15 lat to przepaść. Przejechałem się starymi i nowymi samochodami, by zobaczyć, jak systemy ratują nam tyłki
Jak bardzo zmieniły się samochody na przestrzeni ostatnich 15 lat? Teoretycznie niewiele, bo choć kształty karoserii oczywiście ewoluowały, to na pierwszy rzut oka wciąż mają cztery kółka i kierownicę w środku. A jednak diabeł tkwi w szczegółach. Największą różnicę robią schowane przed okiem moduły poprawiające bezpieczeństwo jazdy.
Fot. Skoda Polska
Bo kiedyś samochód miał ABS, ESP i w zasadzie wystarczy. Jeden układ pomagał zatrzymać auto na śliskim bez wpadania w poślizg, drugi pomagał utrzymać tor jazdy na śliskim zakręcie. Nikt nie potrafi obliczyć, ile razy któryś z nich uratował czyjeś życie. Podobnie jak dziś, gdy systemów bezpieczeństwa w nowoczesnych autach jest cały alfabet. Bez wątpienia jednak nowe auta są dużo bezpieczniejsze niż stare. Przekonałem się o tym na torze treningowym Skody pod Poznaniem.
Fot. Skoda Polska
I zaczynają się cuda. Tył usilnie próbuje wyprzedzić przód, a całość auta robi co może, by wyjechać poza linię. Jakoś udało się to skontrować, utrzymać auto w kierunku jazdy i zatrzymać. W następnym okrążeniu przy prędkości 42 km/h "wpadłem do rowu". Kilka kolejnych prób i właściwie to samo, niezależnie od techniki pokonywania "oblodzonego" zakrętu próba kończyła się wyjechaniem poza linię.
Fot. Skoda Polska
Kolejną próbą był "szarpak". Dla niewtajemniczonych: jest to takie wredne urządzenie, które w chwili, gdy auto przednimi kołami wjeżdża na płytę poślizgową, szarpie w bok tylnymi kołami. Chodzi o to, żeby samochód zaczął na śliskim tańczyć walca, a zadaniem kierowcy jest utrzymać tor jazdy.
Fot. Skoda Polska
Utrzymanie toru jazdy? Proszę bardzo, żaden problem. Zahamowanie przed końcem płyty poślizgowej? Ależ oczywiście, z przyjemnością. Samochód był potulny niczym baranek i zdawał się wykonywać wolę kierowcy zanim ten zaczął jeszcze kręcić kierownicą czy naciskać pedał hamulca.
Fot. Skoda Polska
Powiem więcej, omijanie przeszkód często lepiej wychodziło starym autem niż nowym. Złożyły się pewnie na to dwa czynniki. Po pierwsze Octavia jest sporo lżejsza od Kodiaqa. Po drugie auto miało słaby silnik i ciężko było osiągnąć przy wjeździe na płytę takie prędkości, z jakimi wjeżdżano Kodiaqiem. Czeskim SUV-em "przejechałem pieszego" dwa razy, gdy jechałem Octavią wszystkie słupki "przeżyły".
Fot. Skoda Polska
Jednocześnie z wizyty na torze wyciągnąłem ważną lekcję. Otóż, ile byśmy nie mieli tych literek w specyfikacji naszego auta, praw fizyki nie da się oszukać. Można je trochę nagiąć, ale gdzieś jest granica błędu, której przekroczyć się nie da. Nawet najnowocześniejsze auto wpadnie w poślizg, jeśli spróbujemy oszukać prawa natury.
Fot. Skoda Polska