Tak, o przemocy trzeba mówić głośno, ale reklama z Piasecką to strzał w kolano

Ola Gersz
Wmawiano nam, że przemoc domowa jest sprawą prywatną. Nie powinno się mówić o niej głośno, bo tak nie wypada, bo to wywlekanie brudów. To oczywiście bzdura – ofiary muszą głośno mówić o koszmarze, jaki przeżyły z rąk najbliższych sobie osób. I na szczęście coraz częściej to robią. O tym, że tak trzeba, a przemoc jest złem, przypomina reklama rajstop marki "Adrian" z Karoliną Piasecką. To jednak jedyna rzecz, którą ten billboard robi dobrze. Bo w istocie to nieszczęsna szopka, która trywializuje domową opresję i pokazuje, że liczy się tylko jedno: sprzedaż rajstop.
Karolina Piasecka wystąpiła w odważnej reklamie rajstop "Adrian" Fot. Facebook / Marketing przy Kawie
Przerażona kobieta z widocznymi śladami uderzenia na twarzy siedzi na podłodze. Ma na sobie białą koszulę, czarną krótka spódniczkę i czarne pończochy. Szpilki tego samego koloru leżą obok jej stóp. Po jej skulonej postawie i zmierzwionych włosach można się domyślić, że ktoś ją przed chwilą przewrócił. Ten ktoś to mężczyzna – nad kobietą unosi się ułożona w pięść dłoń, widoczny jest kawałek męskiej sylwetki.

Reklama rajstop "Adrian" – bo o niej mowa – nie pozostawia wątpliwości, że widzimy ofiarę przemocy domowej. Zwłaszcza, kiedy przeczytamy imię i nazwisko na billboardzie – Karolina Piasecka. Czyli żona byłego radnego Prawa i Sprawiedliwości, który w sierpniu został skazany za psychiczne i fizyczne znęcanie się nad partnerką. Rafał P. otrzymał karę dwóch lat bezwzględnego więzienia oraz zakaz zbliżania się do byłej małżonki przez 5 lat.


Dwa lata za kratkami za maltretowanie żony przez dekadę to niezbyt surowa kara. Cóż, taka rzeczywistość. Najważniejsze jest jednak to, że w 2017 roku Karolina Piasecka zebrała się na odwagę i ujawniła nagrania, na których uwieczniła swój koszmar. Piasecka jest już na szczęście bezpieczna, ale skupmy się na reklamie rajstop. "Walcz o siebie! Ja to zrobiłam!!" – apeluje Piasecka na billboardzie. A na górze hasło, które pojawia się na wszystkich reklamach Fabryki Rajstop ze Zgierza – "Adrian kocha wszystkie kobiety". Tak, "Adrian" z tego słynie – podobno kocha i kobiety na wózkach, i transseksualne, to mu się chwali. Ale kiedy widzimy reklamę z Piaseckę, nie sposób nie spytać: co mają rajstopy (w tym przypadku pończochy) do przemocy domowej?

Bo coś tutaj jednak nie wyszło. I to bardzo.

Przemoc na billboardzie
Ofiara przemocy domowej powinna milczeć. Jeśli chce, niech ucieka od partnera, ale niech nie robi szopki – ta niepisana zasada dobrze się trzymała w naszej patriarchalnej kulturze. Przykład Piaseckiej pokazuje, że to już się zmienia – osoby maltretowane przez bliskich zaczynają buntować się, głośno o tym mówić, walczyć o swoje. Jednak żona byłego radnego PiS miała w swojej walce o sprawiedliwość szczęście – udało jej się nagrać zachowanie jej męża. Trudno było ją więc zdyskredytować, trudno było nie uwierzyć.

Wiele kobiet nie ma żadnych dowodów. Ma tylko swoje słowa, siniaki, poranione serca. I to wciąż za mało. Ofiarom przemocy domowej – i kobietom, i mężczyznom – często się nie wierzy, bo a) "przecież to była taka miła, kochająca się para", b) "niemożliwe, żeby on uderzył, to dobry człowiek, zawsze mówi "dzień dobry" na klatce, c) "to nie trzyma się kupy, ona na pewno kłamie, pewnie chce pieniędzy". I tak dalej, i tak dalej.

Pokazuje to przykład Weroniki Rosati, która odważyła się powiedzieć o tym, jak traktował ją jej były partner, ojciec jej dziecka Robert Śmigielski. Poważany lekarz, człowiek zamożny, znana postać w warszawskim środowisku. Część ludzi stanęła więc murem za Rosati, ale część to z niej zrobiła napastnika – bo jak śmie kłamać w żywe oczy na temat tak wspaniałego człowieka. Rosati jest tu tylko symbolem, bo takich kobiet są tysiące i to mniej uprzywilejowanych, niż aktorka, która ma pieniądze na dobrych prawników i dojście do mediów, którym może powiedzieć o swoim koszmarze. Większość Polek, które są maltretowane, takich środków nie ma. I to właśnie dla nich jest reklama rajstop "Adrian" i jej prosty przekaz – przemoc domowa się zdarza, ale nie daj się. Bądź odważna, walcz, mi się udało – mówi Karolina Piasecka, której chwała za odwagę i przejęcie narracji w swoje ręce.

To przekaz szczytny, ważny, potrzebny. Billboardy z rajstopami "Adrian" stoją w mniejszych miastach, przy ruchliwych drogach, bazarach – obraz bitej kobiety oraz męskiej pięści mogą więc trafić pod strzechy i o tej przemocy domowej opowiedzieć. Komuś ta reklama może pomóc. Jednak to jedyny plus reklamy, która jest po prostu nietrafiona.

Przemocowy teatrzyk
Bo nie ma ona żadnego sensu i powinna wyglądać inaczej. Jest niesmaczna. I wcale nie dlatego, że widzimy pobitą twarz, ale dlatego, że ta twarz jest ucharakteryzowana, a zdjęcie wyreżyserowane. Nie potrzebujemy udawania przemocy domowej – mamy policyjne archiwa, mamy zdjęcia Piaseckiej. Potrzebujemy prawdy, a nie szopki. Charakteryzacja na ofiarę maltretowania nie jest w dobrym guście, nie jesteśmy w teatrze.

Bo ta reklama to szopka. I wcale nie chodzi nawet o strój Piaseckiej – mam nadzieję, że marka "Adrian" jest świadoma tego, że ofiarą przemocy czy gwałtu może być każdy, nieważne, jak ubrany. To że kobieta na billboardzie ma spódniczkę mini i cienkie pończochy nie oznacza, że daje przyzwolenie na zrobienie sobie krzywdy. Musimy o tym pamiętać, bo wciąż to strój, zachowanie czy ilość spożytych drinków są dla niektórych "zgodą" na przemoc. Bardziej efektywne byłoby więc ubranie bardziej zwyczajne, mniej "seksowne", bo reklama trochę ten stereotyp powiela. Jednak szopką nie jest sam strój, ale cała scena – skulona Piasecka z pobitą twarzą, męska pięść i napis "Walcz o siebie! Ja to zrobiłam!!!". Ale w jakim sposób ta kobieta, do której mówi żona radnego, ma walczyć? Ma siedzieć na podłodze i płakać? Dać się uderzyć? Założyć rajstopy "Adrian"?

Ten billboard nic takiego nie mówi. On tylko pokazuje – wyreżyserowaną – scenkę, w której kobieta jest ofiarą. I tyle. Nie broni się, nie stoi na równi z mężem, nie dzwoni na policję. Siedzi w pończochach. To ma być obraz siły? Jak to ma pomóc?

Zdjęcie zdjęciem, ale nie ma też w tej reklamie żadnej wskazówki, co ta kobieta, do której apeluje Piasecka, ma zrobić. Nie ma numeru na infolinię dla ofiar przemocy, nie ma informacji, że Adrian tym maltretowanym osobom pomaga, a część zysków ze sprzedaży przeznaczy na specjalny fundusz czy antyprzemocową fundację. Nie ma tego. Jest tylko nieszczęsne hasło "Adrian kocha wszystkie kobiety". Ale co im po tej miłości?

Ta reklama w istocie trywializuje przemoc, robi sobie z niej teatrzyk, przysłowiowe "jaja". I nie pozostawia wątpliwości, że tak naprawdę chodzi tylko o rajstopy. To one mają się sprzedać.