"Nie ministranci, a dziewczyny stanowią większość ofiar". Bohater "Tylko nie mów nikomu" o życiu po filmie

Kamil Rakosza
Marek Mielewczyk to bohater głośnego dokumentu braci Sekielskich. Jest ofiarą ks. Andrzeja Srebrzyńskiego. W rozmowie z naTemat opowiedział o telefonach od ofiar pedofilów, których po emisji "Tylko nie mów nikomu" dostaje całe mnóstwo. Dowiedzieliśmy się również, że to wcale nie nastoletni chłopcy najczęściej wpadają w łapska oprawców w sutannach.
Marek Mielewczyk to jeden z bohaterów filmu "Tylko nie mów nikomu". Fot. Jakub Rusek / Agencja Gazeta
Czy Pańskie życie w jakiś sposób zmieniło się po publikacji dokumentu "Tylko nie mów nikomu"?

Przybyło mi obowiązków. Chodzi o relacje z osobami, które zaczęły do mnie pisać i dzwonić po emisji filmu. To ludzie skrzywdzeni w przeszłości przez księży, własnych ojców lub innych oprawców. Szukają wsparcia i wyjścia z sytuacji, która ich spotkała. Pomocy i rozwiązania w odniesieniu do złych rzeczy, jakich doświadczyli w życiu.

Dużo jest tych wiadomości?

Naprawdę mnóstwo. W przeszłości, w ramach działalności fundacji "Nie lękajcie się", którą prowadzimy z Markiem Lisińskim, również dostawaliśmy sporo wiadomości. Dzieliliśmy się między sobą sprawami ofiar. Obecnie przybrało to jednak bardziej osobisty wymiar – sporo telefonów czy wiadomości jest kierowanych bezpośrednio do mnie.


Zupełnie tak, jakby ludzie zareagowali na to, jak otworzyłem się przed nimi w filmie. Być może dzięki temu łatwiej im opowiedzieć o swoich trudnych przeżyciach.

Dzwoniła do mnie pani, która opowiadała, że kiedy w jej parafii księdzu spodobała się jakaś dziewczynka lub chłopiec, to nie kładł temu dziecku hostii normalnie na język w czasie rozdawania komunii tylko poruszał nią w buzi. Rozumie pan? Dziewczyna, która do mnie dzwoniła, płakała do słuchawki cały wieczór. I takie telefony, z opisem traumatycznych przeżyć, stanowią większość rozmów, jakie Pan prowadzi w ostatnich dniach?

Zdecydowanie. Zaczyna się od nawiązania relacji, potem rozmówcy przechodzą do omówienia swoich przeżyć. Dzwonią zarówno kobiety jak i mężczyźni. To, że właśnie dziewczyny stanowią większość osób, które po raz pierwszy zostały molestowane przez księży, jest dla mnie ogromnym zaskoczeniem. Wcale nie ministranci są tą grupą, która w głównej mierze jest wykorzystywana przez pedofilów w sutannach, lecz dziewczynki. Nie wiem dlaczego mówi się o tym dopiero teraz.

To niejako przeczy tezie, że za pedofilię w Kościele odpowiedzialne jest homoseksualne lobby. A czy w historiach wykorzystywanych kobiet pojawia się jakiś wspólny motyw odnośnie tego, jak znalazły się w sytuacji, w której padły ofiarą księży pedofilów?

Powtarza się to, że wobec wszystkich kobiet księża tworzyli otoczkę osób wyróżnionych. Mnóstwo pochwał w odniesieniu do wykonanej pracy czy innych czynności. "Ty robisz to najlepiej", "Jesteś wyjątkowa", "Druga tak tego nie zrobi" – podobne kwestie, jakie słyszałem i ja od ks. Srebrzyńskiego. Dziecko, które słyszy takie rzeczy od księdza, czuje się wyróżnione. Nie wie, że to manipulacja – mechanizm, który ma sprawić, że zaufa swojemu oprawcy i nie będzie przeciwstawiać się czynnościom seksualnym.

Dzieci boją się, że stracą swoją pozycję. Przestaną być wyjątkowe. Skończy się satysfakcja z otrzymywania pochwał i wyróżnienia. Wszyscy ludzie lubią być nagradzani, sprawia nam to przyjemność. To siedzi w naszej naturze. A jeśli ksiądz wie, że tej miłości brakuje w domu – w czasie spowiedzi słyszy, że dziecko kłóci się z mamą albo tata pije wódkę – bezlitośnie to wykorzystuje w swojej manipulacji. Jego ofiara nie jest już wtedy w stanie mu się przeciwstawić. Perfidne.

To jest to, o czym mówiła Ania w "Tylko nie mów nikomu". Sprzątała i dostawała za to pochwały. Czuła się wyróżniona. W kolosalnej liczbie przypadków działa ten sam mechanizm. To wszystko potwierdza się po emisji filmu braci Sekielskich. Dziewczyny, które do mnie dzwonią, mówią, że zrozumiały, iż spotkało je dokładnie to samo.

Nie wiedziały do końca, co to było, jednak po relacji Ani, mojej i pozostałych bohaterów filmu, doszło do nich, co tak właściwie się stało. W czasie terapii, przez które przechodziłem na przestrzeni lat, nauczyłem się, że każde z moich zachowań było i jest następstwem tego, co zdarzyło się w dzieciństwie. Znalazło to również potwierdzenie w opinii czterech biegłych sądowych w czasie mojego procesu cywilnego. Czytał Pan list ks. Srebrzyńskiego do "Gazety Pomorskiej"?

Wiedziałem, że, w którymś momencie, ks. Srebrzyński użyje argumentów o zdemoralizowanym duchowieństwie. Dlatego nie byłem zaskoczony. Trwa wyciąganie kart przeciwko Kościołowi i to samo prawdopodobnie będzie się działo po przyjeździe "Terminatora Watykanu". Jeden ksiądz będzie donosił na drugiego, na wierzch zostanie wyciągnięta sterta brudów.

To, co ks. Srebrzyński pisze o biskupie Suskim w innych materiałach, które lada dzień wyjdą na forum publiczne, jest stuprocentowym faktem. Wyjdzie to, że bp Suski wiedział o pedofilii popełnianej przez księży i krył takich duchownych. Mamy na to dowody – dokumenty pochodzące z konfrontacji z biskupem. Niedługo ujrzą światło dzienne.

Pedofilia, donosicielstwo, byleby tylko nie wyjść na tego najgorszego – zgnilizna moralna bije po oczach. A mówimy o osobach, które mają być dla innych drogowskazem.

Dzwonił do mnie były ksiądz, który od dziewięciu lat nie pełni już służby duchownej. Jest sparaliżowanym człowiekiem, mieszkającym w Warszawie. To osoba, która z takimi personami jak abp Głódź jest po imieniu, bardzo dobrze się znają. Na razie nie mogę jeszcze zdradzić szczegółów, ale gdyby pan usłyszał jego relację o tym, kto kogo sypał i w odniesieniu do jakich faktów… To po prostu syf.

Jest półtoragodzinny wywiad z tym człowiekiem, który pewnie też w najbliższych dniach gdzieś się ukaże. To są rzeczy, które dla normalnej osoby są nie do pomyślenia, że coś takiego mogło mieć miejsce.

To, co dzieje się w Kościele w okresie ostatnich 30 lat po obaleniu komuny jest po prostu straszne. Wszystkie haki, jakie duchowni na siebie mają, to, jak się podstawiają i oczerniają, jest niewyobrażalne. Przesłuchanie całego wywiadu to był dla mnie szok. Totalne rozpieprzenie tego, co człowiek myślał o tej instytucji.

Mam wrażenie, że poczet antybohaterów wśród dostojników kościelnych rośnie z dnia na dzień.

Pogarda, z jaką Głódź mówi o nas, z jego "nie oglądam byle czego", to dla nich zwykła codzienność. Idą swoim torem, swoim schematem myślenia i nie liczy się dla nich żadna jednostka czy dusza, jak zwykło się u nich mówić. Człowiek nie ma dla nich żadnego znaczenia.