Tego serialu jeszcze nie widziałeś, a... już go lubisz. "To nie jest OK" połkniesz w jeden wieczór

Ola Gersz
Oglądając "To nie jest OK", nowy serial młodzieżowy Netflixa, trudno pozbyć się wrażenia, że gdzieś to już widzieliśmy. Trochę tu "The End of The F***ing World", trochę "Stranger Things", trochę "Sex Education". Jednak nic a nic to nie przeszkadza. Mimo fabularnej i stylistycznej wtórności tę opowieść o gniewnej i zagubionej nastolatce z supermocami ogląda się doskonale.
"To nie jest OK" to kolejny serial dla nastolatków, który udał się Netflixowi Fot. Kadr z "To nie jest OK" / Netflix
Seriale dla nastolatków powstają na Netflixie jak grzyby po deszczu. Niektóre są lepsze ("Sex Education", "The End of The F***ing World", "Chilling Advetures of Sabrina"), inne gorsze ("Rain", "Riverdale", kolejne sezony "13 powodów"). Najnowszy, "To nie jest OK", plasuje się dokładnie pośrodku. Nie jest to więc arcydzieło, które zmieni twoje życie, ale przyjemne i świetnie zrealizowany serial, który obejrzysz za jednym zamachem.
"To nie jest OK" korzysta zresztą z wypracowanych do perfekcji na Netflixie schematów i tropów. Mamy młodzieńczy gniew, nastolatków outsiderów, przemądrzałe młodsze rodzeństwo, rodziców, z którymi nie da się dogadać, liceum z piekła rodem, odkrywanie swojej seksualności i w końcu paranormalne moce. Nie można też zapomnieć o dwóch kluczowych elementach w netflixowych produkcjach dla młodych widzów: stylu retro (może być i rok 2020, ale stroje i wnętrza rodem z lat 80-90 to już podstawa) i muzyce, która jest tak "cool", że od razu trzeba ją mieć na swojej playliście na Spotify.


"To nie jest OK" to więc serial, który już dobrze znamy i bardzo lubimy. Podobieństwa do innych seriali Netflixa nie są zresztą tutaj przypadkowe. Za tytuł, który jest adaptacją komiksu Charlesa Forsmana, odpowiadają bowiem reżyser i producent wykonawczy "The End of the F***ing World" Jonathan Entwistle oraz producenci "Stranger Things" Shawn Levy i Dan Cohen. Momentami ma się nawet wrażenie, że te trzy seriale się połączyły i zaraz na ekranie pojawi się Eleven, która wraz z bohaterką "To nie jest OK", Sydney Novak, zacznie rozwalać pół miasta siłą woli.

Ale czy to przeszkadza? W tym wypadku wręcz przeciwnie: obecność w "To nie jest OK" lubianych motywów i tropów sprawia, że ten serial automatycznie lubimy.

O czym jest "To nie jest OK?"


Wspomniana już Sydney (znana z "To" i "Ostrych przedmiotów" Sophia Lillis) jest outsiderką w liceum, nie może dogadać się z matką (Kathleen Rose Perkins), boryka się z samobójstwem ojca, a na całym świecie lubi tylko trzy osoby: swojego młodszego brata Liama (Aidan Wojtak-Hissong), najlepszą przyjaciółkę Dinę (Sofia Bryant) i sąsiada Stana (kolejna gwiazda "To" Wyatt Oleff). Tę zbuntowaną i cyniczną nastolatkę trudno jest zresztą lubić, o czym przy każdej możliwej okazji przypomina jej pracująca na dwie zmiany rodzicielka.

Sydney sama wie, że jest, mówiąc wprost, suką. Ale kto nie jest bucem i potworem w okresie dojrzewania? No właśnie, dobrze to znamy z własnego doświadczenia. Bohaterka "To nie jest OK" jest cały czas wściekła: na siebie, zmarłego ojca, zapracowaną matkę, mięśniaka ze szkoły. Ta wściekłość ujawnia w dziewczynie coś, co Sydney przeraża: zdolność telekinezy, czyli przemieszczania obiektów siłą umysłu. Nabuzowana hormonami i wściekłością nastolatka, która jest skrycie zakochana w zajętej przyjaciółce, nie potrafi jednak swojej mocy kontrolować.
Fot. Kadr z "To nie jest OK" / Netflix
"To nie jest OK" umiejętnie lawiruje między scenami z życia zagubionych nastolatków, którzy nie pasują do otoczenia a pokazami mocy Sydney, która z odcinka na odcinek jest coraz silniejsza. Czujemy gniew, zagubienie i wstyd bohaterki, kiedy niechcący rozwala pół lasu albo szkolną bibliotekę, zabija domowego jeża czy prawie uderza Stana kulami do kręgli. Te moce Sydney są w serialu Netflixa zgrabną metaforą dojrzewania: są chaotyczne, dynamiczne, emocjonalne. Jeśli Syd je okiełzna, być może okiełzna własne nastoletnie życie.

Gwiazdy "To" w serialu Netflixa


Mimo że "To nie jest OK" jest serialem dość wtórnym, nie brakuje w nim zaskoczeń i ekscytacji. Wrażenie robi zakończenie, które zbija widza z tropu i uderza w ton horroru i czarnej komedii. Świetnie poprowadzony został też wątek seksualności Sydney, która powoli zdaje sobie sprawę, że jest zakochana w dziewczynie, nie chłopaku. Dodanie do miłosnego trójkąta Stana, który podkochuje się w Syd, przypomina nastoletnim widzom, że seksualność nigdy nie jest oczywista, eksperymenty są ok i nie można bać się tego, kim się jest. Nawet za cenę złamania serca bliskiej osobie.

Humor, ironia, przemoc i tajemnica są w "To nie jest OK" podane w strawnej dawce, chociaż tych dwóch ostatnich elementów chciałoby się jeszcze więcej. Momentami miało się bowiem wrażenie, że twórcy cały czas naciskają hamulce, bo boją się zagalopować i zatracić w krwawym szaleństwie, które jedynie tutaj zarysowują. Jeśli w drugim sezonie (a oby taki powstał) pójdą na całość, może wyjść z tego naprawdę świetne widowisko.
Fot. Kadr z "To nie jest OK" / Netflix
To widowisko to zresztą również zasługa świetnych aktorów, a szczególnie dwójki zdolnych młodych artystów, których wielu z nas już zna. Mowa o Sophii Lillis i Wyatcie Oleffie, gwiazdach obu części kinowego hitu "To". Lillis i Oleff są wręcz stworzeni do grania outsiderów, dziwaków, samotników. Tą samotniczką jest tutaj akurat zdystansowana Sydney, grany przez Oleffa Stan to z kolei chłopak, który nie boi się być sobą, robi, co chce i popala trawkę w piwnicy w ekscentrycznych strojach.

Ich duet to wisienka na torcie tego serialu. Postacie grane przez Lillis i Oleffa świetnie się zresztą dopełniają: bez sympatycznego Stana Sydney mogłaby być w dużej trawce ciężkostrawna dla większości widzów. Bo sami dobrze wiemy, że gniewne i zbuntowane nastolatki to nie najłatwiejsze i najprzyjemniejsze towarzystwo. I to jest ok.