BMW X4 M Competition z pewnością zachwyci klientów. Ale tylko tych, dla których to pierwsza "emka"

Piotr Rodzik
W teorii zgadza się wszystko. Nowe BMW X4 w wersji M Competition zdecydowanie broni się cyferkami. I choć to naprawdę dobre auto, nie da się ukryć, że to koniec pewnego etapu dla M GmbH. I swoiste wyjaśnienie, dlaczego niedługo te najbardziej sportowe BMW będą najpierw hybrydami, a później także elektrykami.
BMW X6 M to kawał robiącego wrażenie auta. Ale nie wszystko jest takie różowe. Fot. naTemat
Być może to właśnie ten samochód, który stanowi najbardziej jaskrawy obecnie znak czasów. Tych bardziej eko, tych w walce o emisje spalin. BMW X4 M Competition bowiem jak mało które auto pokazuje, że czas takich zabawek nieubłaganie pokazuje końca. A jednocześnie mówimy o potworze, który ma 510 koni mechanicznych. Paradoks? Tylko teoretycznie.
Fot. naTemat
Prawdopodobnie ta premiera to kolejny cios w plecy dla fanów BMW z serii M. I kolejny cios, który zadaje SUV. Wszystko zaczęło się przecież właśnie mniej więcej dekadę temu. To wtedy M GmbH wypuściło na rynek pierwsze SUV-y. Były to X5 M oraz X6 M.


Do tamtej chwili auta z serii M były tym, z czym właściwie puryści chcieli je kojarzyć. M GmbH modyfikowało najbardziej sportowe modele BMW. Sedany czy coupe, ale nie SUV-y. I z napędem na tył, a nie obie osie. Celem samym w sobie zawsze były wrażenia z jazdy. To, czy przeciętny klient poradzi sobie z tym autem, było na drugim planie. No ale potem przyszło X5.
Fot. naTemat
Biznesowo ta decyzja oczywiście obroniła się. Była takim strzałem w dziesiątkę, jak Cayenne dla Porsche. A później Macan. Dzisiaj, dziesięć lat później, to właśnie SUV-y stanowią trzon oferty M. To one są najczęściej kupowane. Teraz w ręce wpadło mi potężne BMW X4 M Competition. I tak jak nie mam wątpliwości, że X4 M Competition będzie sprzedażowym hitem i dostarczy klientom mnóstwo pozytywnych emocji, tak z drugiej strony... to już nie to.

W świecie emisji spalin
Na papierze nowe X4 M Competition zdecydowanie dowozi. Już zwyczajne X4 M ma 480 koni mechanicznych, które generuje trzylitrowa jednostka R6. A ponieważ to wersja Competition, dochodzi jeszcze 30 dodatkowych koni. I trochę zmian stylistycznych, czyli czarne wloty powietrza, czarne lusterka i kilka innych elementów karoserii. W każdym razie wygląda to dobrze.
Fot. naTemat
Ale wróćmy do samego silnika. Papierowy czar trochę pryska w trakcie jazdy. Nie mam żadnych wątpliwości, że zdecydowana większość klientów będzie zachwycona, ale nie mogę uciec od myśli, że równo trzy lata temu jeździłem znacznie słabszym (150 koni mniej, dokładnie 360) X4 w wersji M40i. To było w gruncie rzeczy "zwyczajne" X4 z dużym silnikiem i kilkoma dodatkami stylistycznymi spod znaku M.

Minęły jednak trzy lata, pojawiło się WLTP i nie da się ukryć, że X4 M Competition z czterema końcówkami wydechu w gruncie rzeczy... nie brzmi. Owszem, silnik chętnie mruczy, przy wyższych obrotach nawet daje z siebie trochę więcej, ale oczekujesz czegoś innego od 510-konnego potwora. Czegoś więcej. Chociaż tego, co dawało tamto "leciwe" już X4 M40i. Tamto auto po prostu było znacznie głośniejsze. Bardziej angażujące, bardziej wciągające.
Fot. naTemat
"Epokę WLTP" czuć także przy przyspieszeniu. Na papierze BMW X4 M Competition do setki rusza w 4,1 sekundy, co przy takich wymiarach auta (niemal dwie tony) oczywiście robi piorunujące wrażenie. Z racji marnych warunków pogodowych w trakcie testu nie sprawdzałem tych wartości, ale... raczej są prawdziwe. To niebywale szybkie auto.

To nie zmienia jednak faktu, że start z miejsca - o ile nie podnosicie obrotów na hamulcu - jest wręcz irytujący. Pierwsze co rzuca się w oczy, to monumentalna turbodziura. BMW X4 M rusza leniwie, aż wkręci się w obroty. Wtedy do gry wchodzi turbosprężarka (600 Nm jest dostępnych od 2600 obrotów na minutę), a twoja śledziona i wątroba przyklejają się do tapicerki bardzo wygodnych, kubełkowych foteli.
Fot. naTemat
I nagle jedziesz 100 km/h, dosłownie po pstryknięciu palcem. Ale nie możesz zapomnieć o tym leniwym starcie. Mam wrażenie, że M340i trzy lata temu nie było tak "wykastrowane" w dolnym zakresie obrotów.

Nie powala też spalanie. W mieście trzeba szykować się na osiemnaście litrów i to przy normalnej jeździe. Jeśli chcecie wszystkim pokazać, że macie BMW z serii M, no to... komputer pokładowy nie pokazuje więcej niż 30 litrów na sto kilometrów. Autostrada i tempomat na 140 km/h to 13 litrów.
Fot. naTemat
Zapytacie - jak to się stało? Cóż, mamy tu nowy silnik. BMW nie zastosowało tu silnika znanego z obecnych na rynku "emek". Nowa rzędowa szóstka ma teraz oznaczenie S58 i dopiero trafi do nowych BMW M3 i M4. Innymi słowy to zapowiedź trudnych czasów dla purystów. Albo inaczej: po prostu M będzie od teraz znaczyć coś innego. Choć ciągle oznacza i będzie oznaczać doskonałe osiągi.

Wymagający na co dzień, żeby nie powiedzieć – męczący
Silnik to jedna ważna kwestia dla aut z serii M. Druga to praca zawieszenia. Widać, że konstruktorzy bardzo chcieli, aby ten SUV jeździł jak niższe i lżejsze auta. Jak M4 choćby.
Fot. naTemat
Układ kierowniczy ma w efekcie bardzo krótkie przełożenie. Wystarczy naprawdę drobny ruch kierownicą, żeby wykonać duży ruch autem. Koledzy z branży trochę narzekają, według mnie jest okej. Kwestia przyzwyczajenia. Na pewno nie można powiedzieć, że X4 M Competition prowadzi się jak każde auto. Wymaga zaangażowania, wtedy potrafi dać z siebie dużo, choć napęd xDrive odczuwalnie faworyzuje tylną oś.

Samo zawieszenie - przynajmniej w wersji Competition - jest jednak już po prostu za twarde. Jazda tym samochodem w długiej trasie, jeśli nie poruszamy się po gładkiej jak stół autostradzie, po prostu może zmęczyć. Dzięki temu twardemu zestrojeniu X4 M Competition rzeczywiście potrafi rzeczy, o które SUV-a byście nie podejrzewali.
Fot. naTemat
Ale koszt na co dzień jest naprawdę duży. A przecież 95 proc. tych aut 95 proc. swojego żywota spędzi na połykaniu kolejnych kilometrów lewym pasem drogi szybkiego ruchu. Ewentualnie w miejskich korkach. Bo pamiętajmy, że to wciąż bardzo duże, wygodne auto z olbrzymim bagażnikiem. I nawet ścięty dach względem X3 nie przeszkadza.

Inną kwestią jest trwałość tego zawieszenia. Testowy model miał przejechane około 13 tysięcy kilometrów. Ja rozumiem, że to auto sportowe, którego raczej w testach się nie oszczędza, ale mimo wszystko skrzypiąca jak stare łóżko tylna oś musi zastanawiać.
Fot. naTemat
Tak już teraz będzie
W konsekwencji nie da się ukryć, że na rynku potężnych, sportowych SUV-ów są teraz bardziej emocjonujące auta. W każdym przypadku są to jednak modele schodzące, a ich następcy z pewnością podążą drogą obraną przez BMW. Takie po prostu mamy czasy.

Trzeba sobie uświadomić, że nowe BMW X4 M to auto stworzone w świecie coraz większych obostrzeń, kiedy na producentów aut nakłada się coraz większy kaganiec. W tym kontekście X4 M to z pewnością arcydzieło. Jednak każdy, kto jeździł autem z rodowodem M już wcześniej, szybko zauważy, że to nowe rozdanie.
Fot. naTemat
Niekoniecznie lepsze, chyba że na równi z osiągami stawiacie kwestie ekologiczne. Chociaż nie wiem, czy wtedy kupujecie M... Niemniej jednak samo w sobie to doskonałe auto. W kontekście minionych lat już trochę zawodzi. Ale jak to się mówi, dobrze to już było.

Podstawowe BMW X4 M startuje od 434 400 zł. Wersja Competition to dodatkowe 40 tysięcy, co już raczej przy ogólnej cenie auta nie robi wrażenia. Kilka dodatków w konfiguratorze i z pewnością każdy klient na nowe X4 M przebije pół miliona.
Fot. naTemat

BMW X4 M Competition na plus i minus:

+ Piorunujące osiągi
+ Świetne prowadzenie jak na SUV-a
+ To ciągle auto, do którego spakujesz całą rodzinę
- Niesatysfakcjonujące brzmienie silnika
- Zawieszenie jest po prostu za twarde

Fot. naTemat
Fot. naTemat
Fot. naTemat
Fot. naTemat
Fot. naTemat
Fot. naTemat
Fot. naTemat