Plan lekcji z LO w Bochni zszokował internautów. Dyrektorka: "Ludzie się na to godzą"

Daria Różańska-Danisz
– To dla dyrektora szkoły stresujący moment. Przez wakacje czyni się pewne plany, koncepcje, układa grafiki. I na papierze wygląda to bardzo ładnie, ale w praktyce zobaczymy, czy zadziała to tak, jak to wymyśliłam. Już dzisiejsza rozmowa z panią świadczy o tym, że nie do końca – mówi nam Jolanta Kruk. To dyrektorka I LO w Bochni, gdzie uczniowie zajęcia będą kończyć nawet po 19:00.
We wrześniu uczniowie, nauczyciele i dyrektorzy zmierzą się ze skutkami reformy edukacji Anny Zalewskiej, byłej już szefowej MEN, dziś europosłanki PiS. Fot. Tomasz Pietrzyk / Agencja Gazeta
We wrześniu w szkołach spotkają się absolwenci gimnazjów i podstawówek. Szacuje się, że będzie to około 700 tys. osób, a w poprzednim roku szkolnym ta liczba wyniosła 474 tys. To skutek "deformy edukacji" Anny Zalewskiej, obecnie europosłanki PiS.

Już w lipcu podczas rekrutacji mogliśmy zobaczyć, jak wielki chaos wywołały zmiany w oświacie. Wielu uczniów nie znalazło miejsca w żadnej ze szkół, często w tym gronie byli także ci, którzy podstawówkę albo gimnazjum ukończyli z wyróżnieniem.

Pod koniec sierpnia mamy kolejną odsłonę tego dramatu – na stronach internetowych liceów i techników pojawiły się plany lekcji na przyszły rok szkolny. Największe emocje wśród internautów wzbudza grafik z I Liceum Ogólnokształcącego im. Króla Kazimierza Wielkiego w Bochni. Uczniowie klas pierwszych zajęcia będą zwykle kończyć o 19:25. A na ostatniej – trzynastej godzinie lekcyjnej – uczyć się będą m.in. matematyki, fizyki czy języka polskiego.


Dyskusja o przepełnionych szkołach i podwójnym roczniku na Twitterze została w ostatnich dniach zilustrowana planem lekcji z pani szkoły. Uczniowie wszystkich klas pierwszych zajęcia kończą o 19:25. Nie udało się inaczej ułożyć grafiku?

Jolanta Kruk, dyrektorka I Licem Ogólnokształcącego w Bochni: – Inaczej nie udało się ułożyć planu. Ale w naszej szkole to sytuacja naturalna. Odkąd pamiętam, a pracuję tu od blisko 30 lat, byłam też uczennicą tego liceum, zawsze zajęcia klas pierwszych odbywały się popołudniami.


Z czego to wynika?


Wynika to z kilku przyczyn. Po pierwsze z renomy szkoły. Mamy bardzo wielu chętnych. Druga przyczyna to nasz piękny budynek, który wzniesiono ponad 150 lat temu. Jego rozbudowa praktycznie nie jest możliwa. Także w poprzednich latach zajęcia w naszej szkole odbywały się nawet do godziny 20:00.

Tak też było w zeszłym roku?

W zeszłym roku zajęcia kończyliśmy o godzinie 18:25. W tym roku faktycznie mamy jeszcze więcej młodzieży, więc zajęcia kończą się trochę później.

Ale generalnie nie rozumiem tej dyskusji na temat naszego planu lekcji. Zajęcia do późnych godzin popołudniowych są właściwie normą w wielu szkołach. Nie jesteśmy wyjątkiem ani w Bochni, a tym bardziej na tle ogólnopolskim.

Wielu uważa, że trwające do późna lekcje to skutek nieudanej reformy edukacji Anny Zalewskiej. Zgodzi się pani?

Nie, w naszym przypadku na pewno nie.


Ale w tym roku szkolnym w waszym liceum pojawi się podwójny rocznik, co jest bezpośrednim skutkiem reformy edukacji byłej minister.


Zgodnie z założeniem mamy drugie tyle klas pierwszych, więc zwiększa nam to ilość zajęć popołudniowych. Do tej pory odbywały się one w podobnych godzinach. W tej sytuacji dla nas wydłużenie planu lekcji tylko o jedną godzinę, to wyłącznie sukces.

Dla rodziców także? Oburzony ojciec ucznia waszej szkoły przekazał plan lekcji syna dziennikarce "Gazety Wyborczej", która pisze o edukacji.

Nie mogę odpowiadać za reakcję rodziców. Mają oni prawo wyboru. Wiem, że wielu uczniów zrezygnowało z przyjścia do naszej szkoły. I to właśnie ze względu na to, że zajęcia odbywają się popołudniami.

Jeżeli przyjmiemy, że mamy 1 017 uczniów, to mamy prawo przypuszczać, że część z nich nie będzie zadowolona z tego planu lekcji. Oczywiście podobne stanowisko zajmują ich rodzice. Wielu z nich jest absolwentami naszej szkoły, ich to nie dziwi. Ta sytuacja ma miejsce od wielu lat.

Ale teraz się nasiliła z powodu liczby uczniów klas pierwszych.

Tak. Poza tym, ilość dzieci generuje ilość grup językowych, zajęć laboratoryjnych z biologii, chemii oraz informatyki. Grupy natomiast wymagają odpowiedniej ilości sal, w których odbywają się lekcje.

A te są ograniczone, bo wiadomo "szkoły nie są z gumy".

Tak, są ograniczone. Przygotowaliśmy kilka dodatkowych sal. Zadbaliśmy na miarę możliwości o warunki.

W jaki sposób przygotowaliście się na przyjęcie do szkoły podwójnego rocznika?

Do tej pory większość sal miała zaplecza, wielkości pomieszczeń lekcyjnych. Więc zostały one zaaranżowane na sale dla grup językowych.

Musieliśmy znaleźć nowe miejsca, magazyny. Zakupiliśmy teraz dużo sprzętu. Dbamy o to, żeby poziom nauczania był wysoki. Naszej szkole dwuzmianowe nauczanie wychodzi na dobre.. Myślę, że troszeczkę demonizujemy sprawę, gdyż uczniowie zwykle i tak uczą się do późnych godzin.

Ale trudno znaleźć kogoś, kto poprowadzi dodatkowe pozalekcyjne zajęcia do godziny 13:00.

Zgadza się. Jest to problem, z którym borykamy się od zawsze. Mamy na przykład sportowców. Oni ubolewają, że nie mogą korzystać z treningów albo muszą się na nie zwalniać z zajęć lekcyjnych. To samo z chórzystami. W tej sytuacji uczniowie albo próbują to łączyć, albo na rok wybierają inną szkołę.

Mają alternatywę. II liceum w Bochni nie wprowadziło drugiej zmiany.

Proszę zobaczyć, ilu jest uczniów w drugim liceum i porównać tę ilość z ilością naszych uczniów. Nie wiem, dlaczego rodzice nie wybierają tamtego liceum.

To są wybory, na które ludzie się godzą. Nam w tym roku nie zależało na tak dużym naborze.

Udało się pani znaleźć nauczycieli?

Tak, zatrudniłam 14 nowych nauczycieli. U nas nie było problemów z zatrudnieniem. Na pracę u nas nauczyciele czekali, byli nawet skłonni zwolnić się z innych szkół.

Bardzo często na ostatniej – 13 godzinie lekcyjnej, która kończy się o 19:25 – odbywać się będą zajęcia matematyki, fizyki czy języka polskiego. Tworząc ten plan nie zależało państwu, by najważniejsze przedmioty umieścić na wcześniejszych godzinach lekcyjnych?

Staraliśmy się, ale nie zawsze nam się to udawało. Jeżeli mamy trzech chemików w całej szkole, to na danej godzinie lekcyjnej równolegle mogą uczyć trzy klasy, pracownia chemiczna jest tylko jedna.

Ale są tu dwie ważne kwestie. Dla klas po szkole podstawowej chemia, matematyka, fizyka, biologia są przedmiotami ważnymi, które rozpoczynają się rozszerzeniem już od pierwszej klasy. Natomiast dla uczniów po gimnazjum te przedmioty są realizowane w klasie pierwszej na poziomie podstawowym.

Ze swojej strony próbowaliśmy zrobić to inaczej. Każdy z nas życzyłby sobie, żeby na ostatnich lekcjach był wf. Ale w tym zakresie nasze możliwości lokalowe – choć bardzo dobre, bo mamy pełnowymiarową halę sportową i siłownię – są ograniczone.

Jak wyglądałaby sytuacja, gdyby tego roku w pani szkole nie spotkałyby się dwa roczniki? Zajęcia kończyłyby się wcześniej?

Zajęcia kończyłyby się o godzinę wcześniej, tak jak to było do tej pory.

Na usprawiedliwienie powiem jeszcze, że przez dwa lata szukaliśmy lokali, w których moglibyśmy realizować zajęcia równolegle. Ale nie udało nam się ich znaleźć albo rozwiązywały one problem tylko częściowo.

Rozumiem, że chodziło o lokale poza szkolą? Logistycznie i takie rozwiązanie nie byłoby łatwe.

No tak, trzeba byłoby zapewnić młodzieży opiekę także podczas przemieszczania się itd.

Wielu dyrektorów drży o to, co nastąpi w ich szkołach we wrześniu. Obawiają się tego, jak uczniowie będą się poruszać po korytarzach, korzystać z toalet, szatni.

Również bardzo się tego boję. Korytarzy nie poszerzyliśmy, ale zwiększyliśmy ilość toalet i je wyremontowaliśmy.

Będziemy próbowali sobie z tym radzić. Na przykład rozpoczęcie roku szkolnego rozbiliśmy na dwie grupy. Właśnie po to, by uniknąć korków. Będziemy nad tym czuwać, choć nie ukrywam, że moje obawy są duże.

To zapewne dla dyrektora szkoły stresujący moment.

Owszem. Przez wakacje czyni się pewne plany, koncepcje, układa grafiki. I na papierze wygląda to bardzo ładnie, ale w praktyce zobaczymy, czy zadziała to tak, jak to sobie wymyśliłam.

Już dzisiejsza rozmowa z panią świadczy o tym, że nie do końca.


Wielu dyrektorów szkół mówi wprost, że reforma edukacji Anny Zalewskiej jest porażką i to oni muszą teraz spijać piwo, które była minister edukacji nawarzyła. Podpisze się pani pod tymi słowami?


Nie jestem osobą kompetentną, by to oceniać.

Ale już teraz towarzyszy pani stres związany z większą liczbą uczniów, którzy z początkiem września pojawią się w pani szkole.

Nie chciałabym oceniać tego personalnie. Oczywiście, że minister podejmuje pewne kluczowe decyzje i za nie odpowiada. Natomiast nad samą reformą pracowało wielu ludzi.

Z mojego punktu widzenia wydłużenie nauki na poziomie ponadpodstawowym do czterech lat jest dobrym założeniem. Mamy porównanie, jak pracowało się w czteroletnim liceum, a jak w trzyletnim.

Program niewiele zmniejszony realizuje się w krótszym czasie, i to na pewno jest ze szkodą dla ucznia. Patrząc na całokształt – pozwólmy, żeby ta reforma na naszym poziomie przetrwała 4 lata i wtedy będziemy ją oceniać.