To ona gra Krystynę Pawłowicz w filmie Vegi. Iwona Bielska znowu udowadnia, że jest aktorską petardą
Jej twarz i głos zna praktycznie każdy, chociaż ona sama unika czerwonych dywanów. Od ponad czterech dekad gra w filmie i teatrze, nie unika też telewizji. Jest jedną z najciekawszych polskich aktorek, a w "Weselu" Smarzowskiego zachwycała, bawiła i przerażała. Teraz wciela się w Krystynę Pawłowicz w "Polityce" Patryka Vegi i może być o niej bardzo głośno.
– To jest wasz koniec! Koniec bezczelnych zdrajców, niemieckich szmat, piątych kolumn i totalistów! Wyznawców kulturowej płci, erotomanów, seksualnych patologii i politycznej poprawności – grzmi Pawłowicz z sejmowej mównicy. I robi wrażenie, bo wygląda jak oryginał, mówi (a raczej krzyczy) jak oryginał, gestykuluje jak oryginał. Tylko, że u Vegi nie gra prawdziwa Krystyna Pawłowicz, ale aktorka Iwona Bielska.
Kino, teatr, telewizja
Żywiołem 65-letniej Bielskiej jest teatr, ale polski widz zna ją też z kina i telewizji. W ostatnich latach zagrała w "Klerze", "Pod Mocnym Aniołem" (jest jedną z ulubionych aktorek Smarzowskiego), "Wałęsie. Człowieku z nadziei", "Córkach dancingu", "Sztuce kochania. Historii Michaliny Wisłockiej", "Twarzy"... A w telewizji zrobiła furorę w "Przepisie na życie", gdzie pokazała, że życie emerytów nie musi być nudne i smutne.
Aktorka zawsze zwraca na siebie uwagę, nie sposób jej nie zauważyć. Dlaczego? To wszystko przez jej charakterystyczny zachrypnięty głos (który w całej krasie można podziwiać we fragmencie filmu "Polityka" z Pawłowicz), charyzmę i role, jakie wybiera.
Sama scena w "Wesela", w którym kosztuje bigosu, jest mistrzostwem.
"Bielska tu gdzieś jest?"
Niewiele by brakowało, a Bielska nie zostałaby aktorką. Urodzona na łódzkich Bałutach dziewczyna i profesjonalna siatkarka (grała w ŁKS Łódź w I i II lidze, a nawet w reprezentacji Polski) chciała po maturze zdawać na wydział aktorski. Jednak do łódzkiej filmówki się nie dostała. – Powiedzieli, że mam chory głos, guzy na strunach i mam dać sobie spokój. No więc dałam – mówiła w wywiadzie w "Wysokich Obcasach".
Przyszła gwiazda nadwiślańskiej teatralnej sceny poszła na polonistykę, ale marzenia o aktorskiej nie znikało. Dwa lata później Bielska ponownie poszła więc na egzamin wstępny, ale tym razem do Krakowa. I znowu się nie udało – przynajmniej do czasu.
Fot. Kadr z filmu "Ćma"
W 1977 roku Bielska otrzymała dyplom Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej. I tak się zaczęło.
Trudna miłość
Bielska szturmem weszła do świata polskiego kina. Nic dziwnego – nie tylko była piękna i zmysłowa (na ekranie i scenie nigdy nie bała się nagości), ale również inteligentna, charyzmatyczna i interesująca. Zadebiutowała w "Znakach zodiaku" w 1978 roku, a pierwsza połowa lat 80. była jej aktorskimi latami tłustymi. Kręciła wtedy film za filmem, a gwiazdą stała się po głównej roli w horrorze "Wilczyca", w którym pokazała, jaką jest piekielnie dobrą aktorką.
Aktorka łamała wtedy również serca. Zakochał się w niej nawet sam Roman Wilhelmi, słynny Nikodem Dyzma.
– Mój dziadek pracował jako główny księgowy w Wytwórni Filmów Oświatowych. Któregoś dnia, tuż po egzaminach w Krakowie, zapytał, czy chciałabym zarobić kilka groszy. Pamiętam pierwszy dzień. Wchodzę do wielkiej stołówki, w oddali siedzi z reżyserem Roman Wilhelmi, był już wtedy bardzo znanym aktorem. Zobaczył mnie, wstał. I tak został. Miałam 21 lat, byłam dzieckiem, dojrzałym może, ale dzieckiem. Wtedy naprawdę wyglądałam dość atrakcyjnie. Zakochał się – opowiadała aktorka w jednym z wywiadów.
Para była razem dwa-trzy lata, wspólnie zagrała w filmie "Ćma" w 1980 roku. Rozstali się, bo Wilhelmi był zaborczy. Chciał chociażby, żeby Bielska przeniosła się do Warszawy, ta kochała Kraków i nie chciała o tym słyszeć.
Potem Bielska związała się ze swoim kolegą ze studiów Mikołajem Grabowskim, bratem Andrzeja, aktorem i reżyserem teatralnym. I to było to. Są razem do dzisiaj, w 1984 roku urodził im się syn Michał. Bielska zawiesiła wtedy swoją karierę, poświęciła się rodzinie. – Ponieważ nigdy nie miałam przemożnego parcia na występowanie, uznałam, że to czas dla syna– tłumaczyła swoje zniknięcie. Ani mnie nie brakowało grania, ani innym nie brakowało mnie – mówiła w wywiadach.
Być może ta przerwa, kiedy była na topie, sprawiło, że nie stała się wielką i rozpoznawalną gwiazdą. Ale ona nie żałuje. – Ja ten swój czas, w którym mogłam zrobić wielką karierę, przespałam. W momencie gdy miałam największe szanse i przestałam się bać kamery – bo wcześniej wstydziłam się okropnie – urodziłam dziecko. Ale nie żałuję. Ja zresztą niewielu rzeczy żałuję – wyznała.
Na 100 procent
Po odchowaniu syna Bielska wróciła i grała na własnych zasadach – może dlatego jest jedną z najciekawszych polskich aktorek. Nigdy nie bała się oszpecić, ośmieszyć, obnażyć emocjonalnie. Jej poświęcenie dla roli w połączeniu z jej głosem i oryginalną urodą zawsze były wybuchową mieszanką.
Aktorka kocha teatr, cały czas gra w spektaklach. Występowała m.in. na deskach Teatru im. Juliusza Słowackiego w Krakowie, Rozmaitości w Warszawie oraz w Nowym w Łodzi (gdzie furorę zrobiła jako królowa Elżbieta I w "Królowej i Szekspirze"). Obecnie gościnnie gra w teatrze IMKA, również w sztukach w reżyserii swojego męża.
Iwona Bielska i Grażyna Dylag w spektaklu " Marleni " w reżyserii Mikołaja Grabowskiego w Teatrze Starym w Lublinie•Fot. Jakub Orzechowski / Agencja Gazeta
W 2014 r. poczuła się źle i została zawieziona do lekarza przez Magdalenę Boczarską, której do dziś za to dziękuje. A w styczniu ubiegłego roku aktorka zasłabła na scenie podczas gry w "Ościach" w Warszawie. Spektakl przerwano, po Bielską przyjechała karetka, podejrzewano udar mózgu. Na szczęście diagnoza się nie potwierdziła.
Prywatnie Bielska żyje na uboczu, do Warszawy przyjeżdża tylko, kiedy musi. Wraz z Grabowskim mieszka na wsi pod Krakowem. – Nie mamy na to czasu, bo ciężko pracujemy. Poza tym to nie dla nas, my się nie nadajemy, nie chcemy. Zdrowie, sensowna praca i szczęście naszego syna to jedyne, co się w tej chwili w życiu liczy – odpowiedziała w jednym z wywiadów na pytanie, dlaczego z mężem unikają celebryckiego życia.
Niewykluczone jednak, że po premierze "Polityki" Vegi to się zmieni. Bo Bielska z pewnością narobi tam szumu.