Chciałem kupić żonie kurtkę. Przeżyłem koszmar w sklepie z damską odzieżą

Paweł Kalisz
Wyprzedaże, obniżki cen, okazje – na te słowa wiele osób reaguje nerwowym przeliczaniem stanu konta. Ale podjęcie decyzji czy stać nas na to czy na tamto to już koniec ścieżki będącej drogą przez mękę. Wcześniej trzeba wybrać, który rozmiar będzie odpowiedni.
8, 10, 36, 38, 40, 44, M – tyle różnych rozmiarów, a wszystkie określają tę samą kurtkę. Dobieranie ubrań w sieci to nie lata wyzwanie. Fot. Jakub Orzechowski / Agencja Gazeta
Historia z życia wzięta – chciałem kupić żonie kurtkę motocyklową, bo akurat na zakończenie sezonu pojawiają się ciekawe oferty i wyprzedaże. Oczami wyobraźni już widziałem moją małżonkę ubraną w dopasowaną do jej figury skórzaną kurtkę podkreślającą wcięcie talii, ale nie chcąc wyjść na ślepego głąba stwierdziłem, że dla pewności zapytam ją o rozmiar. No i się zaczęło...

Pierwsza przeszkoda
– Noszę M, albo 38, czasem 36 – usłyszałem w odpowiedzi na moje pytanie. I fajnie, ale kurtka dostępna w sklepie internetowym miała rozmiar 8. Może i jest to jakaś wskazówka, pod warunkiem, że będziemy wiedzieć, czy to jest "ósemka" amerykańska czy może brytyjska. Bo amerykańska to polskie 38, brytyjska jest mniejsza.


Szukam klucza. Kurtka brytyjskiej firmy, ale szyta w Chinach i bardzo popularna za oceanem. Polskiego rozmiaru nie ma, a sprzedawca do którego dzwonię tylko wzdycha do słuchawki. – Bez mierzenia się nie obejdzie – słyszę słowa, których tak się obawiałem. Sklep w Krakowie, ponad 300 km od domu, trochę daleko. Szukam dalej.

Na szczęście wyprzedaże są też w sklepach warszawskich. W jednym z nich znajduję kurtkę o podobnym kroju. "Made in Germany" głosi dumnie napis na metce widocznej na jednym ze zdjęć. Patrzę na rozmiar i ... JEST! 38. Jesteśmy w domu!

Tyle, że nie bardzo... Czy to Niemki sobie lubią poprawiać humor, czy to Polski są pozbawione kompleksów, dość powiedzieć, że niemieckie 38 to jak polskie 40. – To będzie wisiało jak worek – słyszę od żony, gdy mówię jej, co znalazłem w sklepie. Ale przecież skórzana kurtka na motocykl nie może wyglądać jak worek...

– Rozmiarów jest tyle, że czasem gubią się w tym nawet sprzedawcy. Mówi pan o brytyjskich, polskich i amerykańskich, a przecież są jeszcze rozmiarówki włoskie i francuskie. One też się różnią – twierdzi pani Karolina z jednego z warszawskich sklepów z odzieżą dla motocyklistów.

Sprawdzam i rzeczywiście. Polskie 40 to francuskie 42. Jeszcze większą bym popełnił gafę, gdybym kupił żonie kurtkę włoskiego producenta w rozmiarze 38. O ile bym w ogóle cokolwiek znalazł, bo tak małych ciuchów szukać by mi chyba przyszło w dziale dla dzieci. Polskie 38 to włoskie... 44!

Jeszcze walczę
To jeszcze nic, bo tam gdzie kończą się cyferki zaczynają się literki. I tak: rozmiar S to odpowiednik mniej więcej 36/38. Dalej leci parzyście, M to 38/40, L to 40/42 i tak dalej. Myliłby się jednak ten, kto stwierdzi, że kurtka w rozmiarze M będzie pasowała na kobietę noszącą rozmiar 40 lub 42. Może się bowiem okazać, że producent dość swobodnie traktuje tę numerację i tak naprawdę ma swoją własną.

– Kiedyś znalazłam swoją ulubioną markę odzieżową i się jej trzymam. Mogę w ciemno kupować ubrania w rozmiarze 40, nawet bez przymierzania i to mi się bardzo podoba. Do innych sklepów już nie wchodzę, bo nie lubię tracić czasu w przymierzalniach – mówi Anna. Podobnie jak ona postępuje wiele pań. – Wyjście do galerii handlowej to wyprawa w nieznane. Znalezienie sukienki, która mi się spodoba i we właściwym rozmiarze jest bardzo czasochłonne, a czasem niewykonalne – wyjaśnia Iwona.

Co ciekawe, podobnie sprawa wygląda z butami. Amerykańska "ósemka" teoretycznie powinna odpowiadać polskiemu 38. W praktyce różnie bywa. – Z kolei włoska 38 na bank będzie albo za krótka, albo za wąska. Gdy klient przychodzi mierzyć but i prosi o konkretny rozmiar, w przypadku włoskich butów od razu daję mu rozmiar o numer większy – śmieje się pani Karolina.

Problem zaczyna się w przypadku sieci sklepów, które mają kilka lokalizacji rozrzuconych po kraju. Przeważnie sklepy z odzieżą motocyklową to małe dziuple, w których na półkach można znaleźć zaledwie część asortymentu, a całość dostępna jest jedynie w centrali i on-line. – Kupno dobrze dopasowanej kurtki, kombinezonu czy butów wymaga mierzenia. Kupowanie w ciemno czasem oznacza problemy– twierdzi pani Karolina.

Oczywiście można zamówić coś w sieci, po czym poczekać na kuriera, przymierzyć na spokojnie w domu i stwierdzić, że coś pasuje lub nie. W tym drugim przypadku można odesłać. Takie "dobieranie" stroju może być czasochłonne i kłopotliwe. – Mieszkańcy Warszawy mają łatwiej, mogą zamówić coś z odbiorem w naszym sklepie. Zwykle ściągamy konkretny towar w dwóch, czasem trzech rozmiarach, a klient wychodzi z tym, który mu najbardziej pasuje – wyjaśnia pani Karolina

Poddaję się
Faceci mają jakoś łatwiej. Kupi sobie jeden z drugim garnitur, parę koszul i spodni, a potem do końca życia może tylko uzupełniać szafę o nowe T-shirty w rozmiarze XL. No dobrze, oczywiście życie mężczyzny nie jest aż tak proste, szczególnie jeśli koszulki zakłada tylko wówczas, gdy idzie uprawiać którąś z ulubionych dyscyplin sportowych, a na co dzień ubiera się jak na eleganta przystało.

Przyznaję, że kwestia zakupu kurtki motocyklowej przez internet mnie przerosła. Te wszystkie cyferki i literki okazały się silniejsze ode mnie. Pozostało mi wygłosić w domu stwierdzenie, że bez wizyty w sklepie i przymierzania się nie obejdzie.