Trzy osoby przed sądem za tragedię w Suszku. Wśród nich urzędnik, który zignorował ostrzeżenie

Paweł Kalisz
Prokuratura Okręgowa w Słupsku skierowała do Sądu Okręgowego akty oskarżenia przeciwko Mateuszowi I., Włodzimierzowi D. oraz Andrzejowi N. Wszyscy zdaniem śledczych ponoszą odpowiedzialność za śmierć dwóch harcerek podczas tragicznego obozu w Suszku.
Prokuratura wysłała do sądu akt oskarżenia przeciwko trzem osobom w związku z tragedią, do której doszło w Suszku ponad dwa lata temu. Fot. Renata Dąbrowska / Agencja Gazeta
W sierpniu 2017 roku doszło do tragicznego w skutkach huraganu. W nocy zginęły dwie harcerki przygniecione przez drzewa. 38 innych osób z mniejszymi lub większymi obrażeniami trafiło do szpitala.

Bezradny wobec sił przyrody?
Przewodniczący Związku Harcerstwa Rzeczpospolitej Grzegorz Nowik po wydarzeniach w Suszku wystosował komunikat prasowy, w którym przyznał, że człowiek wobec sił przyrody jest bezradny i zarządził miesięczną żałobę w ZHR. Wszyscy zadawali sobie pytanie, czy tragedii można było uniknąć. Śledczy z Prokuratury Okręgowej w Słupsku uznali, że tak. Komendant obozu Mateusz I. i jego zastępca Włodzimierz D. usłyszeli zarzut umyślnego narażenia uczestników obozu na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia i ciężkiego uszczerbku na zdrowiu oraz doprowadzenie do nieumyślnego spowodowania śmierci dwóch harcerek i nieumyślnego spowodowania różnego rodzaju obrażeń ciała u kolejnych kilkudziesięciu harcerzy. Zdaniem prokuratury obaj niewłaściwie przeprowadzili ewakuację uczestników obozu.


"Ja pracuję do 15:30"
Przed sądem stanie też Andrzej N. Śledczy postawili mu zarzut niedopełnienia obowiązków służbowych. Oskarżony miał nie przekazać w okresie bezpośrednio poprzedzającym załamanie pogodowe w powiecie chojnickim alertu pogodowego o nadchodzącej nawałnicy na niższy szczebel zarządzania kryzysowego, mimo że alert został mu wcześniej przekazany z Wojewódzkiego Centrum Zarządzania Kryzysowego w Gdańsku.
W lipcu 2017 r. w Borach Tucholskich wichura połamała tysiące drzew.Fot. Renata Dąbrowska / Agencja Gazeta

Dwa lata temu rozmawialiśmy z Andrzejem N. Dyrektor z rozbrajającą szczerością przyznawał wówczas, że otrzymał sms z ostrzeżeniem pogodowym, ale nie przekazał go dalej, bo to było w piątek ok. godz. 16, a on wtedy był już po pracy. W urzędzie zaś wszystkie komputery był już powyłączane i - jak dowodził - nie było już co zrobić z tym ostrzeżeniem.
b. Dyrektor Wydziału Bezpieczeństwa i Zarządzania Kryzysowego w Starostwie w Chojnicach

Czy ja mam sobie coś do zarzucenia? Odpowiem w ten sposób: otrzymałem ostrzeżenie jak wiele, wiele innych na komórkę. Odczytałem to ostrzeżenie przed 16. No bo wiadomo, jak przychodzi SMS, to nie zawsze to człowiek odbiera. Jeśli jest po 15.30 to takiego SMS-a już nie ma gdzie wysłać. Urzędy miasta i gminy już wtedy nie pracują. Ja też pracuję do 15.30. A wysyłanie tego do gmin i jednostek, które tam mamy u siebie w rozdzielniku odbywa się faksem i mailem. W tych urzędach i tak nikt by tego nie odebrał.

W tym przypadku było to ostrzeżenie o drugim, a nie trzecim - najwyższym stopniu zagrożenia. I dlatego podjąłem taką decyzję. Bo to i tak by nigdzie nie doszło.
Czytaj więcej

wypowiedź dla naTemat z 7 sierpnia 2017 r.
Andrzej N. w trakcie śledztwa przyznał się do popełnienia zarzucanego mu czynu. Byłemu dyrektorowi wydziału bezpieczeństwa i zarządzania kryzysowego starostwa grozi do 3 lat więzienia.

Pozostali oskarżeni odmówili składania wyjaśnień w tej sprawie i nie przyznają się do zarzucanych im czynów.

źródło Radio Koszalin