Od ich zachowania zależy przyszłość Polski. Nie, nie chodzi o wyborców Kidawy-Błońskiej

Jacek Liberski
bloger i autor powieści; polityk hobbysta
Najbardziej gorące tematy ostatnich dni to: koronawirus, taniejący olej oraz weekendowe konwencje wyborcze kandydatów opozycji. Na tym tle siermiężna i nudna jak flaki z olejem stypa na temat 100 dni rządu przepadła niczym 2,5 miliarda złotych w największej w historii Polski aferze – dodajmy bez ogródek: za którą w całości odpowiada poprzedni rząd Morawieckiego.
Kto wygra wybory prezydenckie? Zdecydują wyborcy Kosiniaka, Biedronia, Hołowni Fot. Sławomir Kamiński / AG
Tak jak wszystkie afery tej władzy, i ta będzie wyjaśniona do szpiku kości w pierwszej kolejności. Przy aferze Get Back, afera Amber Gold, za którą PiS usilnie chciał uwalić Tuska, jest jak drobna aferka z czasów pierwszych geszeftów lat 90-tych ubiegłego wieku. W sprawie Get Back mamy naprawdę spore armaty – od wymuszeń zeznań, przez sprzeczne z prawem dwukrotne aresztowania kozła ofiarnego, który z tą aferą ma prawdopodobnie tyle wspólnego co ja ze stanem duchownym, karuzela sędziów i prokuratorów a także przeciągające się postępowanie, dokładnie tak samo jak w sprawie ulubieńca ministra Macierewicza - młodzieńca Misiewicza.


Czytaj także: Wszystkie problemy prezydenta. To przez nie Andrzej Duda może przegrać wybory

Generalnie władza traci animusz, nie bardzo wiedząc, co robić dalej. Kampania wyborcza pana Andrzeja Dudy przypomina coraz bardziej książkowy przykład, jak kampanię przegrać, a sam kandydat rzuca idiotyzmami na każdym niemal kroku. Jego ostatnim “memogenem” jest urocze wyjaśnienie wyborcom kwestii drożejącego chleba i cukru przy taniejącym jednocześnie oleju. Halo, wyborcy! Jest dobrze! Dokładne tak samo, jak w PRL-u, gdy drożała żywność, ale taniały lokomotywy i statki. Młodzież na pewno nie będzie wiedziała, o czym piszę. Można zajrzeć do Internetu i poszukać haseł: Gomułka, Gierek, drożejąca żywność, taniejące statki.

Chodź, tygrysie!


W weekend odbyły się konwencje wyborcze trzech najbardziej liczących się sił opozycyjnych. Swoją uwagę skupię jednak na pierwszej z tych konwencji – konwencji Kidawy-Błońskiej. Dla niektórych skupienie mojej uwagi na tym właśnie wydarzeniu nie będzie żadnym zaskoczeniem - wszakże jestem peowskim akolitą - ja jednak, nie wdając się w żadne na ten temat dyskusje, uzasadnię to jednym zdaniem: to Kidawa-Błońska ma, póki co, największe szanse na II turę wyborów i bezpośrednie starcie z Andrzejem Dudą. Obojętnie co byśmy nie mówili i pisali, na dzisiaj, to oczywista oczywistość.

Parę jednak słów o konwencjach Kosiniaka-Kamysza i Biedronia napisać trzeba. Najpierw o konwencji PSL-u (niech będzie - PSL-u i Kukiz ‘15). Tak, to prawda konwencja ta była naprawdę udana, zwłaszcza świetne wystąpienie Pauliny Kosiniak-Kamysz uznać trzeba za bardzo sprawne. Także szczere i naturalne przywitanie małżonków na scenie z naprawdę uroczym pocałunkiem wzbudziło moją prawdziwą sympatię (czego zabrakło mi u małżonków Błońskich). W porównaniu z udawaną miłością u Dudów, wyglądało to naprawdę zacnie. Także śmiałe przemówienie kandydatki na Pierwszą Damę stało w silnej kontrze do milczącej Agaty Kornhauser-Duda, która, podkreślmy to z całą mocą, sama wybrała taką swoją rolę, całkowicie poddając się woli zmaskulizowanego otoczenia jej męża. Agata Duda tylko raz była naprawdę szczera – w 2015 roku, gdy oznajmiła Polakom, że nie boi prezesa. Od tamtej pory przyjęła rolę milczącej Białej Damy – ducha z kórnickiego zamku.

Całkiem odmienne wrażenia mam z konwencji Roberta Biedronia. Dawno już nie widziałem go w tak słabej formie. Od jakiegoś czasu wygląda to tak, jakby tylko Włodek Czarzasty wierzył i chciał zwycięstwa Biedronia. Jego support był jednocześnie ciekawy i zaczepny. Całkiem inaczej wypadły wystąpienia Zandberga i Biedronia, które były po prostu nudne. Zwłaszcza Biedroń pokazał typową partyjną sztampę, niebezpiecznie zbliżając się do wystąpień premiera Morawieckiego, które zieją wręcz przerażającą nudą i modelowym laniem wody. No dobrze, może nieco przesadzam.

Kidawa w dźwiękach Maanamu, Morawiecki na stypie rządu


Skupmy się więc na konwencji Kidawy-Błońskiej, jedynej realnej kandydatki do pokonania Andrzeja Dudy w II turze. Kilka elementów naprawdę mi się podobało, ewidentnie widać, że po zmianie przywództwa Platforma (i Koalicja Obywatelska) dostała skrzydeł. Nie na darmo na wielkim telebimie pojawiła się kandydatka na prezydenta z rozpostartymi ramionami i przyczepionymi doń skrzydłami - świetna grafika. Widać wyraźnie, że sztab Kidawy-Błońskiej odrobił lekcję.

Świetnym zabiegiem z wyżyn marketingu politycznego była I część konwencji, podczas której o prawdziwych problemach dzisiejszej Polski opowiedzieli zwykli ludzie, w tym ojciec Igora Stachowiaka i Sebastian Kościelnik, który zderzył się nie z rządowym samochodem a z władzą. Przejmujące było też wystąpienie chorej na raka mózgu dziewczyny. I nie zgodzę się z tymi komentatorami, którzy twierdzą, że było to wykorzystywanie ludzkich dramatów w polityce. Czymże jest polityka, jak nie ludzkimi sprawami? Moim zdaniem wszystkie te wystąpienia były jak najbardziej na miejscu i jaskrawo kontrastowały z przemówieniami prezesa PiS i pani Szydło oraz pana Morawieckiego na konwencji Andrzeja Dudy.

Sama kandydatka również wypadła dobrze. Oczywiście, pełna zgoda, Małgorzata Kidawa-Błońska nie jest trybunem ludowym, porywającym tumy, ale my mamy wybrać prezydenta państwa a nie wiecowego lidera. Osobiście wolę z lekka wyciszoną Kidawę-Błońską niż wrzeszczącego wiecznie Dudę. Wolę świadomą swej siły kobietę niż sterowanego z Nowogrodzkiej człowieka, o którym wiem tylko tyle, że nie wiem, kim jest naprawdę. Pamiętać trzeba też, że luzu podczas przemówień można się po prostu nauczyć, a Kidawa-Błońska robi w tej kwestii wyraźne postępy.

Jedyne, co mogłoby być bardziej swobodne i naturalne, to wzajemny uścisk małżonków po krótkim show Jana Kidawy-Błońskiego (zresztą bardzo udanym i swobodnym show). Trochę mi tu zabrakło takiego naturalnego uścisku i normalnego, małżeńskiego pocałunku. I doprawdy staż małżeński nie ma tu nic do rzeczy - sugeruję, aby na przyszłość małżonkowie nad tym popracowali.

Na koniec jedna uwaga: konwencja kandydatki KO była naprawdę dobra, ale o faktycznej sile jej oddziaływania świadczyć będzie to, co z tej konwencji wyciągnie i puści w świat jej sztab. I co dalej ten sztab pokaże. Liczę na dalszy dobry ciąg, bo pracują tam rzeczywiście uznane i sprawdzone w kampanijnych bojach nazwiska.

Co ważniejsze: państwo czy własne uprzedzenia?


Zapowiada się, że czeka nas jeszcze niejedno ciekawe wydarzenie w tej kampanii. Cieszy zwłaszcza wyraźne nabranie wiatru w żagle przez Platformę - oby ten wiatr nie okazał się jedynie zefirkiem. Warta odnotowania jest też kampania Kosiniaka-Kamysza, bo to on (i częściowo Hołownia) mogą realnie odebrać Dudzie głosów w I turze. Niewiadomą pozostanie II tura, a raczej zachowanie wyborców Lewicy, PSL-u/Kukiza oraz Hołowni. Czy decydującym w tych środowiskach będzie pogląd, że aby nie wzmacniać PO, lepiej nie iść na wybory lub głosować na Dudę, czy jednak zwycięży rozsądek i autentyczna troska o państwo? Jako wyborca PO mogę śmiało złożyć deklarację, że w razie przejścia do II tury któregokolwiek kandydata szeroko pojętej opozycji demokratycznej, oddam głos na niego, ale czy podobną deklarację złożą zwolennicy wyżej wymienionych kandydatów? Mam dość poważne obawy, że może być z tym problem, co wprost oznaczać będzie, że część społeczeństwa państwo ma w głębokim poważaniu, poddając się emocjom i własnym uprzedzeniom.

Ostatnie sondaże wykazują, że matematycznie rzecz ujmując, wszyscy kandydaci anty-PiS mają łącznie około 54,5 procent, a Andrzej Duda w II turze około 51,5 procenta. To znaczy, że w tej drugiej turze oprócz wyborców Konfederacji (łącznie z głosami Andrzeja Dudy z I tury mogą mieć 49,5 procent) Dudę popierać będą także wyborcy Lewicy, PSL i Szymona Hołowni. Przyznać muszę, że to naprawdę mocne rozdwojenie jaźni i całkiem realna obawa o to, co się stanie z Polską po zwycięstwie Dudy.Postawa wyborców Lewicy, PSL-u, Kukiza i Szymona Hołowni będzie kluczowa dla losów państwa po maju tego roku.