Za to BMW podobno trzeba dziękować... nie tylko BMW. Tak więc oficjalnie: dziękuję wszystkim, bo jest za co
Nowe BMW Z4 to przedstawiciel umierającej rasy – najprawdziwszych, dwudrzwiowych roadsterów. To samochód, który do wywołania uśmiechu na twarzy potrzebuje jedynie kawałka krętej drogi i promieni słońca. Tak, byłem zachwycony i chociaż od zwrotu auta już upłynęło kilka dni, nadal jestem.
Fot. naTemat.pl
Zresztą – nawet wspomniana Supra nie jest dostępna w wersji ze składanym dachem. To tyle w temacie kabrioletów. Niemniej właśnie w takich warunkach na rynek trafia nowe Z4. Na szczęście od razu mówię – samochód nie bierze jeńców, cieszy od pierwszej chwili i po prostu jest prawdziwym antydepresantem.
Fot. naTemat.pl
Nowe Z4 trafia na rynek w trzech w wersjach. To dwa dwulitrowe czterocylindrowe silniki oraz najciekawszy (i zdecydowanie najdroższy) w ofercie trzylitrowy sześciocylindrowiec z dwiema turbinami.
Te dwa litry i cztery cylindry pewnie nie brzmią zbyt okazale, no ale… takie czasy. Z podobnym silnikiem można kupić choćby Porsche 718 Boxstera, który jest mimo wszystko konkurencją dla Z4.
Fot. naTemat.pl
Ale wiecie co? Wsiadłem, pojechałem i… nawet się cieszę, że nie trafiła mi się ta mocniejsza wersja, zwłaszcza że w czasie testów trochę padało.
Fot. naTemat.pl
Kluczowe są tutaj bowiem dwie kwestie. Po pierwsze: Z4 jest lekkie. W dużej mierze zawdzięcza to składanemu, miękkiemu dachowi (hardtop w ogóle nie jest dostępny!). Koniec końców wersja z dwulitrowym silnikiem waży mniej niż półtorej tony. Kiedyś to byłaby waga ciężka nawet jak na kabriolet. Dzisiaj to auto lekkie jak piórko.
Efekt to przyspieszenie do 100 km/h w zaledwie 5,4 sekundy (wyobraźcie to sobie bez dachu) i prędkość maksymalna ograniczona do 250 km/h. Samochód nie męczy się też powyżej stu kilometrów na godzinę – ochoczo dalej przyspiesza. Cud, miód i orzeszki.
Fot. naTemat.pl
Ale o ile "trójka" zaskoczyła mnie swoją przewidywalnością, tak "zetczwórka" jest inaczej zestrojona. Nawet nie ma zamiaru udawać grzecznej. Oczywiście nie wyśle cię do szpitala po najprostszym błędzie, ale zdecydowanie strzeli cię po łapach. Zwłaszcza na mokrej nawierzchni uślizg tylnej osi nie jest trudny do osiągnięcia. Skręć kierownicę, dociśnij pedał gazu i… już. Nie trzeba nawet wyłączać kontroli trakcji.
Fot. naTemat.pl
A przy łagodnym traktowaniu (to przecież kabriolet do turlania się po pięknych drogach, a nie maszyna wyścigowa) nigdy nie wywoła stresu. Dobrze jednak wiedzieć, że Z4 ma w sobie tę bardziej demoniczną stronę. I wcale nie potrzeba do tego wersji z 6 cylindrami.
Fot. naTemat.pl
A jak jest ze spalaniem? Co najmniej… różnie. To znowu zależy od tego, jak będziecie eksploatować takie Z4. Jeśli będziecie chcieli popisywać się na mieście, to zakręcicie się nawet w okolicy… osiemnastu litrów bezołowiowej. W dwulitrowym silniku! Ale przy normalnej miejskiej jeździe spalanie będzie znacząco niższe – w okolicach dwunastu litrów. Przy tej mocy to akceptowalny wynik.
Fot. naTemat.pl
Prosi się o sportową kierownicę
Nowym Z4 nie ma co się spieszyć także dlatego, że w środku jest niezwykle przyjemnie. Oczywiście – jak w każdym kabriolecie – po zamknięciu dachu (można w trakcie jazdy do 50 km/h) robi się mocno klaustrofobicznie, ale do wykończenia wnętrza naprawdę nie można mieć zastrzeżeń.
Fot. naTemat.pl
Przyczepiłbym się tylko do dość grubej kierownicy. O ile dobrze ona się sprawdza właśnie w 330i czy nawet w M850i (też w wersji bez dachu), tak tutaj – biorąc pod uwagę niewielkie wymiary auta i ogólną zwinność – przydałoby się coś nieco cieńszego i może nawet mniejszego. Ale to tylko mój gust.
Fot. naTemat.pl
I co symptomatyczne, dopiero teraz znalazłem dobry moment, żeby skupić się na tym, jak ten samochód wygląda z zewnątrz. Ogółem Z4 zbiera dość mieszane opinie. Niektórzy twierdzą, że wygląda właśnie jak Toyota, wielu krytykuje kształt nerek czy tył auta.
Fot. naTemat.pl
Warty każdej złotówki
Pozostaje kwestia ceny i tutaj, jak się zapewne domyślacie, szału nie ma. Dość powiedzieć, że Z4 z jeszcze słabszym silnikiem o mocy 197 KM zaczyna się od ponad 201 tysięcy złotych. Sporo jak za dwuosobowy roadster o mocy, która wcale nie szokuje przy Maździe MX-5.
Fot. naTemat.pl
Pamiętajmy też, że to premium. A premium znaczy mniej więcej tyle, co drogie dodatki, bez których nie chcecie tego auta. I muszę przyznać, że BMW Z4 sDrive 30i w takiej konfiguracji, jak w teście, niebezpiecznie zbliża się do 300 tysięcy złotych.
Fot. naTemat.pl
BMW Z4 sDrive 30i na plus i minus:
+ Radość z jazdy!
+ Jeszcze więcej radości z jazdy!
+ Dobre osiągi
+ Dużo charakteru
+ Niezłe brzmienie
+ Bardzo szczelny dach
- Momentami wysokie spalanie
- Przydałaby się bardziej sportowa kierownica
Fot. naTemat.pl