Zepsuliście mi serial, na który czekałam! "Batwoman" miała być hitem, a jest porażką

Ola Gersz
Kiedy na coś czekasz, twoje oczekiwania są wyjątkowo duże. Tak też było w przypadku serialu "Batwoman", na który fani (a szczególnie fanki) komiksów o mieście Gotham czekali od miesięcy. Kobieta Batman! I to lesbijka! Za nami już jednak dwa pierwsze odcinki i jedno jest pewne: nasze oczekiwania zostały zawiedzione. A wręcz roztrzaskane w drobny mak.
Miało być fantastycznie, ale wyszło... naprawdę słabo Fot. Kadr z serialu "Batwoman"
Arrowverse. To nazwa fikcyjnego uniwersum, który tworzą seriale amerykańskich stacji telewizyjnych The CW i CBS, głównie: "Arrow", "Flash", "DC’s Legends of Tomorrow" i "Supergirl". Czyli, mówiąc łopatologicznie, takie MCU, tylko że telewizyjne i oparte na komiksach DC Comics, a więc z udziałem Supermana i Batmana. Ten pierwszy już się na ekranie pojawił, fani czekali na tego drugiego.

I się nie doczekali – Batman na razie nie zagościł w Arroverse, mimo że w wyżej wspomnianych serialach często o Bruce Waynie się wspomina. Zastąpił go jednak ktoś inny – Batwoman, czyli znana z komiksów Kate Kane, kuzynka Wayne'a.


Kobieta-nietoperz
Kiedy w styczniu tego roku ogłoszono, że kobieta-Batman dostanie własny serial - najpierw pojawiła się w "Arrow" – w sieci zawrzało. Jedni się podekscytowali, a inni... no cóż. Hejtowali. Dlaczego? Bo kobieta. Bo "feminizm na siłę". Bo "Batman to facet". Zawsze te same absurdalne zarzuty – nieważne, że Batwoman pojawiła się w komiksach już w 2006 roku.

A przede wszystkim dlatego, że Kate Kane to wyoutowana lesbijka. Umówmy się, superbohaterowie LGBT się praktycznie w kinie i telewizji nie zdarzają. Jednak oczywiście to też nie wszystkim się spodobało, bo to "wymuszona poprawność polityczna" i "homopropaganda". Aha.
Ja należałam do tej pierwszej grupy – podekscytowanej. Uwielbiam komiksowe historie, chociaż fanką Arrowverse nie jestem. Nie gustuję w estetyce seriali autorstwa The CW: ludzie są tam wyłączne młodzi i piękni, fabuła bardzo często przypomina latynoskie telenowele, a technicznie wszystko to wygląda dość... tępo. Ot, takie produkcje dla nastolatków, które nie mają większych ambicji. Ale na "Batwoman" – jak wszyscy fani Batmana i DC Comics – czekałam, bo to coś nowego. Kobieta, która ratuje Gotham, a do tego kocha inną kobietę? Give me!

Niestety moje marzenia zostały wysłuchane i na HBO pojawiły się dwa pierwsze odcinki nowego serialu The CW. Mówię to z bolącym sercem, ale jest naprawdę źle. Żeby nie powiedzieć tragicznie.

Ale... o co chodzi?
Najpierw co nieco o fabule. Mijają trzy lata od tajemniczego zniknięcia Batmana (i Bruce'a Wayne'a, ale nikt przecież nie wie, że Batman to Wayne), a Gotham jest już zmęczone czekaniem. Na straży porządku w mieście staje prywatna agencja ochrony, paramilitarna organizacja Crows (Wrony) założona przez ojca Kate i wujka Bruce'a, Jacoba Kane'a, a władze Gotham dochodzą do wniosku, że czas wyłączyć Bat-sygnał.

Jednak uroczysta ceremonia nie idzie po myśli organizatorów. Na dachu z Bat-sygnałem pojawiają się gangsterzy z gangu Kraina Czarów i ich liderka, która, oczywiście, nazywa się Alicja (i nawet jak Alicja z Krainy Czarów wygląda). Przestępcy porywają jedną z członkiń Wron, Sophie Moore, która okazuje się była dziewczyną Kate. Przyszłą Batwoman, która trenuje sztuki walki i techniki przetrwania tysiące kilometrów od Gotham, wzywa jej przyrodnia siostra Mary.

I tak Kate Kane, która przed lata została wyrzucona ze szkoły wojskowej za coming out i ma na pieńku z ojcem, wraca do Gotham. I przy okazji dowiaduje się, że jej kuzyn Bruce Wayne to w rzeczywistości Batman. Bohaterka postanawia więc wdziać jego strój i uratować Sophie. Jednak sprawy się komplikują, bo Kate poznaje prawdziwą tożsamość Alicji z Krainy Czarów... Tak. Fabuła jest dokładnie tak zagmatwana, jak brzmi. Osobiście nigdy nie czytałam komiksów "Batwoman", więc serial oglądałam w stanie absolutnego oszołomienia. Ale o co chodzi? Kto jest kim? Co się w ogóle wydarzyło? Pogubiłam się kilka razy i musiałam szukać pomocy na Wikipedii. I jestem pewna, że nie byłam w tym odosobniona.

Co najśmieszniejsze, twórcy serialu musieli zorientować się, że ich dzieło jest chaotyczne i skomplikowane (albo po prostu sami się pogubili) i postanowili wprowadzić do niego narrację z offu. Tak więc całą akcję tłumaczy nam łopatologicznie... sama Batwoman. Co wcale nie czyni z tego serialu lepszej produkcji, a wręcz odstrasza swoją topornością.

Nie pomagają również retrospekcje w dziwacznej żółtej poświacie. Jeśli tak wyglądają wspomnienia, to ja nie chcę mieć wspomnień.

Ja wysiadam
Co jeszcze nie wyszło w "Batwoman"? Hm, praktycznie... wszystko. Ale postaram się wymienić główne skazy nowego produkcji z Arrowverse.

Po pierwsze, dialogi są patetyczne, melodramatyczne i te z kategorii "nikt w prawdziwym życiu tak nie mówi". Po drugie, ludzie są nienaturalnie atrakcyjni, chociaż taka jest estetyka stacji The CW, więc mogę to wybaczyć. Ale czego nie mogę wybaczyć, to to, że nawet podczas walki bohaterki wyglądają atrakcyjnie – mają nienaganną fryzurę i idealny makijaż.

Po trzecie, scenografia jest tania i kiczowata, podobnie zresztą jak kostiumy. Ktoś, kto zaprojektował maskę Batwoman, powinien chyba stracić pracę. Bo jest ona naprawdę... brzydka. Po czwarte, jest nudno, zabójczo poważnie i bez krztyny humoru. Jasne, Gotham do najbardziej zabawnych miejsc na świecie nie należy, ale podczas dwóch pierwszych odcinków aż się prosi, żeby przebić tę bańkę patosu i powagi.
Fot. Screen z Faceoobka / HBO Polska
I w końcu po piąte, najważniejsze – Batwoman jest zupełnie nietrafiona, w czym wielka zasługa grającej ją aktorki, znanej z "Orange is the New Black" Ruby Rose. Australijka jest niewiarygodnie sztywna i bez odrobiny charyzmy, a momentami brzmi jak robot. Do tego, jeśli ktoś kojarzy Rose z serialu Netflixa albo mediów społecznościowych, trudno będzie mu się pozbyć wrażenia, że Rose gra... Rose. Czyli gry aktorskiej tu jak na lekarstwo.

Skutek jest więc taki, że widzowie nie zostawiają na "Batwoman" suchej nitki, oglądalność spada, a w internecie aż leje się hejt. I to wcale nie dotyczący tylko płci i orientacji seksualnej bohaterki, ale całokształtu. I wcale im się nie dziwię.

Bo to na razie tak słaby i nieudolny serial, że kolejnych odcinków już nie włączę. Szkoda czasu. Poczekam na Batmana z Robertem Pattinsonem i Zoe Kravitz.