Bycie przyjacielem Andrzeja Dudy nie pomaga. Pracownicy skarżą się na dyrektora, a ten na system

Anna Kaczmarek
O co naprawdę chodzi w długim już konflikcie między pracownikami Narodowego Instytutu Onkologii im. Marii Skłodowskiej-Curie - Państwowego Instytutu Badawczego Oddział w Krakowie a jego dyrektorem dr. Konradem Dziobkiem? Pracownicy wyliczają wiele, ich zdaniem, uchybień i złych decyzji. Choć należy od razu dodać, że dyrekcja dementuje wiele tych informacji. Faktem jest jednak bezspornym, że dyrektor nie potrafi dogadać się ze swoimi pracownikami. Nie pomaga to, że jest przyjacielem prezydenta Andrzeja Dudy.
W Narodowym Instytucie Onkologii im. Marii Skłodowskiej-Curie - Państwowym Instytucie Badawczym Oddział w Krakowie cały czas dochodzi do sporów pomiędzy pracownikami a dyrekcją. Fot. 123rf
Do mediów trafiło ostatnio pismo od pracowników Instytutu, w którym skarżą się na działania i zachowanie dyrektora Dziobka.

Chodzi o pieniądze, czy aroganckie zachowanie dyrektora?


– Podstawową przyczyną konfliktu między pracownikami Narodowego Instytutu Onkologii im. Marii Skłodowskiej-Curie - Państwowego Instytutu Badawczego Oddział w Krakowie, a jego dyrektorem dr. Konradem Dziobkiem jest zwyczajnie brak pieniędzy. To jest sytuacja patowa, która rodzi duże napięcia – mówi naTemat Waldemar Stylo, rzecznik prasowy Instytutu.

I dodaje: – Wszyscy chcą zarabiać więcej. Mało tego, pracownicy słusznie oczekują podwyżek. Tymczasem z perspektywy Instytutu trudno znaleźć te pieniądze. Od lat borykamy się z problemami finansowymi przez zbyt niskie finansowanie i konieczność oddłużenia nas przez resort zdrowia. Naprawdę ciągnący się za nami bagaż zadłużenia generuje ogromne problemy i podnosi dodatkowo koszty bieżącej działalności. Gdyby resort przejął na siebie długi instytutów medycznych, nie dochodziłoby do takich sytuacji.


Tymczasem pracownicy piszą wprost, że dyrektor, który dziś jest również doradcą prezydenta Andrzeja Dudy, nie posiada umiejętności kierowania Instytutem, marnuje jego potencjał, ucieka przed podejmowaniem istotnych decyzji.

To miało, zdaniem pracowników doprowadzić m.in. do znacznego zmniejszenia ilości prowadzonych badań niekomercyjnych i komercyjnych inicjowanych przez krajowe i międzynarodowe grupy badawcze. Tymczasem prowadzenie badań jest jednym z głównych zadań Państwowego Instytutu Badawczego.

Pracownicy twierdzą m.in., bo zarzutów bardziej szczegółowych jest wiele, że wskutek takich działań spadła ilość konsultowanych i leczonych pacjentów. Trafiają oni często do jednostek o niższym poziomie referencyjności, czyli mniej wyspecjalizowanych.

Zdaniem pracowników polityka kadrowa dyrektora nosi znamiona nękania. Piszą o zatrudnianiu na najniższe stawki, przedłużaniu w nieskończoność umów na czas określony, uniemożliwianiu tworzenia liczących się zespołów klinicznych i badawczych.

Informują też o braku szacunku, aroganckim i autorytarnym sposobie zarządzania. Dyrektor, ich zdaniem celebruje swoją funkcję, nie jest dostępny dla szeregowych pracowników. Nie bywa w pracy tak często jak powinien.
Fragment pisma pracowników w sprawie dyrektora Dziobka, które zostało przekazane mediom.Materiały własne

Zarzuty wobec dyrektora Dziobka to zaszłość?


Waldemar Stylo mówi wprost, że dyrektor jest trochę zaskoczony, że akurat teraz wysuwane są takie zarzuty przeciwko niemu.

– Większość tych zarzutów, to można powiedzieć zaszłości historyczne. W Instytucie odbyło się w lutym br. spotkanie dyrektora z pracownikami i w ostatnim czasie atmosfera wydaje się być lepsza.

Dyrektor powiedział pracownikom, że zawsze może się z nimi spotkać i porozmawiać oraz zapowiedział, że spotkania z załogą będą kontynuowane. Jednak trzeba pamiętać, że zatrudnionych jest u nas 700 osób. Gdyby wszystkie chciały się indywidualnie spotkać z dyrektorem, w podobnym czasie, to rzeczywiście na takie spotkanie musiałyby poczekać – wyjaśnia Waldemar Stylo.
Dyrekcja oddziału NIO w Krakowie zapewnia, że zbyt długie klejki są tylko w poradni.Fot.Prawo autorskie: pat138241 / 123RF Zdjęcie Seryjne
Z pracy w Instytucie, w ciągu ostatnich kilkunastu miesięcy, odeszło wielu lekarzy i specjalistów medycznych. Tu trudno dociec ilu, bo co innego komunikuje dyrektor, a co innego twierdzą pracownicy. To jednak nie są pojedyncze przypadki, a liczone przez jednych w dziesiątkach, a przez innych już w setkach osób. Jednak fakt jest faktem, że w obecnej sytuacji na medycznym rynku pracy, utrata każdego lekarza, czy innego wykwalifikowanego pracownika medycznego to delikatnie mówiąc działanie nieodpowiedzialne i pozbawione sensu.

Naprawdę łatwiej znaleźć na tym rynku pracy nowego, sprawnego w zarządzaniu dyrektora niż jednego lekarza specjalistę z dużym doświadczeniem i sukcesami zawodowymi.

Rzecznik krakowskiego oddziału Instytutu mówi wprost, że jest to sytuacja patowa. Zdaje sobie sprawę, że kadra lekarska i specjaliści medyczni są na wagę złota ale tłumaczy, że Instytut nie jest w stanie znaleźć pieniędzy na podwyżki, bo od 8 lat generuje duże straty. Trzeba pamiętać, że jest on jednostką podległą Ministerstwu Zdrowia i ma oprócz normalnego leczenia chorych także inne zadania, które generują dość poważne koszty.

Dodatkowo stare, zabytkowe budynki, w których się znajduje nie pozwalają na różnego rodzaju remonty czy zmiany, które pozwoliłyby ułatwić pracę. Ewentualnie takie zmiany są bardzo kosztowne, a jak już wiadomo Instytut pieniędzy nie ma, ma za to długi.

Są kolejki do leczenia onkologicznego, czy ich nie ma?


Tymczasem pracownicy piszą do mediów, że w wielu miejscach Instytutu brakuje odpowiednich pracowników, specjalistów. Ich zdaniem to niekorzystna sytuacja dla pacjentów. Pacjenci, dla których czas to żyć albo nie żyć, mogliby czekać krócej na badania, wizyty, wyniki itd.

Rzecznik krakowskiego oddziału Instytutu tłumaczy nam, że jedyne miejsce, w którym jest problem z kolejkami i oczekiwaniem pacjentów to poradnia. Jego zdaniem, głównym problemem jest wielu pacjentów, którzy zgłaszają się po kilku latach od wyleczenia, na sprawdzenie swojego stanu zdrowia i ewentualne potwierdzenie, że nowotwór nie nawrócił.

– Tych pacjentów, w sensie systemowym, powinny przejąć lokalnie poradnie onkologiczne o niższym stopniu referencyjności. To pomogłoby rozładować kolejkę i umożliwić tym, którzy chorują szybszy dostęp do lekarza – wyjaśnia Waldemar Stylo.

Znalezienie rozwiązania konfliktu w Instytucie nie jest proste


Pracownicy, którzy stworzyli pismo, w którym wyliczają zarzuty wobec dyrektora i podpisali się pod nim, prosili żeby media nie ujawniały ich personaliów. Zwyczajnie obawiają się o pracę, obawiają się też zemsty. Wszystko przez to, że jak wszyscy wiedzą dyrektor Dziobek, to przyjaciel najważniejszej w Polsce osoby, czyli prezydenta Andrzeja Dudy. Podpisani pod listem to osoby, które cały czas pracują w Instytucie.

Fakt tej przyjaźni mógłby być zupełnie drugorzędny, bo dzisiaj przyjaciele różnych ważnych osób w państwie zajmują eksponowane stanowiska i chyba nikogo już to nie dziwi, gdyby nie to, że dyrektor nie potrafi porozumieć się z pracownikami, co odbija się negatywnie na wizerunku Instytutu.

Najprostszym rozwiązaniem problemu byłoby odwołanie dyrektora Dziobka. Może to zrobić tylko minister zdrowia. Problem w tym, że nie możemy być pewni, że jego następca poradzi sobie z nastrojami w Instytucie.

Tu jak w soczewce odbijają się problemy finansowania instytutów medycznych, czyli miejsc, które leczą najbardziej nowocześnie, mają najlepszych specjalistów i często najlepszy sprzęt. Głośna sprawa dofinansowywania telewizji publicznej zamiast zwiększania pieniędzy na leczenie onkologiczne od razu przychodzi tu na myśl.

Jeśli jednak prawdą jest, że standardy zarządzania pracownikami w krakowskim Instytucie są rodem z lat 90. ubiegłego wieku, a dyrektor jest arogancki wobec pracowników, to rzeczywiście minister zdrowia powinien zastanowić się nad zmianą kierującego Instytutem, niezależnie od tego z kim dyrektor się przyjaźni i czy zna się na finansach w ochronie zdrowia, czy nie.

Zapytaliśmy resort zdrowia, czy w związku z doniesieniami pracowników zna sytuację w krakowskim Instytucie. Wojciech Andrusiewicz, rzecznik prasowy Ministerstwa Zdrowia poinformował nas, że Ministerstwo Zdrowia zna sytuację w Oddziale Narodowego Instytutu Onkologii im. Marii Skłodowskiej-Curie - Państwowego Instytutu Badawczego w Krakowie i jest ona monitorowana.

Co do sytuacji finansowej Instytutu, o którą również zapytaliśmy, rzecznik MZ informuje, że "zobowiązania ogółem Oddziału NIO PIB w Krakowie w pierwszych trzech kwartałach 2019 r. pozostawały na stałym poziomie, a w IV kw. 2019 r. odnotowano wzrost o 4,5 mln zł. W zakresie zobowiązań wymagalnych w pierwszych trzech kwartałach 2019 r. występowała tendencja rosnąca a w IV kw. 2019 r. nastąpił spadek tych zobowiązań o 11,0 mln zł”.

Teoretycznie Instytut w Krakowie to oddział Narodowego Instytutu Onkologii w Warszawie. Praktycznie, w kwestii tego kto kieruje oddziałem w Krakowie, nie ma nic do powiedzenia. Dyrektorów instytutów oraz ich zastępców powołuje minister zdrowia i tylko on może ich odwołać.

To pokłosie zmienionej za czasów poprzedniej kadencji PiS ustawy o instytutach badawczych. To za czasów ówczesnego ministra zdrowia Konstantego Radziwiłła wprowadzono zapis, który mówi o tym, że dyrektorów instytutów i ich zastępców powołuje minister zdrowia. Przed tą zmianą dyrektora oddziału w Krakowie mógł odwołać dyrektor Instytutu w Warszawie. Zmiana przepisów wydawała się niegroźna. Wtedy spekulowano, że ministrowie pewnie szykują dla siebie stanowiska w Instytutach. Niestety, jak widać spowodowało to większe problemy.

Mimo że dyrektora oddziału odwołać nie może dyrektor Narodowego Instytutu Onkologii w Warszawie, to jednak próbuje on zrobić, co może, żeby poprawić sytuację w krakowskim oddziale.

– Z informacji jakie otrzymaliśmy od dyrektora oddziału Instytutu w Krakowie dr Konrada Dziobka sytuacja finansowa placówki nie pogarsza się. Na bieżąco są spłacane zobowiązania, długi nie narastają. Dyrektor Instytutu w Krakowie zapewnia, że zadania związane z opieką nad pacjentami są realizowane zgodnie z procedurami, co jest dla nas i pacjentów sprawą najważniejszą – mówi nam Mariusz Gierej, rzecznik prasowy Narodowego Instytutu Onkologii im. Marii Skłodowskiej-Curie Państwowego Instytutu Badawczego w Warszawie.
Mariusz Gierej
rzecznik prasowy Narodowego Instytutu Onkologii im. Marii Skłodowskiej-Curie Państwowego Instytutu Badawczego w Warszawie

Dotarły do nas już wcześniej niepokojące informacje o napiętej atmosferze między pracownikami, a Dyrektorem Oddziału w Krakowie i podjęliśmy działania. Po spotkaniu pracowników oddziału w Krakowie z Dyrektorem Dziobkiem w obecności przedstawicieli dyrekcji Instytutu z Warszawy został zlecony audyt w zakresie polityki kadrowej.

Czekamy w tej chwili na efekty tych prac i nie wydajemy jeszcze ostatecznej decyzji czy opinii w tej sprawie. Staramy się działać szybko ze względu na dobro pacjentów i pracowników Instytutu. Jesteśmy w fazie realizacji tych zadań.

Mariusz Gierej informuje również, że w celu uspokojenia atmosfery w oddziale Dyrektor Instytutu zdecydował, że do wyjaśnienia sytuacji decyzje personalne dotyczące zwolnień pracowników będą podejmowane przez dyrekcję w Warszawie.

– Wyniki tych prac zostaną przedstawione Ministrowi Zdrowia, który na ich podstawie może podjąć decyzje zgodnie z przepisami ustawy o instytutach badawczych – podsumowuje Mariusz Gierej.

Odwołać przyjaciela prezydenta Dudy


Jak odwołać dyrektora, który jest przyjacielem prezydenta? Nie dziwi wcale bierna postawa ministra zdrowia w tej sprawie. Odwoła - narazi się prezydentowi, zostawi - będzie musiał stawić czoła informacjom o dyrektorze i jego zarządzaniu, które przedostają się do mediów. To już pewnie lepiej stawić czoła mediom.

Tyle, że to nie działa na korzyść prezydenta, który ubiega się o reelekcję. Nie jest też dobre dla krakowskiego Instytutu i jego ciężko chorych pacjentów. Jednak koniec końców nie wiadomo, czy ta decyzja uzdrowiłaby sytuację w krakowskim Instytucie. Wszystko zależy od tego kto po dyrektorze Dziobku objąłby tę funkcję i czy poradziłby sobie z trudną sytuacją finansową krakowskiego Instytutu.