To zawsze jeden z najtrudniejszych projektów w motoryzacji. Przed wami nowe Porsche 911 Carrera

Michał Mańkowski
Stworzenie nowej 911-tki to jeden z najtrudniejszych projektów nie tylko w Porsche, ale i w całej branży motoryzacyjnej. Jeśli zmieni się za mało, wszyscy powiedzą, że redesign jest do kitu, bo... nic się nie zmieniło. Jeśli z kolei wprowadzi się za dużo nowości, ci sami ludzie stwierdzą, że to za dużo, a 911 Carrera straciła swojego legendarnego ducha i styl. A tego ma bez wątpienia najwięcej ze wszystkich aut, które jeżdżą po świecie.
Premiera nowego Porsche 911 Carrera to zawsze wielkie wydarzenie w świecie motoryzacji. Fot. naTemat
W dzieciństwie nikt nie marzył o Audi, Mercedesach czy BMW. Za dzieciaka marzyło się o Porsche. Po prostu. Choć powyższe marki także robią wręcz fenomenalne auta sportowe, to Porsche jest firmą sprawiającą, że serce każdego kierowcy zabije nieco szybciej. Pisałem już o tym kiedyś przy okazji jednego z testów tych legendarnych aut. Z kolei nad innymi supersamochodami ma tę przewagę, że mimo wszystko nie jest... wulgarne. 911-tka budzi pozytywne reakcje, nie kłuje w oczy, jest jak dama z klasą.
Tylko podczas kilkugodzinnej przejażdżki po greckich drogach kierowcy trzy razy wystawiali rękę przez szybę i pokazywali „okejkę”. Albo sami machali ręką, żeby ich wyprzedzić, by mogli popatrzeć. Nie zapomnę miny grupy turystów, którzy zajechali na plażę i przed restaurację dosłownie pośrodku niczego, gdzie akurat mieliśmy przystanek.


Wyobraźcie sobie, że zajeżdżacie w takie miejsce na wakacjach, a tam stoi rząd dziesięciu nowiutkich i świecących 911-tek. Szczęka opada. Im też opadła, po czym aparaty szybko poszły w ruch. Aha, zapomniałem wspomnieć, że była to grupa... emerytów.
Nowe Porsche Carrera 911 zadebiutowało oficjalnie kilka miesięcy temu. To zawsze ważna premiera, bo mówimy o legendzie. Model, choć ma już kilkadziesiąt lat na karku, cały czas utrzymuje swój charakterystyczny styl, na stratę którego nie może sobie pozwolić. Najnowsza odsłona jest sygnowana numerem 992.

Na początku sporo jej się oberwało. Że odstaje wyglądem względem fenomenalnego poprzednika (991), że ma dziwny „tyłek”. Przyznaję się bez bicia, że na początku też patrzyłem na nią z lekką dozą niepewności, ale... cut the bullshit. Jakiekolwiek wątpliwości przechodzą, gdy siądziesz za kółkiem lub zobaczysz jak przejeżdża obok ciebie. Królowa jest tylko jedna i w przeciwieństwie do Cersei z „Gry o tron” ma się wyśmienicie.
Często żartuję, że samochody tego typu z 911-tką na czele mimo swoich wielu wspaniałości mają tylko jedną, ale to dużą wadę. Siedząc za kierownicą tracimy możliwość oglądania tego jak zjawiskowo wygląda z ulicy lub z innego samochodu.

Charakterystycznym rozwiązaniem jest jednolity pas świetlny, który ciągnie się przez całą długość na tylnej klapie. W nowej generacji jest zamontowany niezależnie od wersji, poprzednio było to tylko w przypadku czteronapędowców.

Flyline, czyli niepodrabialna linia 911-tki, nadal jest seksowna. To arcydzieło motoryzacji w każdym wydaniu, także technologicznym. Czy wiecie, że np. w nadkolach zamontowano specjalne czujniki dźwięku, które na podstawie odgłosu z opon wykrywają, po jakiej nawierzchni jedziecie i dostosowuje parametry auta do tych warunków?
Nowa 911-tka jest wprowadzana stopniowo. Na razie to wersja S i 4S, a od niedawna dodatkowo cabrio w każdym z tych dwóch wariantów. S to typowe 911 z napędem na tył. W 4S napędzane mamy już wszystkie cztery kapcie, ale system sam automatycznie zależnie od potrzeb rozkłada moc na poszczególne osie.

Wbrew pozorom na suchej nawierzchni nie czuć wielkiej różnicy między jedną wersją a drugą. Systemy dbają, by auto trzymało się w ryzach i daje zaskakująco dużo pewności. Oczywiście, gdy będzie nieco mokro lub wyłączymy system ESP różnicę poczujemy błyskawicznie, ale w optymalnych warunkach aż tak bardzo jej nie odczuwamy.
Teraz trochę liczb, bo one najbardziej przemawiają do wyobraźni. 450 koni mechanicznych, 3,5 sekundy do setki z pakietem Sport Chrono, prędkość maksymalna 308km/h. W wersjach 4S auto zyskuje jeszcze 0,1s na osiągach. Kabriolety są odrobinkę wolniejsze ze względu na ciężki i zaawansowany system składania dachu.

Sporo zmieniło się także w środku, gdzie 911 w końcu dostała wygląd na miarę dzisiejszych czasów. Poprzednia była wyraźnie starsza i zbyt plastikowa. Teraz wszystko jest na miejscu. Tu małe zaskoczenie, bo jeśli kojarzycie np. wnętrze nowej Panamery lub Cayenne, to tutaj jest ono inne. Nie skopiowano rozwiązania z większych braci. Pewnie z powodu braku wystarczającej ilości miejsca na desce rozdzielczej.
Wiecie co w środku nowej 911-tki wzbudzało od samego początku największe kontrowersje? Drążek zmiany biegów, który wygląda jak niewielki kluczyk postawiony pionowo. W teorii wygląda dyskusyjnie w praktyce sprawdza się bardzo dobrze. Zresztą powiedzmy sobie szczerze, ile tak realnie w dobie świetnie zestrojonych automatów się nim „namachamy”?

911 to wciąż auto czteroosobowe (na papierze). Na tylną kanapę wejdą dwie osoby, ale głównie tylko z musu i nie będzie to komfortowa podróż. Jak trzeba to przewiezie, ale to raczej miejsce na bagaże, bo do schowka pod maską wchodzą na styk dwie nieduże walizki podręczne. Czy można się do czegoś przyczepić? Tak, do jednej rzeczy trochę na siłę, do drugiej z całkiem uzasadnionego powodu.
Na kierownicy Porsche ma magiczny przycisk do zmiany trybów jazdy. Ten poprzedni był świetny, przyjemny w dotyku, fajnie przeskakujący. Teraz zdecydowano się na coś... zbyt plastikowego. To jednak kwestia gustu, prawdziwym zaskoczeniem było dla nas coś innego.

Za kierownicą mamy miks zegarów. W centralnym punkcie jest cudowny, wielki, analogowy obrotomierz, nadający sportowego klimatu. Po jego lewej i prawej stronie już dwa elektroniczne zegary z potrzebnymi informacjami. A jeszcze dalej także po lewej i prawej stronie są dwa mniejsze wyświetlacze z kolejnymi informacjami.

Wszystko jest podzielone fajnie, ale problem pojawia się, gdy chcesz spojrzeć na te dwa skrajne. Z perspektywy kierowcy ich po prostu nie widać – kierownica je zasłania. Nie ma tam co prawda najważniejszych dla bieżącej jazdy informacji, ale to mało ergonomiczne i sensowne rozwiązanie.
To szybko przestaje mieć jednak znaczenie. Wciśnięcie gazu powoduje natychmiastowy uśmiech na twarzy. Jednak nie o samą prędkość tutaj chodzi. Porsche jest legendarne nie bez powodu. Tak zwane właściwości jezdne, które gwarantuje model 911 są momentami nie do opisania.

To jeden z tych samochodów, z którym kierownica staje się przedłużeniem ciała. Stajesz się jednością i wiesz, że auto pozwoli ci na rzeczy, których inne nie zrobią. I nie, nie chodzi o brawurę, ale pewność tego, że wytrzyma. Że wejdzie w ten zakręt, że będzie pod kontrolą, że łuk będziesz pokonywał jak po sznurku. 911-tką najfajniej jeździ się nie na długich prostych, ale właśnie na delikatnych i dynamicznych łukach, w których idealnie można poczuć, dlaczego Porsche to Porsche.
911-tki, a raczej Porsche w ogóle, to auta nie do zajechania. Nie raz dziennikarze przekonywali się o tym na torze, gdy np. przez miesiąc auta niemal dzień w dzień były katowane do granic swoich możliwości przez grupy dziennikarzy czy klientów podczas specjalnego Porsche Driving Experience. Jedyne co wymagało wymiany to opony i paliwo.

Żyjemy jednak w czasach, gdy ludzie chcą i lubią się wyróżniać. Producenci oferują różne możliwości personalizowania samochodów. BMW ma swoje Individual, Audi Exclusive, a Porsche Exclusive Manufaktur, gdzie można dowolnie skonfigurować swoją wymarzoną 911-tkę, łącznie z kolorami szwów na tapicerce. Jeden klient poprosił kiedyś, by cały bagażnik także był pokryty skórą.
Jako dziennikarze dostaliśmy wyjątkową możliwość grupowego spersonalizowania jednego samochodu, który – uwaga – zostanie faktycznie zbudowany! Jak wyszło, będziecie mogli przekonać się pod koniec tego roku. Wszyscy jesteśmy tego bardzo ciekawi!

Na szczęście my za nią płacić nie musieliśmy, bo Porsche to droga zabawa, która dla wielu jest w końcu spełnieniem marzenia. Ceny nowego 911 zaczynają się od niecałych 600 tys. złotych. I rosną wraz z każdym dodatkiem i kolejną odsłoną (warto dopłacić 40 tys. do wersji 4S). A tych będziemy oglądać jeszcze sporo. W końcu dopiero zobaczyliśmy S, 4S i cabrio. Czy warto? Kiedyś usłyszałem od kierowcy, który wysiadł po raz pierwszy w życiu z 911, że "to prawie tak dobre jak seks". Jeśli będziecie mieli okazję się przekonać na własnej skórze, nie wahajcie się ani chwili.