Po wygranej PiS mamy "Budapeszt w Warszawie"? Na Węgrzech ... zazdroszczą polskiej opozycji

Katarzyna Zuchowicz
W Polsce katastrofa, bo opozycja przegrała z PiS. Słychać czarne scenariusze, czym to grozi w jesiennych wyborach parlamentarnych. A także straszenie, że jak tak dalej pójdzie naprawdę niedługo będziemy mieć w Polsce drugie Węgry. Tam, w Budapeszcie, widzą to jednak inaczej. – Węgrzy są zaskoczeni, jak bardzo silna w Polsce jest opozycja – mówi nam jeden z węgierskich politologów.
Fidesz Viktora Orbana zdobył w wyborach do PE ponad 52 proc. głosów. Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta
W wyborach do PE na Fidesz Orbána głosowało ponad 52 proc. wyborców. To z perspektywy Polski gigantyczny wynik i pewnie powód do zazdrości dla Jarosława Kaczyńskiego. W całym kraju Fidesz zgarnął więcej głosów niż wszystkie partie opozycyjne razem wzięte i nikt, żadna siła, nawet nie depcze mu po piętach. Orbán nie ma żadnej konkurencji.

Dlatego na wynik opozycji w Polsce, po którym w kraju wielu zrzedły miny, tu niektórzy patrzą zupełnie inaczej. Z ich perspektywy jest wręcz niebotyczny. Na Węgrzech druga partia – Koalicja Demokratyczna byłego premiera Ferenca Gyurcsanya – zdobyła 16 proc. głosów, a wszystkie ugrupowania opozycyjne wprowadzą do PE jedynie 8 posłów.


Choć mówi się o tym, że coś się ruszyło, pierwszy raz do PE weszła liberalna partia Momentum (9,9 proc.), ale to wciąż kropla w morzu. "Polska opozycja powinna docenić"
– My bylibyśmy absolutnie szczęśliwi, gdyby u nas opozycja zdobyła taki wynik jak w Polsce. Oznaczałoby to, że w kraju jest rywalizacja. Z węgierskiej perspektywy to jest interesujące, w Polsce wciąż jest ta rywalizacja, a na Węgrzech jej nie ma. Polska opozycja powinna docenić, że wciąż jest w grze i może rywalizować z rządem – mówi naTemat Zsolt Enyedi, politolog z Uniwersytetu Środkowoeuropejskiego w Budapeszcie.

Dodaje wręcz, że Węgrzy są zaskoczeni siłą polskiej opozycji: – To oznacza, że w wyborach parlamentarnych jest możliwość, przynajmniej teoretyczna, że opozycja w Polsce może wygrać. Na Węgrzech nie ma takiej możliwości. U nas jest zupełnie niemożliwe, by pod tym reżimem opozycja kiedykolwiek wygrała cokolwiek.

Dlaczego? – Bo jeśli będzie mieć dobrych kandydatów albo zacznie prowadzić w sondażach, Fidesz albo zmieni prawo wyborcze, albo zacznie silną kampanię przeciwko konkretnym osobom. On ma dziesięć razy większe środki, by to zrobić – odpowiada.

Przez chwilę analizujemy wyniki w obu krajach. Mówię, że w Polsce mówi się o katastrofie. – W Polsce macie dwie proeuropejskie siły opozycyjne, które dostały się do PE. Jeśli je połączyć, to daje ok. 45 proc. A jeśli opozycja może tyle zyskać, to jest nadzieja, że przed kolejnymi wyborami brakujące 5 proc. można zyskać dobrą kampanią. Polska opozycja prawdopodobnie miała duże oczekiwania, była zbyt optymistyczna, licząc, że będzie przełom. Ale może to za wcześnie. Może powinna być bardziej cierpliwa – słyszę.

"Węgry są bliżej Białorusi"
W Polsce trwa straszenie Węgrami. Wskazywanie na podobieństwa. Teraz, po wyborach, jeszcze się to nasiliło. "Nic nie jest jasne, to powinien być wake up call dla opozycji. Jak znowu to zignorują, to będziemy mieli drugie Węgry" – to jeden z internetowych komentarzy.

"Jeżeli Jarosław Kaczyński, a być może również Mateusz Morawiecki, marzą wciąż o 'Budapeszcie w Warszawie', to właśnie druga kadencja z większą możliwością na przeprowadzanie nieakceptowalnych społecznie zmian jest tego marzenia esencją. Dziś ma ono większe szanse na ziszczenie się, niż kiedykolwiek wcześniej" – ocenia w najnowszej analizie prezes Klubu Jagiellońskiego, Piotr Trudnowski.

Na Węgrzech – choć dostrzegają zmiany, jakie dzieją się w Polsce – widzą też jednak różnice. – Dziś politycznie Węgry są blisko Białorusi niż państw UE. Polska zaś z węgierskiej perspektywy jest bliżej państw UE niż Białorusi. To wciąż różnica między nami. Z naszej perspektywy Polska pod wieloma względami jest liberalnym, zachodnim krajem – uważa Zsolt Eneydi.

Społeczeństwo zobojętniało?
W obu krajach na wygraną partii rządzącej nie mają wpływu żadne skandale. Na Węgrzech słychać przecież o tym, jak wzbogacają się oligarchowie Orbána, jak partia przejmowała banki, media, również prywatne. Nic, patrząc na wyniki kolejnych wyborów, najwyraźniej ludzi już nie rusza.

Również w Polsce zobaczyliśmy właśnie, że ludzi przestały ruszać afery i skandale z PiS w tle. Właściwie, jak widzimy po wynikach wyborów, dla połowy Polski zupełnie nie są ważne.

Pamiętam, jak w 2015 roku pewien Węgier mówił mi, że jest pod wrażeniem manifestacji KOD. Sam wcześniej organizował demonstracje w Budapeszcie, na tę jedną specjalnie przyjechał do Warszawy. – U was są wielkie protesty, u nas już nie – powiedział.

Dziś, patrząc na wyniki wyborów, można się zastanawiać, czy w tym zobojętnieniu nie dogoniliśmy już węgierskiego społeczeństwa. Bo przecież wyborcy właśnie pokazali, że nie obchodzą ich ani wieże Kaczyńskiego, ani działki Morawieckiego, ani nawet pedofilia w Kościele. Czy można to porównywać? Węgierski politolog uważa, że podział wśród Polaków pokazał, że ważne dla nich są inne kwestie – na przykład, że wartości chrześcijańskie, katolickie są zagrożone przez UE, Niemców czy liberałów.

Na Węgrzech było trochę inaczej.

"Węgrzy znają tylko przekaz jednej partii"
– Nacjonalizm jest silny w obu krajach, strach przed imigrantami też, ale na Węgrzech jest silniejszy. Jest jednak ogromna różnica między naszymi krajami. Na Węgrzech od 2010 roku mamy państwo rządzone przez jedną partię, która wykorzystuje aparat państwowy, kontroluje większość mediów. Do Węgrów po prostu nie docierają niektóre skandale, które dotyczą partii rządzącej. Fidesz kupił też większość mediów prywatnych. W tym sensie łatwo można ocenić, dlaczego zdobył więcej głosów niż PiS – tłumaczy Zsolt Enyedi.

Łatwo sobie wyobrazić, jak jeszcze wzrosłoby poparcie dla PiS, gdyby taka sytuacja była u nas. Po zwycięstwie Fideszu w eurowyborach prorządowe media grzmią, że Orbán wzmocnił swoja pozycję na Węgrzech i w Europie (choć w przeszłości miewał już lepsze wyniki). "Węgrzy dali mu mandat, by bronił węgierskich interesów i chrześcijańskiej kultury w Europie przed siłami multikulturalnymi, proimigracyjnymi i imperialistycznymi socjalistyczno-liberalnymi" – pisze "Magyar Hírlap".

– Węgrzy znają tylko przekaz jednej partii, mają bardzo stronnicze informacje. Są przekonani, że w zachodnich miastach muzułmanie gwałcą i napadają. Że miliony muzułmanów chcą dostać się na Węgry i tylko Orbán jest w stanie chronić kraj. A za wszystkim stoi George Soros i inni konspiratorzy – mówi nasz rozmówca. Czy Polska pójdzie tą drogą
Czasem aż trudno uwierzyć, jak Węgry w ostatnich latach się zmieniły. I mimo wszystko, jak wiele jeszcze dzieli Polskę od węgierskiego scenariusza. A także, jak wiele spraw inaczej wygląda z węgierskiej perspektywy.
Zsolt Enyedi

Jest też kwestia pomocy państwa. Pytanie, czy rząd będzie miał pieniądze, by je rozdawać przed każdymi wyborami. I czy nacjonalistyczna retoryka będzie atrakcyjna dla wystarczającej liczby ludzi, by przynieść zwycięstwo PiS. W Polsce nie można być tego pewnym. Ale na Węgrzech rząd jest autorytarny, nacjonalistyczny, antyliberalny. Ma 2/3 większości. Patrząc na to, jakimi potężnymi środkami dysponuje, można założyć, że w ciągu następnej dekady będziemy mieli ten sam reżim i będzie on bardziej ekstremalny. Fidesz idzie coraz bardziej na prawo. Na Węgrzech sytuacja jest bardziej problematyczna niż w Polsce .

Czy jego zdaniem Polska mogłaby stać się drugimi Węgrami? – Może być taka możliwość. Polska może zbliżyć się do Węgier, jeśli zacznie używać korupcji na wielką skalę, by wzmocnić reżim, tak jak dzieje się u nas. Ale nie można zapominać, że Orbán jest bardzo blisko Rosji, bardzo intensywnie współpracuje z Putinem. W Polsce nie ma takiego sojuszu między nacjonalistycznym rządem a Rosją – odpowiada politolog.

Ale podkreśla, że jego zdaniem w Polsce taka sytuacja jest mało prawdopodobna: – Myślę, że Polska nie pójdzie tak daleko jak Węgry. Myślę, że nie będzie jednopartyjnym krajem jak my.