#ListydoSzymona. Zniesmaczone kobiety piszą do Hołowni po jego słowach o tabletce "dzień po"

Aneta Olender
Nie ma zdania, nie wie, ale chętnie porozmawia z tymi, których dotyczy ten problem. Szymon Hołownia w taki właśnie sposób odpowiadał na pytania Onetu o pigułkę 72h po, chociaż dziennikarze wyjaśnili mu, z jakimi trudnościami muszą borykać się kobiety, które pigułki potrzebują. Skoro jednak kandydat na prezydenta wyraził chęć rozmowy z zainteresowanymi, to chętni, a raczej chętne do dyskusji, pojawiły się bardzo szybko. Tak ruszyła akcja #listdoSzymona.
Szymon Hołownia znany jako katolicki publicysta nie ukrywa swoich konserwatywnych poglądów w wielu kwestiach. Fot. Tomasz Stańczak / Agencja Gazeta
– On wie, że są do wzięcia głosy kobiet, ale zabiega o nie w bardzo cyniczny sposób i trzeba to obnażyć, zwłaszcza, że dalej powiedział, że nie podpisałby liberalizacji prawa aborcyjnego – mówi w rozmowie z naTemat jedna z administratorek profilu "Fajny ten Sejm, taki nie za reprezentatywny".

Czytaj także: 5 cytatów z Szymona Hołowni, które pokazują, jakim byłby kandydatem na prezydenta

"Fajny ten Sejm, taki nie za reprezentatywny" to inicjatywa tych, którzy nie godzą się na to, aby kobiet w Sejmie było niespełna 30 proc., skoro stanowią one ponad 50 proc. polskiego społeczeństwa. To właśnie na ich profilu zapoczątkowano akcję pisania listów do Szymona Hołowni.


Wywiad z kandydatem na prezydenta bez autoryzacji
Wszystko zaczęło się od rozmowy z Szymonem Hołownią przeprowadzonej przez dziennikarzy Onetu, Witolda Jurasza i Janusza Schwertnera. W pierwszej chwili po publikacji wywiadu zrobiło się o nim głośno, ponieważ redakcja zdecydowała się zamieścić wywiad bez autoryzacji.

"Tekst wywiadu wysłaliśmy do autoryzacji sztabowi Szymona Hołowni. Jego współpracownicy w sposób znaczący zmienili treść niektórych jego odpowiedzi, ingerując nawet w niektóre nasze pytania. Dlatego podjęliśmy decyzję, by takie zmienione fragmenty opublikować w wersji przed autoryzacją, zgodną z faktycznym przebiegiem i zapisem rozmowy" – brzmiał komentarz redakcji.

Dyskusja i oburzenie spowodowane taką ingerencją w tekst nie zdążyły jeszcze ucichnąć, a sztab Szymona Hołowni musi zastanawiać się jak poradzić sobie z kolejną burzą po publikacji. Chodzi dokładnie o ten fragment rozmowy, w którym dziennikarze pytają o stosunek kandydata na prezydenta do tego, że w Polsce pigułki "dzień po" sprzedaje się na receptę.
Szymon Hołownia
Fragment wywiadu dla Onet.pl

W Polsce pigułki „dzień po” sprzedaje się na receptę. Co pan sądzi na ten temat? Czy to jest rozsądne, właściwe rozwiązanie?

Ja kandyduję na prezydenta, a nie naczelnego etyka kraju, czy też prymasa Polski.

Ale jako polityk ma pan chyba jakieś zdanie na ten temat. Dajmy przykład: młoda dziewczyna z małej miejscowości chce kupić pigułkę. Towarzyszy jej wstyd, nerwowość. Czy w pana ocenie to jest normalne, że musi jechać do innego miasta, szukać lekarza, który wypisze receptę i płacić 150 zł za pięciominutową wizytę? Czy to jest sprawiedliwe?

Nie wiem. Chętnie bym się spotkał z taką dziewczyną, wysłuchał jej argumentów, bo być może za rzadko je słyszałem, by wyrobić sobie zdanie. To, o czym panowie mówicie, leży w gestii parlamentu. Jeśli jakaś uchwalona przez Sejm regulacja w tej sprawie trafi na moje biurko, to przejdzie drogę, którą planuję dla każdej ustawy. (...)

Na każdym etapie chętnie wysłucham racji wspomnianych przez panów kobiet. To jasne, że na końcu trzeba podejmować decyzję, ale moja wizja prezydentury to nie "narodowe przemawianie", lecz "narodowe słuchanie". Czytaj więcej

Listy do Szymona
"Cześć Szymon, podobno chcesz zasięgnąć opinii osób, których coś dotyczy zanim wyrobisz pogląd jako kandydat na prezydenta. W sprawie tabletki dzień po informuję, że jest mi potrzebna i to nie jest normalne, że za wypisanie recepty muszę zapłacić 200 zł na prywatnej 2-minutowej wizycie. A ja mieszkam w Warszawie, mam 30 lat i tak, mam dużo łatwiejszy dostęp niż młode dziewczyny z małych miejscowości. Uprzejmie proszę o publiczne popieranie tego, teraz już nie możesz publicznie mówić, że nie wiesz" – tak brzmi treść pierwszej wiadomości, która trafiła na fanpage Szymona Hołowni.

Można powiedzieć, że pomysłodawcy akcji #listdoSzymona zareagowali na jego prośbę. chcą w ten sposób ułatwić Hołowni komunikację z Polkami i Polakami i pomóc mu "wyrobić sobie zdanie". Zastanawia ich bowiem niezdecydowanie kandydata.

– Hołownia stwierdził, że musi się najpierw skonsultować z kimś, kogo dotyczy problem, żeby odpowiedzieć na takie pytanie. Dla mnie to nawet nie jest problem, że jakiś kandydat nie wspiera walki o prawa kobiet, bo jest ich kilku - choć taki, który opowiada się jednoznacznie za prawami kobiet chyba niestety tylko jeden. Problem polega na tym, że Szymon Hołownia unika odpowiedzi, ukrywając swój konserwatyzm pod pozorną otwartością na dialog – mówi administratorka profilu "Fajny ten Sejm...".

Do takich konsultacji włącza się coraz więcej osób. Agata Diduszko-Zyglewska, radna Warszawy, w komentarzu pod jednym z wpisów poradziła także, żeby w wiadomościach zwrócić uwagę na to, jak z tą kwestią radzą sobie inne kraje.

"Oj tak - trzeba mu tez napisać, ze te tabletki są bez recepty w całej Europie, to może mu tez pomoże wyrobić sobie zdanie" – napisała.

Przypomnijmy, że Polkom dostęp do awaryjnej antykoncepcji utrudnił rząd PiS. Ministerstwo Zdrowia w 2017 roku zdecydowało, że będzie ona tylko na receptę. Do polityków nie docierały argumenty, że kobiety nie traktują tabletki "dzień po", jak cukierków i że nie jest to tylko ratunek dla rozwiązłych.

Oczywiście w trudnej sytuacji można iść do ginekologa po receptę, ale po pierwsze, jeśli chodzi o wizytę na NFZ, to najczęściej na wizytę trzeba czekać przynajmniej kilka dni (jeśli nie tygodni), a przecież taka tabletkę trzeba przyjąć w ciągu maksymalnie 120 godzin od stosunku. Owszem, można też zapukać do prywatnego gabinetu, ale jak podkreślają kobiety, które już napisały do Szymona Hołowni, nie wszystkich na to stać.

O tym, jak groźna jest zmiana przepisów np. dla kobiet chorujących na raka, pisała w naTemat Anna Kaczmarek: "Jeśli zajdzie w ciążę albo musi przerwać leczenie i narazić się na śmierć, albo z dużym prawdopodobieństwem urodzić dziecko obarczone wadami, które nie wiadomo czy i jak długo nacieszy się matką".

Dziennikarka Kaja Puto przyznaje, że czytając wywiad na początku skupiła się na innych wątkach rozmowy, m.in. tych dotyczących polityki zagranicznej. Dopiero po jakimś czasie dotarło do niej, co mówił (a raczej czego nie mówił) w kwestii dostępności antykoncepcji awaryjnej. – Szymon Hołownia na pytanie o trudny dostęp do antykoncepcji awaryjnej odpowiada, że chętnie porozmawiałby z jej potencjalnymi użytkowniczkami na temat ich poglądów na dostęp do antykoncepcji. Brzmi absurdalnie? Owszem, jak większość odpowiedzi kandydata w nieautoryzowanym wywiadzie Onetu, który odsłonił jego niekompetencje m.in. w sprawach polityki międzynarodowej i społecznej – podkreśla w rozmowie z nami. Kaja Puto stwierdziła, że skoro ona także jest jedną z potencjalnych użytkowniczek takich tabletek, to i ona wypróbuje tę "nową jakość debaty publicznej", o której mówi Hołownia. Ona także wysłała wiadomość. – Ciekawe, czy odpowie nam wszystkim w 72 godziny? – zastanawia się.

"Podobno chciałbyś wiedzieć, jak to jest z tabletkami 72h po. No więc jest tak, że dostać się do lekarza z dnia na dzień jest niemożliwością – trzeba wykupić wizytę prywatną, a ponadto ginekolog może odmówić wypisania recepty, bo żyjemy w państwie kościelnym. Te przeszkody mogą spotkać mnie w dużym mieście, więc możesz wyobrazić sobie, jaką gehennę przeżywają moje koleżanki w mniejszych miastach. tabletki te kosztują wiele więcej niż jakikolwiek środek antykoncepcyjny, więc nikt nie łyka ich jak cukierki. Jakbyś jeszcze coś chciał wiedzieć, wal śmiało. Zdaje się, że w polityce międzynarodowej też masz spore braki" – napisała w liście do Hołowni.