Jestem samotna w mojej własnej rodzinie. Czuję, że do niej nie pasuję [LIST CZYTELNICZKI]

List czytelniczki
"Mam zawsze wrażenie, że jestem na uboczu. Podczas gdy moje rodzeństwo 'dopasowało się' lepiej, ja jestem jak niepasujący puzzel. Wiele moich uczuć i decyzji nie jest rozumianych przez rodziców. Nawet światopogląd mamy inny. Widzę na siebie ich wzrok, który mówi: 'nie rozumiemy cię'. (...) Czuję się samotna we własnej rodzinie" – pisze czytelniczka.
Samotność w rodzinie to najgorszy rodzaj samotności Fot. Kadr z filmu "Jesień w hrabstwie Osage"
Od kiedy pamiętam, zawsze byłam inna. Zdaję sobie sprawę, że brzmi to dość tandetnie. "Jestem inna niż wszyscy" czasem oznacza to samo, co: "Jestem lepsza od innych" albo "Jestem taka biedna, zlitujcie się nade mną". Ale u mnie jest inaczej, nie czuję się wyjątkowa i nie proszę o litość. Po prostu stwierdzam fakt: mam wrażenie, że nie pasuję do świata.

Tej inności nie odczuwam aż tak, gdy jestem z najbliższymi przyjaciółmi. W końcu od tego są przyjaciele: od wspierania cię i dawania ci poczucia, że wszystko jest z tobą w porządku. Od akceptowania. Oczywiście w przyjaźni też nie zawsze łatwo jest się dogadać: przez długi czas miałam wrażenie, że... jestem lubiana z litości. Dopiero po czasie (i dzięki terapii) zrozumiałam, że przyjaciele kochają mnie za to, jaka jestem. Niepewność siebie nie odeszła na dobre, ale czuję się znacznie lepiej.


Inaczej jest jednak w mojej rodzinie. Mam rodziców i kilkoro rodzeństwa, jesteśmy ze sobą bardzo bliscy związani. Mamy naprawdę dobre relacje, często się widujemy. Jestem w kontakcie z mamą czy siostrami praktycznie non stop. Wiem, że mogę na nich liczyć i że jestem przez nich kochana. Z wzajemnością: nie wyobrażam sobie bez nich życia.

Jedno jest małe "ale". Dość wstydliwe, o którym boję się mówić na głos, żeby nie być niewdzięczną córką i siostrą. Czuję się samotna w mojej rodzinie.
Fot. Kadr z filmu "Rodzinny dom wariatów"

Samotność w rodzinie


To poczucie samotności odkryłam w sobie po raz pierwszy w okresie dojrzewania. Miałam kilkanaście lat i zupełnie nie mogłam ze sobą wytrzymać. Trochę tak jak w serialach dla nastolatków: zawsze jest tam ten jeden bohater, który sobie nie radzi, buntuje się i jest czarną owcą. To owcą byłam właśnie ja. Nie znosiłam siebie, borykałam się z napadami gniewu i stanami lękowymi, wtedy po raz pierwszy zdiagnozowano u mnie depresję.

Czy miałam wsparcie swojej rodziny? Nie do końca. Rodzice robili, co mogli: zapisywali mnie do lekarzy, zachęcali do brania leków. Wiem, że sami byli zagubieni, nie rozumieli mnie, a chcieli pomóc. Jednak ani tata, ani mama nie starali się ze mną porozmawiać, dotrzeć do mnie, zrozumieć.

Kiedy miałam napad gniewu – a nie radziłam sobie z agresją i często kierowałam ją przeciwko sobie – byłam od razu wykluczana. Miałam iść do swojego pokoju, bo wszystkich denerwuję i robię złą atmosferę. Dodatkowo słyszałam, że jestem "nienormalna" i "psychiczna". Rozumiem, że było im ciężko, ale wtedy za wszelką ceną potrzebowałam wsparcia, które pomoże mi w walce z moimi chaotycznymi emocjami.
Fot. Kadr z filmu "Mała miss"
Zaczęłam wtedy czuć, że rodzice za wszelką ceną chcą, żebym była "normalna". Miła, grzeczna, fajna. Bez emocji. Chcieli, żebym brali leki, ale nie do końca chcieli mnie zrozumieć. Miałam wrażenie, że chcą mnie stłumić. I od razu w mojej głowie pojawiła się myśl: tak bardzo nie mogą ze mną wytrzymywać, że chcą mnie zmienić, "wykastrować". I wtedy zrodziło się we mnie poczucie, że tutaj nie pasuję. Poczułam się dogłębnie samotna.

Terapia pomaga


Być może poczucie samotności w rodzinie w okresie dojrzewania odczuwa wielu ludzi. Jednak w moim przypadku utrzymało się do dzisiaj, a jestem już po 30-stce. Jestem już bardziej stabilna emocjonalnie, "ułożyłam się", jednak wciąż jestem inna. Mimo że moja rodzina jest bardziej empatyczna i stara się ze mną rozmawiać, to nie mogę pozbyć się wrażenia, że do niej nie pasuję. I to bardzo boli. Bo chcę do niej pasować, chcę być jej częścią nie tylko z powodu genów i wspólnego nazwiska.

Mam zawsze wrażenie, że jestem na uboczu. Podczas gdy moje rodzeństwo "dopasowało się" lepiej, ja jestem jak niepasujący puzzel. Wiele moich uczuć i decyzji nie jest rozumianych przez rodziców. Nawet światopogląd mamy inny. Widzę na siebie ich wzrok, który mówi: "nie rozumiemy cię".

Także podczas rodzinnych obiadów, mimo że rozmawiamy i śmiejemy się, czuję się samotna. Czuję, że muszę udawać, żeby być akceptowana i bardzo mnie to męczy. Nie mogę być zła czy wściekła, nie mogę mieć gorszego humoru, bo czuję, że wtedy będzie tak, jak kiedyś: zupełnie mnie odrzucą, powiedzą, że jestem dziwna i psychiczna. Bardzo tego nie chcę i tłumię uczucia. Gdy wychodzę z domu, zaczynam dopiero oddychać.
Fot. Kadr z filmu "Hannah i jej siostry"
Chodzę do psychologa. Chciałam poczuć się w rodzinie lepiej, a okazało się, że nie powinnam czuć się winna poczucia samotności i odmienności wśród własnych bliskich. Przez lata sądziłam, że to moja wina: że nie jestem akceptowana w pełni, bo jestem dziwna i beznadziejna. Teraz zrozumiałam, że nie muszę tego robić. Jestem sobą i staram się żyć w zgodzie ze sobą, nawet za ceną wykluczenia.

Jednak zrozumienie psychologicznych mechanizmów to jedno, drogie to moje pragnienie, aby poczuć się w rodzinie rozumianą w stu procentach. Nie chcę być samotna wśród ludzi, których kocham. Jednak to jest już chyba poza moim zasięgiem, co łamie mi serce.