Kobiety mówią, czego nauczyły się po trzydziestce. 5 lekcji, które warto zapamiętać

Ola Gersz
Wielkimi krokami zbliżają się twoje 30. urodziny i jesteś przerażona? Wmawiasz sobie, że nic nie osiągnęłaś, utknęłaś w nudnej pracy i złym związku, a teraz jesteś już za stara na zmiany? Na szczęście to nieprawda, co udowadniają kobiety, które właśnie po tej "przerażającej trzydziestce" poznały smak życia i odkryły zupełnie nowej pokłady życiowej siły i mądrości. Oto, czego się nauczyły.
Fot. Kadr z filmu "Pod słońcem Toskanii"

Że trzeba w końcu zacząć żyć po swojemu i przestać przejmować się oczekiwaniami innych

Każdy ma wobec nas jakieś oczekiwania i scenariusze: rodzice, dziadkowie, ciotki, wujkowie, partnerzy, przyjaciele. Wydaje nam się, że musimy robić to, czego się od nas oczekuje, bo nie chcemy nikogo zawieść albo w ogóle nie zdajemy sobie sprawy, że można żyć inaczej. Jednak po trzydziestce w wielu kobietach coś pęka. Może to świadomość upływającego czasu albo po prostu zmęczenie życiem według oczekiwań innych ludzi, ale właśnie wtedy zdają sobie sprawę, że muszą w końcu zacząć żyć po swojemu.


Jak Alicja. – Mam 33 lata. Jeszcze niedawno pracowałam w korporacji i byłam zaręczona z mężczyzną, którego nie kochałam. Prowadziłam życie, którego ode mnie oczekiwano – dobra praca, pieniądze, narzeczony, dzieci w przyszłości, ładne mieszkanie, co roku wakacje all inclusive pod palmami. W końcu zdałam sobie sprawę, że nudzę się w swoim życiu jak mops i po prostu nie jestem szczęśliwa, mimo że wszyscy wokół mi zazdrościli – opowiada.

Alicja rzuciła pracę i założyła własną firmę, zerwała zaręczyny i wynajęła w pojedynkę mieszkanie, a oprócz tego zrobiła tatuaż, o czym zawsze marzyła, zaadoptowała psa (jej były partner nie lubił zwierząt) i razem z nim oraz przyjaciółmi zaczęła jeździć na leśne wyprawy i górskie wycieczki. – Nigdy nie żyłam tak intensywnie i nie byłam aż tak zadowolona z życia. Wszystko odwróciłam o 180 stopni, dawni znajomi mnie nie rozpoznają. Niestety coś za coś i rodzice – poważni państwo lekarze – się do mnie nie odzywają od ponad roku. Uważają, że ich zawiodłam. Myślę, że w końcu im przejdzie, a jeśli nie... Trudno. To moje życie – uśmiecha się Alicja.

Że prędzej się wykończysz, niż uszczęśliwisz wszystkich dookoła

Wydaje nam się, że naszą rolą jest zapomnienie o sobie i życie dla innych. Jednak nadchodzi taki moment, w której doznajemy objawienia i zaczynamy rozumieć, że po pierwsze: nie naszą rolą jest uszczęśliwianie wszystkich dookoła, a po drugie: tego się po prostu nie da zrobić.

– Wyszłam za mąż w wieku 21 lat, urodziłam syna. Starałam się być perfekcyjna w każdym calu, chciałam być idealną córką, matką, żoną i siostrą. Robiłam wszystko, żeby wszystkich zadowolić, byłam na każde zawołanie. Dobre słowo od mamy, pocałunek męża albo uśmiech bombelka były dla mnie najlepszą nagrodą. Jednak wszystko się posypało, kiedy mój mąż ode mnie odszedł, bo powiedział, że... jestem za miła, za dobra i nie pozwalam mu oddychać. Miałam wtedy 28 lat – opowiada Basia.

Basia długo nie mogła się pozbierać. Czuła, że zawiodła, wpadła w depresję. – Byłam w dołku, to był koszmarny okres. Czułam, że moje życie to kłamstwo, żyłam tylko dla syna. Aż w końcu postanowiłam iść do terapeutki, chciałam się pozbierać dla dziecka. Usłyszałam wtedy pytanie, którą mną wstrząsnęło: "co w swoim życiu zrobiłaś dla siebie?". Nie umiałam na nie odpowiedzieć! Zbliżały się moje 30. urodziny i postanowiłam zrobić z nich magiczną granicę – powiedziałam sobie, że będę zadowalać tylko siebie i swojego syna (ale nie na siłę), a reszta mnie nie obchodzi. I o dziwi, da się tak! – mówi.

Że nigdy nie jest za późno na zrobienie czegoś po raz pierwszy

Kto powiedział, że tylko młodość to czas na szalone eksperymenty, nowe pasje i umiejętności? To wcale nie prawda, bo nigdy nie jest za późno na naukę. 35-letnia Asia dopiero niedawno zrobiła prawo jazdy i wkręciła się w off-road, 33-letnia Karolina, matka dwójki dzieci, poszła na studia, a 37-letnia Małgosia nauczyła się jeździć na nartach i nurkować oraz... zaczęła śpiewać w kościelnym chórze.

Z kolei Beata trzy lata temu odkryła w sobie smykałkę do tańca na rurze. Ma 39 lat. – Wszyscy się pukali w głowę, słyszałam komentarze w stylu: "stare babsko zgłupiało na starość". Ale nic sobie z tego nie robiłam, poszłam na pierwsze zajęcia, w grupie same młode dziewuchy. I okazało się, że w niczym im nie ustępują! Regularnie tańczę, jeżdżę na amatorskie zawody, mam nowe przyjaciółki. A dlaczego nie zaczęłam tańczyć, jak byłam młodsza? Za bardzo się wtedy bałam, co ludzie powiedzą – śmieje się Beata.

Że w końcu trzeba przestać się bać

Strach nas w życiu paraliżuje. To on sprawia, że tkwimy w życiu, z którego nie jesteśmy zadowolone, bo tak jest po prostu bezpieczniej. Bo boimy się, że kiedy podejmiemy ryzyko, po prostu poniesiemy porażkę i zostaniemy z niczym.

Okazuje się jednak, że po trzydziestce wiele kobiet mówi strachowi "spadaj". Zmieniają prace, zakładają własne firmy, zrywają z partnerami albo zakładają nowe związki, rodzą dzieci. Albo pokonują choroby, jak Ida. – Kiedy miałam 32 lata, zdiagnozowano u mnie nowotwór. Rak piersi. O dziwo, nie bałam się, miałam w sobie chęć walki. Byłam przekonana, że dam radę pokonać chorobę. Przeszłam chemioterapię i mastektomię, pokonałam raka. Od tego momentu minęły trzy lata, a ja nie boję się już niczego: żyję pełnią, podróżuję, poznałam wspaniałego mężczyznę – opowiada Ewa.

Z kolei Marta w wieku 36 lat rozwiodła się, rok później związała się z obecnym mężem, a mając 38, urodziła córkę. – Nigdy nie jest za późno, żeby zmienić swoje życie, czego jestem najlepszym przykładem. Rozwiodłam się znacznie za późno, powinnam zrobić to kilka lat wcześniej. Ale nie zrobiłam tego, bo bałam się, że już zawsze będę sama, a mój syn będzie cierpiał bez ojca. W końcu zaryzykowałam i opłaciło się: teraz mam wspaniałego męża, mój 15-letni syn w końcu żyje w domu bez wiecznych kłótni i mam w sobie olbrzymie pokłady energii dzięki mojej dwulatce – opowiada.

Że nie warto tracić czasu na kompleksy, niedobrych mężczyzn i... słaby seks

Kobiety, które myślą, że po trzydziestce będą już poza "randkowym rynkiem", bo będą mniej atrakcyjne, nie mogą bardziej się mylić. Bo ich koleżanki twierdzą, że to właśnie wtedy w pełni odkryły swoją seksualność i pokochały siebie.

– Jako dwudziestolatka byłam zakompleksiona, nienawidziłam swojego ciała, głodziłam się, nakładałam warstwy makijażu, żeby lepiej wyglądać. Seks nigdy nie był satysfakcjonujący, bo zadowalałam mężczyzn, ale oni nie umieli zadowolić mnie – opowiada Magda. Ale to już przeszłość. Magda zakochała się w jodze, zaczęła chodzić na kręgi kobiet, zaprzyjaźniła się ze swoim ciałem. To był przełom.

– Jako trzydziestolatka jestem już, jak to nazywam, kobietą w pełni. Odkryłam moją seksualność, nauczyłam się, co sprawia mi przyjemność i czego żądam od seksualnego partnera, nie idę już na kompromisy. Seks nigdy nie był tak wspaniały, jak teraz. Czuję się też dobrze w swoim ciele, mimo że mam trzy kilo za dużo i prawie się nie maluję. Nigdy nie chciałabym być znowu tą smutną dwudziestolatką. Przeszłam długą, ciężką drogę – mówi Magda.

Z kolei Patrycja dodaje, że nauczyła się, że po pierwsze: mężczyzna nigdy nie da jej tego, co tylko ona może dać sobie, a po drugie: nie warto tracić czasu na niefajnych mężczyzn. – Mam 35 lat i młodsza się nie zrobię. Zegar tyka. Więc nie mam czasu i siły na żadne nieudane randki z Tindera z syneczkami mamusi albo szybkie numerki, które nie dają mi żadnych satysfakcji. To ja ustalam zasady i stawiam warunki, a jak jakiś mężczyzna za mną nie nadąża, to ja go siłą nie trzymam. W końcu, jak śpiewały The Pussycat Dolls, nie potrzebuję mężczyzny, żeby być spełniona – śmieje się.