Prokuratura zabrała się za dyżury Karczewskiego. Sprawdza, czy mogło dojść do oszustwa

Zuzanna Tomaszewicz
Warszawska prokuratura okręgowa zaczęła badać sprawę szpitalnych dyżurów Stanisława Karczewskiego, na których były marszałek Senatu miał sobie dorabiać. "Gazeta Wyborcza" podaje, że polityk mógł zarobić na nich ok. 400 tys. zł. Prokuratura sprawdza, czy nie doszło do oszustwa.
Prokuratura podejrzewa, że mogło dojść do oszustwa? Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta
Jak czytamy w dzienniku, warszawska prokuratura okręgowa poprosiła już o dokumenty dotyczące Stanisława Karczewskiego. Prowadzi czynności sprawdzające w sprawie z art. 286 par. 1. kodeksu karnego, który odnosi się do oszustwa.

Wicemarszałek Senatu jest sprawdzany pod kątem tego, czy – będąc senatorem i jednocześnie lekarzem – mógł na bezpłatnym urlopie w szpitalu w Nowym Mieście nad Pilicą odbywać płatne dyżury. Prokuratura bada też, czy Karczewski złożył w Prezydium Senatu stosowne dokumenty dotyczące dodatkowej pracy. Od 2009 do 2015 r. marszałek miał dorobić się ok. 400 tys. złotych.


– Nie zgadzam się z opiniami, że to może być obejście prawa. Byłem na urlopie bezpłatnym na stanowisku ordynatora, a dyżurowałem jako zwykły lekarz. Koledzy mnie poprosili, żebym dyżurował – powiedział Karczewski.

Przypomnijmy, że to niejedyny taki przypadek dorabiania w PiS. Margarecie Budner od 2016 roku udało się dodatkowo dorobić ponad milion dwieście tysięcy złotych. Senator nie złożyła w poprzedniej kadencji dokumentu, w którym należało poinformować marszałka Senatu o dodatkowym zajęciu. Wiadomo, że 43-latka jest z wykształcenia lekarzem ze specjalizacją chirurgiczną.

źródło: "Gazeta Wyborcza"