"To droga donikąd". Rzecznik Głównego Inspektoratu Sanitarnego szczerze o odkomarzaniu

Kamil Rakosza
Co czerwiec to samo – poszukiwanie skutecznej metody w walce z uciążliwymi krwiopijcami. W roku 2019 komarów jest szczególnie dużo, czego przyczyną są liczne powodzie, które nawiedziły pewne regiony kraju. Dlatego z wielkim echem wraca hasło: odkomarzanie. W rozmowie z naTemat Jan Bondar, rzecznik Głównego Inspektoratu Sanitarnego, przestrzega przed zbyt częstym poleganiem na metodzie chemicznych oprysków.
Walka z komarami powinna odbywać się z jak najmniejszą szkodą dla środowiska. Fot. Piotr Skórnicki / Agencja Gazeta
Odkomarzanie to faktycznie najlepsze remedium na gryzący problem?

Państwowy Zakład Higieny robił kilka badań, w których ujęto również kwestię odkomarzania. Zwracano uwagę na to, że, aby wytruć połowę populacji komara na danym terenie, trzeba wykonać opryski dwukrotnie i bardzo precyzyjnie. Nie chcę jednak oceniać odkomarzania ani pozytywnie, ani negatywnie. Przede wszystkim chciałbym zwrócić uwagę na to, żeby go nie nadużywać.
W sytuacji, kiedy na jakimś terenie doszło do powodzi i podtopień, faktycznie warto takie rozwiązanie rozważyć. Nie warto jednak stosować metod chemicznych regularnie, corocznie. To nie jest dobra droga, ponieważ przy użyciu takich środków biobójczych truje się wszystko, nie tylko komary.


W praktyce narusza to ekosystem, którego komar jest ważną częścią. W naturze na pewno istnieje cała sieć zależności, w której on występuje. Można walczyć z komarem innymi metodami, takimi, które są przyjazne środowisku.

Jakie to drogi?

Największym, naturalnym wrogiem komarów są ryby karpiowate. Komar, żeby się rozmnażać, musi mieć wodę stojącą. Tam, gdzie występują np. zanieczyszczone odpływy, rowy melioracyjne, tam trzeba je regularnie czyścić. W przypadku błotnych sadzawek, samorząd powinien rozważyć działania polegające na osuszaniu tych miejsc lub, tam gdzie się da, stworzeniu większych zbiorników, które następnie powinny być zarybiane. Ważna jest również opieka nad ptakami, dla których komary są pożywieniem.

Nie oceniam negatywnie samorządów, które zdecydowały się na odkomarzanie. Zwłaszcza tam, gdzie doszło do powodzi, skutkiem których komary występują na tych terenach w ilości plagowej. Chodzi mi o to, by nie traktować tej metody jako jedynej i systematycznej. Mnie osobiście bardzo podobają się materiały informacyjne z Wrocławia, dotyczące walki z komarami.
Fot. Screen z broszury "Wrocławski program kontroli liczebności komarów"
A co wymyślił wrocławski samorząd?

Pamiętajmy, że Wrocław to w zasadzie "miasto na wodzie". Pokazano, na przykładach nieczyszczonych rynien, oczek wodnych, starych opon – różnych przedmiotów, w których zalega woda, że takie miejsca mogą być wylęgarniami komarów. Podobne elementy otoczenia możemy znaleźć na wielu przydomowych podwórkach.

We wrocławskim programie wymienia zwraca się uwagę również na potrzebę czyszczenia piwnic i strychów na wiosnę. W tych pomieszczeniach zimują komarzyce. W informatorze podzielono również zakres możliwości na to, co może zrobić człowiek i na to, co może/powinien zrobić samorząd. Nie wykluczając metod chemicznych, warto wykorzystać wszystkie metody, które są przyjazne środowisku. Rozumiem, że odkomarzanie prowadzi się poprzez stosowanie oprysków. Czy nie jest tak, że oprysk jest skuteczny, do czasu, kiedy przyjdzie ulewa i po prostu go zmyje? Wtedy odkomarzanie to raczej groźnie brzmiące hasło a nie rzeczywista pomoc.

W tym badaniu PZH, o którym mówiłem na początku naszej rozmowy, wyraźnie wskazywano, że 40 czy 50 proc. skuteczność można osiągnąć, pryskając dwa razy i w bardzo konkretnych warunkach. Deszcz wyklucza prawdopodobieństwa uzyskaniu satysfakcjonujących wyników w tym zakresie, a u nas jednak te opady mogą wystąpić w bardzo nieoczekiwanym momencie.

To kolejny argument za tym, żeby nie nadużywać tej metody. Wiadomo, że na terenach popowodziowych, gdzie sytuacja jest kryzysowa, czasem po prostu nie ma innego wyjścia.

Czyli odkomarzanie tak, ale w ostateczności?

Na stronie internetowej GIS-u można znaleźć informację dotyczącą komarów w Polsce. Generalnie zwracamy uwagę także na środki ochrony indywidualnej, środki biobójcze, tzw. repelenty. Ważne jest, żeby sprawdzić, czy dany środek, zwłaszcza zakupiony w internecie, jest legalny na polskim rynku. Druga rzecz, bardzo elementarna, to stosować się dokładnie do instrukcji użytkowania, dołączonej do produktu, żeby przypadkiem samemu się nim nie przytruć.
To byłaby straszna ironia losu.

To, co szczególnie ważne, to fakt, że komary w Polsce nie przenoszą groźnych dla zdrowia chorób. To w zasadzie clou wydanego przez nas stanowiska. W naszym kraju, na tę chwilę, nie ma malarii czy gorączek krwotocznych. Oczywiście nie można wykluczyć takiej ewentualności w przyszłości.

Kiedyś zdarzały się w Polsce epidemie malarii. Ostatnia miała miejsce w roku 1921. Po wojnie, w latach 50., również odnotowywano przypadki zachorowań. Teraz jednak takich przypadków nie ma. Co nie zmienia faktu, że gdyby w Polsce pojawił się ktoś chory, który nie wyjeżdżał z kraju, trzeba byłoby bić na alarm. Wtedy metody chemiczne na pewno zostałyby wykorzystane. Ale tego asa warto zachować w rękawie na potem.