"Maska opadła". PiS szuka pieniędzy na swoje obietnice. Oto gdzie wszyscy za nie zapłacimy

Katarzyna Zuchowicz
Od początku było wiadomo, że kiedyś tak będzie. Ostrzegali ekonomiści i nie tylko. Każdy, kto pracuje, płaci podatki i rozsądnie myśli, wiedział, że rozdawnictwo kiedyś musi się zemścić. Od miesięcy słychać, że rząd szuka pieniędzy. Ale teraz, miesiąc po wyborach parlamentarnych, po kampanii wyborczej, w której sypali kolejnymi obietnicami, widać to najbardziej.
PiS szuka pieniędzy na sfinansowanie swoich obietnic wyborczych. Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta
Niedawno opisywaliśmy jak, samorządy w całej Polsce coraz bardziej zaciskają pasa, by móc realizować obietnice PiS. Brakuje im pieniędzy zwłaszcza na podwyżki dla nauczycieli, które wprowadził rząd, ale nie dał wystarczających subwencji.

Samorządowcy opowiadali nam, że w 2020 roku do oświaty będą musieli dopłacić miliony złotych. Do tego doszedł wzrost pensji minimalnej dla pracowników, przy jednoczesnym spadku dochodów gmin z tytułu PiT – rząd obniżył przecież stawkę z 18 do 17 proc. i wprowadził "zerowy PIT" dla osób do 26. roku życia.

Niejeden burmistrz czy prezydent stanął przed dylematem, skąd wziąć pieniądze. Niektóre gminy już ogłosiły np. wzrost podatku od nieruchomości. W innych są cięcia. Wszystko odczują zwykli ludzie.


– W przyszłym roku o 50 proc. będą niższe wydatki inwestycyjne. O 50 proc. będą obcięte wydatki na sport. A wydatki na promocję obniżymy o 85 procent. Będziemy musieli ograniczyć wydarzenia sportowe i kulturalne promujące gminę. Trzeba było z tego zrezygnować, bo co innego zrobię? – opowiadał naTemat wójt Stężycy na Pomorzu.

Tej podwyżki nikt się nie spodziewał
Nikt już chyba nie ma wątpliwości, że na poziomie centralnym PiS też coraz bardziej szuka pieniędzy. Minął miesiąc od wyborów parlamentarnych, w kampanii wyborczej przedstawiciele "dobrej zmiany" sypali kolejnymi obietnicami, jakby mieli worek z pieniędzmi bez dna. A potem wystarczyły dwa dni od zaprzysiężenia Sejmu, by rzeczywistość objawiła się nieco inna.

W kampanii wyborczej PiS zapowiadał, na przykład, że podniesie akcyzę na papierosy i alkohol o 3 procent. A teraz dowiadujemy się, że podwyżka będzie, ale o 10 proc. Z tego tytułu w przyszłym roku do budżetu państwa ma wpłynąć dodatkowe 1,7 mld zł.

Zaskoczeni są wszyscy. "Akcyza zszokowała wódkę i papierosy. Ich producenci nie kryją zaskoczenia i straszą szarą strefą" – komentuje "Puls Biznesu".

"Trzymajcie się za kieszenie"
Ale to nie wszystko. – Szanowni państwo, trzymajcie się za kieszenie i portfele, bo PiS zaczyna realizować swoje obietnice wyborcze – ostrzega posłanka PO Izabela Leszczyna i te słowa wydają się znamienne. Posłanka PO wypowiedziała je po tym, gdy okazało się, że pierwszy projekt Sejmu nowej kadencji dotyczy czegoś, czego miało nie być – likwidacji limitu 30-krotności przy składkach ZUS.

– Mimo że w kampanii wielokrotnie słyszeliśmy, że tej ustawy nie będzie, pierwsza jest właśnie ta. Dlaczego PiS to robi? Powód jest tylko jeden – do budżetu musi wpłynąć ponad 5 mld zł więcej ze składek, bo budżet nigdy nie był zrównoważony – mówiła Leszczyna.

PO grzmi teraz, że zrównoważony budżet to była mistyfikacja i slogan propagandowy: "Maska opadła. Po wyborach PiS nie mówi już o świetnym stanie finansów publicznych. Finanse publiczne są w słabej kondycji, dlatego PiS na gwałt, rozpaczliwie sięga do kieszeni Polaków". A Konfederacja sugeruje, by PiS zaczął szukanie pieniędzy od siebie.

Zabrać niepełnosprawnym
Najbardziej przykre i oburzające jest sięganie do pieniędzy dla niepełnosprawnych. Tuż po zaprzysiężeniu nowego Sejmu okazało się, że 13. emerytura miałaby być sfinansowana z Funduszu Wsparcia Osób Niepełnosprawnych, który niepełnosprawni i ich rodzice wywalczyli podczas 40-dniowego protestu w Sejmie. Tu pisaliśmy o tym więcej.

Ten projekt spotkał się z ogromnym oburzeniem.

– To znaczy, że rząd w ogóle nie ma pieniędzy i PiS dramatycznie szuka funduszy na realizację swoich obietnic. Ale te pieniądze też się kiedyś skończą. Widać, że PiS ma wielki problem ze sfinansowaniem tych obietnic wyborczych, które zostały złożone w czasie ostatniej kampanii wyborczej. – oceniła w rozmowie z naTemat posłanka PO Marzena Okła-Drewnowicz.



Światełka na Boże Narodzenie
Hasło "rząd szuka pieniędzy" szybko rozchodzi się w internecie. Niektórzy samorządowcy wskazują, że państwo szuka pieniędzy jeszcze w inny sposób. Podobno szczególnie w tym roku daje się to zauważyć.

– Jesteśmy obstrzeliwani pismami od instytucji państwowych. GDDKiA właśnie przypomniała nam, że tam, gdzie wieszamy iluminacje, mamy zapłacić za zajęcie pasa drogowego. Do tej pory panował dobry zwyczaj, że samorządy przyozdabiały miasta, ale nikt nie wyciągał do nich pieniędzy za to. Mamy też pismo od Państwowego Gospodarstwa Wody Polskie, dotyczące wszystkich urządzeń wodnych na ciekach. Z pytaniem, czy jesteśmy ich właścicielami. Jeśli tak, to żebyśmy dokonali opłaty za zajęcie pasa rzecznego – opowiadał nam na początku listopada Bartosz Romowicz, burmistrz Ustrzyk Dolnych.

Z tego powodu zastanawiał się, czy w tym roku będą u niego iluminacje na Boże Narodzenie. A gdzie zapowiedziane podwyżki cen prądu, wzrost opłat ze śmieci?

"Państwo wykarmi"
Być może wielu ludzi dopiero teraz się obudzi. Bo mnóstwo wyborców ślepo w piękno 500+, 300+ i innych obietnic uwierzyło.

– Kolega ma firmę. Pracownicy mu odchodzą. Pyta, dlaczego, co z emeryturą. "Państwo wykarmi" – mówią. Mają po 4, 5 dzieci. Bo przecież dzieci dostaną obiady, po 500, 300 zł wyprawki. Takie jest stanowisko niektórych. Nie myślą szerzej, co będzie dalej – opowiadał nam kilka tygodni temu Stanisław Borowik, radny z Raciborza, rodzinnego miasta Michała Wosia, nowego ministra środowiska. To miasto, gdzie PO było bardzo silne, ale ostatnio zaczęło przechylać się na stronę PiS.