Aktor powiedział "kur**" i dyrektor teatru wyleciała. PiS-owski komediodramat absurdów
Tuż przed premierą i tuż po w teatrze zawsze jest nerwowo. Ale to, co stało się w ostatnich dniach w teatrze chorzowskim, przechodzi wszelkie pojęcie. Za aktorami są na razie dopiero trzy przedstawienia spektaklu "Hotel Westminster" niezwykle ciepło przyjętego przez publiczność. Choć bez wątpienia artystom łatwo grać nie jest w atmosferze, jaka powstała w teatrze i wokół niego. Ale po kolei...
Premiera "Hotelu Westminster" w Teatrze Rozrywki w Chorzowie odbyła się 1 czerwca. Tuż przed nią, 29 maja, śląskich dziennikarzy zaproszono na konferencję prasową, aby powiedzieć parę słów o przedstawieniu i zachęcić widzów, by kupili bilety. Zanim konferencja na dobre się zaczęła, między reżyserem spektaklu Jerzym Bończakiem a dyrektor teatru Aleksandrą Gajewską doszło do wypowiedzianej ściszonym głosem wymiany zdań.
Szefowa placówki dyskretnie informowała reżysera, kto przyszedł na konferencję.
Gdyby nie ten mikrofon, cała ta wymiana zdań pozostałaby wyłącznie pomiędzy dyrektorką a reżyserem. Wszystko się jednak nagrało i poszło w świat. Ów mikrofon należał zaś do świeżo uruchomionego portalu silesia24.pl – dla niego był to materiał jak znalazł, aby już na samym starcie o redakcji zrobiło się głośno.Gajewska: Biuro prasowe Urzędu Marszałkowskiego. Te trzy dziewczyny. I wydział kultury. Czyli ci, co nam płacą.
Bończak: Czyli nie mówić o polityce?
Gajewska: Ale one są super. To są dziewczyny całkowicie...
Bończak:To idzie na żywo?
Gajewska: To idzie na żywo.
Bończak: Powiem - co wy tu kur** robicie?
Gajewska: Nie rób nam tego.
Bończak: (śmiech)
Gajewska: Oni nie mają poczucia humoru.
Bończak: A ja ich pier****.
Gajewska: (wskazuje palcem na leżący na stole mikrofon)
Bończak: Nie szkodzi.
Gajewska: Ty tak, a my?
Wydarzenia potoczyły się błyskawicznie. Marszałek województwa śląskiego, Jakub Chełstowski z PiS ("dobra zmiana" przejęła władzę na Śląsku po słynnej wolcie Wojciecha Kałuży, który zaraz po wyborach samorządowych opuścił Nowoczesną i poparł PiS - przyp. red.), ogłosił natychmiastowe odwołanie Aleksandry Gajewskiej ze stanowiska dyrektora Teatru Rozrywki w Chorzowie.
"Nie licowała z godnością i funkcją"
– Została wezwana przez do gabinetu marszałka. Ten rzucił jej nonszalancko wypowiedzenie i w ogóle nie dał dojść do słowa – tak sytuację w rozmowie z naTemat opisuje jedna z aktorek związanych z Teatrem Rozrywki.
Dlaczego Gajewska poniosła karę, skoro w jej słowach trudno znaleźć cokolwiek niewłaściwego? Trudno zrozumieć. Choć oficjalne uzasadnienie, owszem, jest. Według urzędu marszałkowskiego dyrektorka wykazała się "brakiem lojalności wobec pracodawcy", bo nie zareagowała bardziej stanowczo na to, co o urzędnikach mówi Bończak. Mało tego – pozwoliła sobie na stwierdzenie, że "oni nie mają poczucia humoru". A mają?
Tuż po odwołaniu Gajewskiej, w geście solidarności, do dymisji podał się dyrektor artystyczny chorzowskiego teatru Jacek Bończyk (nie mylić z Jerzym Bończakiem).Prezentowana postawa pani Aleksandry Gajewskiej, występującej jako dyrektor Teatru Rozrywki, nie licowała z godnością i funkcją piastowaną przez tę osobę, gdyż reprezentowała ona w tym czasie jednostkę podległą Zarządowi Województwa, będącą instytucją kultury Województwa Śląskiego.
(...) Poziom dyskusji i brak stanowczej reakcji, skutkującej natychmiastowym zakończeniem rozmowy, może budzić poważne wątpliwości co do postawy godnej reprezentowania tak znanej i szanowanej o dużej renomie w środowisku artystycznym jednostki samorządu, jaką jest Teatr Rozrywki w Chorzowie.cytat za "Dziennikiem Zachodnim"
Wiadomo, że dla Bończyka najpewniej też przyszykowano wypowiedzenie. On, tak jak Gajewska, również został wezwany do gabinetu marszałka województwa, ale nie mógł przyjść, bo akurat nie było go na Śląsku. Jaka była jego wina w tym wszystkim? Tego już w ogóle nie sposób zrozumieć, bowiem Jacka Bończyka nie było nawet na feralnej konferencji z Jerzym Bończakiem.
"Krok w kierunku wygaszania naszego teatru"
Dyrektor artystyczny Teatru Rozrywki w Chorzowie wydał przy tym oświadczenie, które nawet przez pewien czas było dostępne na fanpage'u placówki, po czym - jak się dowiedzieliśmy nieoficjalnie - po interwencji urzędu marszałkowskiego zniknęło.
Aktorzy Teatru Rozrywki zaś wystąpili w obronie szefowej. Napisali do marszałka Jakuba Chełstowskiego list z prośbą o wyjaśnienie "niezrozumiałego" odwołania i nieogłaszanie konkursu na nowego dyrektora.Jacek Bończykfragment oświadczenia"W obliczu kompletnie nieuzasadnionej decyzji Pana marszałka Jakuba Chełstowskiego, który zwolnił z funkcji dyrektora naczelnego Aleksandrę Gajewską na podstawie podsłuchanej prywatnej rozmowy z realizatorem spektaklu, wyrażam swój kategoryczny sprzeciw wobec tej krzywdzącej decyzji i ustępuję z funkcji dyrektora artystycznego Teatru Rozrywki w Chorzowie.
Działanie Pana marszałka traktuję jako pretekst do zdestabilizowania działania renomowanej sceny na Śląsku oraz znaczący krok w kierunku wygaszania naszego teatru (do czego od wielu już lat dążą radni PiS-u). Zwolnienie Aleksandry Gajewskiej odbieram jako bezprecedensowy niepokojący zamach na wolność twórczą w teatrze i w naszym kraju.
(...) Dodam, że w moim odczuciu dyrektor Aleksandra Gajewska, zachowała się godnie, reagując w sposób właściwy na wypowiedzi Jerzego Bończaka i w żaden sposób nie uchybiła komukolwiek, a w szczególności urzędowi marszałkowskiemu."
Sytuację próbował też załagodzić sam sprawca zamieszania. Jak przyznają nieoficjalnie aktorzy chorzowskiego teatru, Jerzy Bończak parokrotnie próbował skontaktować się z władzami województwa śląskiego, aby wyjaśnić sytuację. Na Facebooku opublikował zaś przeprosiny za wulgarne słowa sprzed konferencji wraz z przytykiem do dziennikarzy silesia24.pl.
Nie mieli pojęcia, że ktoś to słyszy
Choć to też nie do końca tak – transmisja konferencji na Facebooku zaczęła się 29 maja równo o godz. 11.00. Zanim briefing na dobre się rozpoczął, w świat poszło m.in. to, jak Jerzy Bończak szukał grzebienia i inne nieoficjalne rozmowy aktorów. Z jednej strony – trudno doszukiwać się winy portalu, że konferencja zaczęła się z poślizgiem. Z drugiej – należy zrozumieć oburzenie aktorów, którzy nie mieli pojęcia, że już są nagrywani.
Szukali haka
Decyzja marszałka województwa śląskiego wygląda tak, jakby ktoś tylko szukał pretekstu, aby odwołać Aleksandrę Gajewską. Motyw łatwo znaleźć. Gajewska dyrektorem Teatru Rozrywki w Chorzowie została 1 września 2018 r., czyli zaledwie na parę miesięcy przed polityczną zmianą warty w samorządzie (wcześniej przez 34 lata dyrektorem placówki był Dariusz Miłkowski).
Aleksandra Gajewska z Teatrem Rozrywki związana jest od 25 lat. Jest nie tylko aktorką, ale też i absolwentką Uniwersytetu Ekonomicznego w Katowicach ze specjalnością menadżerską, więc wydaje się, że do roli dyrektora teatru jest przygotowana znakomicie. Jest tylko jeden mały problem - przynajmniej z punktu widzenia pisowskiego zarządu województwa - Gajewska w latach 2007-2014 była radną sejmiku śląskiego z ramienia PO.
– Wygląda na to, że ktoś tylko czekał, żeby znaleźć na nią jakiegoś haka. Przy czym - co to za hak?! Olka nie powiedziała nic niewłaściwego – oburza się jedna z aktorek. Przyznaje, że choć zespół teatru protestuje przeciwko decyzji marszałka, mało kto wierzy w powodzenie tej akcji.
Idzie zmiana
– Wszystko wskazuje na to, że rozpisany zostanie konkurs na nowego dyrektora. Pewnie zgłosi się ktoś, kto dla PiS będzie odpowiedni i wygra. A jedną z pierwszych decyzji nowego dyrektora będzie zdjęcie z afisza "Hotelu Westminster" – przewiduje aktorka.
Na razie spektakl jest – a po reakcjach publiczności widać, że podoba się bardzo. Jak długo widzowie będą mogli się nim cieszyć, czy tak pozostanie, gdy teatr zostanie de facto przejęty przez PiS? Trudno powiedzieć.
Bo powód, aby zdjąć "Hotel Westminster, powołany przez PiS dyrektor miałby jeszcze jeden – cała farsa dotyczy ministra z konserwatywnej partii rządzącej, który zdradza żonę. Wprawdzie sztuka dzieje się w Anglii, ale... "To jest farsa mówiąca o kondycji polityki. Tu się nie chciałbym wgłębiać, ale mamy w każdym razie ministra rządu obecnego, obecnego w Anglii, bo rzecz się dzieje w Anglii. Jeśli widz będzie chciał to przenieść na inne rejony świata, to bardzo proszę" – mówił na konferencji Jerzy Bończak.