrobili.

Chyba nie ma na to szans. Skruchę wyraził tylko prymas Polak, Głódź mówi, że "byle czego nie ogląda".

Ja bym się zapytał, co Głódź ogląda... Mam nadzieję, że dla takich osób jak Głódź, Jędraszewski czy Gądecki już niebawem nie będzie miejsca w polskim Kościele. Znam wielu księży, którzy nie chcą mieć z nimi nic wspólnego. To grabarze tego Kościoła. Mam nadzieję, że ten film pozwoli nazwać zło złem. I nie będzie tak, że biskup czy ksiądz może być bezkarny.