Ksiądz idzie na bezterminowy urlop. "To nie zawsze musi oznaczać czegoś najgorszego"
W mediach głośno zrobiło się ostatnio o urlopach bezterminowych byłego już księdza Łukasza Kachnowicza i księdza Tymoteusza Szydło. O ile dla tego pierwszego oznaczało to odejście z kapłaństwa, to dla drugiego niekoniecznie musi to się wiązać zakończeniem posługi – mówi naTemat jeden z duchownych.
Głównie wiąże się to z kłopotami osobistymi księdza, jak oskarżenie o popełnienie czynu niedozwolonego, pomówienia i plotki, wewnętrzne rozterki związane z dalszą posługą, kłopoty rodzinne lub stan zdrowia.
Ksiądz w takim momencie albo sam prosi o udzielenie mu bezterminowego urlopu albo jest na niego wysłany przez bezpośredniego zwierzchnika – biskupa dla danej parafii. O tego typu urlopach zrobiło się głośno najpierw po sprawie z byłym już księdzem Łukaszem Kachnowiczem. Mężczyzna nie mógł wytrzymać nagonki Kościoła na osoby LGBT, bo sam jest gejem. Przyznał się do tego i odszedł z kapłaństwa. Wcześniej został wysłany na bezterminowy urlop.
Teraz kwestia ta odżyła z powodu księdza Tymoteusza Szydło, syna byłej premier Beaty Szydło. Na polecenie biskupa miał on trafić do kościoła pw. św Maksymiliana Męczennika w Oświęcimiu. W lipcu zapowiadano, że ks. Szydło będzie tu odprawiać specjalne msze w rycie trydenckim. Miał pojawić się pod koniec sierpnia, ale wydarzenia potoczyły się inaczej. Duchowny poprosił o bezterminowy urlop. Nie podał jednak żadnych powodów.
– Powody mogą być różne, ale naprawdę nie musi to oznaczać czegoś najgorszego, czyli odejścia z kapłaństwa – mówi nam ksiądz, który chce zachować anonimowość. – Ludzie łatwo oceniają i doszukują się sensacji. Tutaj może jej wcale nie być. Posługa bywa ciężkim wyzwaniem. Budzi rozterki, pytania, bo każdy z nas jest różny i u każdego ta wiara jest także na innym poziomie. Czasami posługa odbija się na naszym zdrowiu. Dlatego najlepszym rozwiązaniem jest modlitwa za takiego kapłana – dodaje duchowny.