Ten zlot klasyków przerósł wszystkie oczekiwania. Citroën pokazał, jak trzeba świętować stulecie marki

Łukasz Grzegorczyk
Z czym kojarzy wam się Citroën? Dla mnie to przede wszystkim kawał historii motoryzacji. W tym roku marka świętuje 100-lecie istnienia, a ja z tej okazji mogłem przenieść się w czasie. Pod Paryżem zorganizowano zlot kultowych modeli, który przerósł moje oczekiwania. Tylu klasyków na raz nie widziałem wcześniej w żadnym innym miejscu.
Zlot Citroëna w La Ferté-Vidame przyciągnął około 4,5 tysiąca klasyków. To wydarzenie organizowane na 100-lecie marki. Fot. naTemat.pl
Na początek trochę historii, bo w końcu mówimy o całym wieku motoryzacyjnej rewolucji. Citroën to marka, którą założył André Citroën. I tu od razu pojawia się polski wątek, bo wspomniany inżynier w czasie podróży przez Polskę nabył patent na sposób wytwarzania maszyny do obróbki kół zębatych daszkowych. Teraz już wiecie, skąd wzięło się logo firmy. Te słynne dwa znaczki to właśnie wspomniane zazębienie daszkowe.

I mógłbym was teraz zanudzać kolejnymi faktami z przeszłości, ale przecież to nie ma sensu. Przejdziemy od razu do tego, co najciekawsze, czyli samochodów. Tym razem nie będzie jednak porównywania osiągów, opisywania poziomu spalania czy zachwytów nad wyposażeniem, bo mamy do czynienia z prawdziwymi klasykami, których w palecie tego producenta nie brakuje.


Na 100-lecie istnienia Citroën zorganizował wydarzenie, które na początku nie wzbudziło mojego entuzjazmu. Kolejny zlot i kilkudziesięciu, może kilkuset zapaleńców, którzy wyciągną z garażu swoje stare zabawki – tak myślałem jeszcze przed wylotem do Paryża.

Wszystko odbywało się w La Ferté-Vidame, około 2 godziny jazdy ze stolicy Francji. Już po drodze mijaliśmy kultowe DS-y, które były tylko zapowiedzią tego, co zobaczyliśmy później. Kiedy dotarliśmy na miejsce, zrobiło mi się wstyd, bo w ogóle nie doceniłem organizatorów. Powiedzieć, że zrobili coś z rozmachem, to jakby nie powiedzieć nic.
Jak się dowiedziałem, w La Ferté-Vidame znalazło się łącznie… 4,5 tys. starych pojazdów. Tak, dobrze czytacie. I naprawdę nie wiadomo było, od czego zacząć, bo auta stały aż po horyzont. Ostatecznie rozpoczęliśmy od "wisienki" na tym "torcie", bo od przejażdżki jednym z historycznych modeli.

Udało mi się zasiąść na tylnej kanapie czerwonego Citroëna BX GTi 16. To samochód z silnikiem o pojemności skokowej 1905 cm3. Maksymalnie mógł rozpędzić się do 218 km/h. Pierwsze wrażenie? Auto było z 1990 r., ale zachowało się w idealnym stanie. Niech nie zmyli was otwarta maska na fotografii niżej. To tylko ostatnie przygotowania przed pokazową rundą.
Fot. naTemat.pl
Jego właściciel zdradził nam, że ma go dopiero od kilku miesięcy. Może na co dzień trzyma go pod kocem – tego nie wiemy, ale na trasie przejazdu nie uznawał półśrodków. Kiedy tylko była okazja, wprowadzał auto na wysokie obroty i pokazywał, jak taki klasyk może świetnie wchodzić w zakręty.
Fot. naTemat.pl
Droga, którą mogliśmy przejechać, to temat nawet na oddzielny tekst. Mieliśmy jedyną okazję, by poznać historyczny tor testowy, dotąd podobno niedostępny dla przypadkowych osób.

I powiem wam szczerze, że szczęka opada
To miejsce do testów na najwyższym poziomie, ze zmienną nawierzchnią, ostrymi zakrętami i prostymi, na których można rozwinąć zawrotne prędkości. Nie zabrakło też wyboistych fragmentów nawierzchni, by poczuć, jak pracuje zawieszenie. Powiecie, że to może standard, ale obszar, jaki zajmuje ten tor i jego cały układ robią ogromne wrażenie.

Wracając do naszej jazdy testowej – cieszyliśmy się każdą chwilą. Kierowca usprawiedliwiał się, że niedawno padła mu wskazówka prędkościomierza, ale kto by się tym przejmował? Jechaliśmy klasykiem, który zaskakiwał mnie bardziej z każdą chwilą. Pod względem komfortu mógłby konkurować z niektórymi współczesnymi modelami.
Fot. naTemat.pl
Wróciliśmy do miejsca, skąd ruszyliśmy naszą "czerwoną strzałą", i zaczęliśmy kolejną zabawę. Przenieśliśmy się do czasów, kiedy emisja spalin nie miała żadnego znaczenia. Przechodziliśmy kolejnymi alejkami mając wrażenie, że to żywa lekcja historii. W żadnym muzeum motoryzacji nie doświadczycie czegoś podobnego. Tu mogliśmy podziwiać z bliska wszystkie auta, a przy odrobinie szczęścia nawet zagadać z ich właścicielami.
Fot. naTemat.pl
I tak po kolei. Nie zabrakło nawet polskich akcentów, ale niestety, przy tym aucie nikogo nie znaleźliśmy.
Fot. naTemat.pl
W modelach każdy mógł przebierać bez końca. Były CX-y, XM-y, BX-y, w każdej możliwej wersji. No i DS-y, a w zasadzie morze DS-ów. We wszystkich kolorach, przerobione i klasyczne.
Fot. naTemat.pl
Nie zabrakło też prawdziwego szaleństwa. Tylko zobaczcie, co znaleźliśmy na samym początku wystawy. Ten kolos cieszył się tak dużym zainteresowaniem, że trudno mu było zrobić dobre zdjęcie, bo co chwilę ktoś wchodził w kadr.
Fot. naTemat.pl
Jakby tego było mało, przyjechał też 2CV przerobiony na… basen na kołach. Tak, jego pasażerowie bawili się świetnie. A ja biegłem za nimi, by uchwycić ich w kadrze.
Fot. naTemat.pl
Był nawet Mehari z kierowcą przebranym za filmowego Żandarma. Oczywiście nie zabrakło też nowszych akcentów i modeli, które mogli podziwiać choćby miłośnicy rajdów. Takie "perełki" też zjechały pod Paryż.
Fot. naTemat.pl
Jedyne, czego mogę żałować po wizycie w La Ferté-Vidame, to fakt, że nie mogłem zostać tam dłużej. Żeby dokładniej obejrzeć każdy samochód, trzeba było spędzić tam cały weekend, czyli wziąć udział w całej serii wydarzeń, przygotowanych przez organizatorów.

Ale i tak było warto. Na koniec zobaczcie nagranie, które Citroën zamieścił w sieci w ramach podsumowania tego, co działo się pod Paryżem. Może chociaż trochę poczujecie klimat, którym mogłem delektować wśród tysięcy kultowych pojazdów.