"Walczyłam o Polskę". Mała Emi sypie, jak wyglądał mechanizm hejtowania sędziów

Tomasz Ławnicki
"(...) byłam waleczna, walczyłam o Polskę, robiłam coś dobrego – tak mi to chłopaki przedstawiali" – wyjawia Emilia Szmydt w rozmowie z "Gazetą Wyborczą". Internetowa hejterka opisuje, jak wyglądał ten mechanizm.
"Wyborcza": Mała Emi sypie, jak wyglądał mechanizm hejtowania sędziów. Fot. Jakub Orzechowski / Agencja Gazeta
Kogo należało atakować? "Sędziów, których między nami nazywaliśmy lewackimi. Były to osoby, których chciano się w ministerstwie pozbyć albo je zdyskredytować, bo nie popierały reformy sądownictwa i 'dobrej zmiany'" – opisuje "Mała Emi" w rozmowie z Agnieszką Kublik. Mówi, że była żołnierką "Kasty" i że nazywano ją Inką.

"Miałam kiedyś w swoim opisie na Twitterze, że chciałabym na koniec życia powiedzieć jak Inka, że zachowałam się jak trzeba" – tłumaczy hejterka. "Zachowała się pani jak trzeba?" – pyta dziennikarka, a Emi przyznaje, że nie.

Internetowa hejterka, która atakowała sędziów-przeciwników "dobrej zmiany", tłumaczy, skąd przychodziły zlecenia na atak i jak były one zatwierdzane. Że dokumenty na sędziów dostawała od Kuby (Jakuba Iwańca z ministerstwa sprawiedliwości – przyp. red.) oraz od Arka (czyli sędziego Cichockiego, który po wybuchu afery jakby zapadł się pod ziemię).


Ale na niektórych sędziów Emi nie potrzebowała zlecenia z góry. Sama z siebie wiedziała, kto powinien być celem ataku.

Jeśli jakiś sędzia w mediach krytykował „dobrą zmianę”, to z automatu dla pani był celem?

– Przeważnie tak. Ale i sama wiedziałam, że np. sędzia Żurek jest "zły", więc trzeba go zaatakować. Nie zastanawiałam się, czy on naprawdę jest zły, po prostu wiedziałam, że tego grupa ode mnie oczekuje. A ja byłam waleczna, walczyłam o Polskę, robiłam coś dobrego – tak mi to chłopaki przedstawiali.

"Gazeta Wyborcza"


Z jej relacji wynika, że o wszystkim wiedział i wszystko akceptował szef resortu sprawiedliwości. Choć bezpośredniego dowodu na to nie dostała. "Ponieważ byłam chwalona za to, co robię, to się upewniałam w tym, że Ziobro wie i pochwala. Ale nikt mi wprost tego nie powiedział" – mówi Emilia Szmydt.

Emi wyjawia, że do dyskredytowania sędziów posługiwała się też dziennikarzami "dobrej zmiany". W tym kontekście wymieniła nazwiska Wojciecha Biedronia, Michała Rachonia, Przemysława Wenerskiego, Samuela Pereirę i Jarosława Olechowskiego.

Tomasz Szmydt, mąż "Małej Emi", przed kilkoma dniami na antenie Polsat News dyskredytował swoją żonę. Opisał ją jako osobę niewiarygodną, alkoholiczkę.

źródło: wyborcza.pl