ABW zamknęło ulicę w Warszawie. Nieoficjalnie: chodzi o materiały wybuchowe Brunona Kwietnia

Bartosz Godziński
Od niedzielnego poranka ABW prowadzi akcję na warszawskich Włochach. Służby zamknęły ulicę Paganiniego. Lokalne media nieoficjalnie podają, że działania mają związek ze sprawą Brunona Kwietnia.
ABW prowadzi akcję na warszawskich Włochach Fot. Bartosz Makowczyński / Agencja Gazeta (zdjęcie poglądowe)
Działania mają dotyczyć domu, w którym miały być ukryte materiały wybuchowe - to nieoficjalne informacje. Wszelkie służby nabrały wody w usta i nie odpowiadają na pytania mediów. W akcji na ulicy Paganiniego bierze udział nie tylko ABW, ale i policja (w tym pirotechnicy), straż pożarna i pogotowie ratunkowe.

Według nieoficjalnych informacji "Wyborczej" - w przeszukiwanym domu znaleziono materiały wybuchowe. Dlaczego właściciel je gromadził? – Data nie jest przypadkowa – powiedział dziennikarzowi nieoficjalnie jeden z oficerów ABW. Akcja ma miejsce w przeddzień Święta Niepodległości, dlatego zaczęły się pojawiać różne spekulacje - z zamachem włącznie. Portal "Warszawa w pigułce" podaje, że materiały wybuchowe należą do niedoszłego wspólnika Brunona Kwietnia, który niedawno wyszedł z więzienia.


"Jego wspólnik po wyjściu na wolność zaczął na nowo zbierać arsenał materiałów wybuchowych. Wszystko zostało odkryte dzień przed Dniem Niepodległości 11 listopada" – informuje na stronie WwP.

TVN24.pl przypomina z kolei, że to nie pierwsze działania służb związane z tym miejscem. "W lipcu 2013 roku funkcjonariusze ABW przeszukali tę posesję na zlecenie Prokuratury Apelacyjnej w Krakowie. Zabezpieczyli wówczas broń oraz materiały wybuchowe. Zatrzymali też jedną osobę" – czytamy na stronie.

Przypomnijmy, że Brunon Kwiecień planował zamach na Sejm w 2012 roku. Mający wtedy 45-lat mężczyzna zamierzał zdetonować cztery tony materiałów wybuchowych umieszczonych w samochodzie. Do ataku miało dojść podczas posiedzenia z udziałem prezydenta, premiera i ministrów. Kwiecień odwołał akcję na miesiąc przed zatrzymaniem, bo domyślił się, że jego współpracownicy to przedstawiciele służb. Został skazany na 9 lat pobytu za kratkami. W sierpniu zmarł w więzieniu.