Nie tylko hygge uratuje nas w ciężkich czasach. Cottagecore to trend, który podbija internet

Ola Gersz
Zwiewne sukienki, żaby, łąki, domowe dżemy i pachnące ciasta. To wszystko wpisuje się w trend cottagecore, który świeci obecnie triumfy na Instagramie i TikToku. Młode kobiety uciekają od koronawirusa i katastrofy klimatycznej w sielskie wiejskie klimaty i dziewiczą naturę. Brzmi to naiwnie? W tym przypadku nie ma to żadnego znaczenia. Bo w cottagecore chodzi o poczucie się dobrze i bezpiecznie.
Cottagecore to trend popularny wśród młodych kobiet Fot. Instagram / lady_lagom i honeycrispcore
W internecie aż roi się od różnorodnych trendów estetycznych. Jednak cottagecore przykuwa szczególną uwagę. Dlaczego? Bo jest niedzisiejszy. Wręcz babciny. Nastolatki, które ubierają się w sukienki z falbanami rodem z "Małych kobietek" i "Ani z Zielonego Wzgórza", kolekcjonują haftowane serwetki i ceramiczne żaby oraz robią dżem?

– Cottagecore to estetyka i subkultura internetowa, która funkcjonowała już od dawna, ale teraz media zwróciły na nią szczególną uwagę. Takich treści jest bowiem obecnie bardzo dużo na TikToku, nie pojawiają się już one tylko na niszowych platformach dla wtajemniczonych, jak Tumblr – mówi w rozmowie z naTemat Katarzyna Lipińska, badaczka trendów w Grupie 4P, z zamiłowania folklorystka i netlorystka.
Faktycznie #cottagecore to hasztag popularny na TikToku (głównie w krajach anglosaskich, do Polski też powoli już dociera). Młode kobiety pokazują swoje sielskie sypialnie pełne bibelotów vintage, zbierają jabłka w ogrodzie, wiążą kokardy na swoich idealnie rozczesanych lokach, pieką chleb, spacerują po łące albo robią piknik na łonie natury. Wszystko to skąpane jest w ciepłym, pastelowym świetle i okraszone sielską, folkową muzyką (skrzypce, harfa, pianino).


Również na Instagramie spod hasztagu #cottagecore wyskakują falbany i hafty, owce i żuki, owoce i warzywa, kwiaty i drzewa. Na powietrzu suszą się białe, lniane sukienki, na parapecie studzi się ciasto, a na toaletkach piętrzą się staromodne lusterka, broszki i spinki. Wszystko to przypomina uwielbiane przez millenialsów powieści z ich dzieciństwa: wspomniane "Małe kobietki" Louisy May Alcott, książki Lucy Maud Montgomery ("Ania z Zielonego Wzgórza" doczekała się ostatnio luźnej ekranizacji na Netflixie pod tytułem "Ania, nie Anna", która cieszyła się dużą popularnością), "Tajemniczy ogród" Frances Hodgson Burnett czy "W małym leśnym domku" Rose Selarose. Ale skąd ten nagły zwrot w przeszłość i wiejskość?

Co to jest cottagecore?


Jak zauważa badaczka Katarzyna Lipińska, cottagecore "wpisuje się w ostatnie lifestylowe trendy, które dziś weszły do mainstreamu, jak hodowanie roślin w domach czy duńskie hygge". Jest to o krok dalej, niż domowa dżungla czy siedzenie pod kocem, jednak Lipińska podkreśla, że wszystko to ma podobny cel: poszukiwanie prostszego świata.

Wstępu w przestrzeń cottagecore nie ma jednak modny dotąd minimalizm. – Pod postami w stylu cottagecore regularnie pojawia się hasztag grandmacore, który bardzo mi się osobiście podoba. Nie chodzi w nim o minimalizm, ale o zbieranie różnych starych drobiazgów i otaczanie się rzeczami, które niekoniecznie są kosztowne, ale dają poczucie małego wynagrodzenia w dobie, którą rządzą neurotyczne nastroje wywołane i koronawirusem, i katastrofą klimatyczną. Te drobne rytuały pomagają zatopić się w innej rzeczywistości – mówi Katarzyna Lipińska, badaczka trendów w Grupie 4P. I właśnie o to czucie się dobrze tutaj chodzi. Dlaczego cottagecore to dla wielu sposób na odnalezienie szczęścia? Oprócz wspomnianej prostoty rządzi tutaj natura. To, że zielony las i świeże powietrze to leki na wszelkie niepokoje, wiemy od dawna. Także teraz, w dobie kwarantanny z powodu pandemii koronawirusa, wielu z nas, kiedy tylko może, ucieka do lasu czy nad rzekę. Kwitnące kwiaty czy słońce jeszcze nigdy tak chyba nie cieszyły. Jednak w cottagecore ten zwrot do natury ma jednak drugie, mroczniejsze dno.

– Duże wrażenie zrobił na mnie post, w którym napisano, jak duży procent gatunków występujących w najpopularniejszych książkach dla dzieci, wyginie do 2050 roku. Ta nostalgia jest więc ciekawa również w tym ekologicznym kontekście. W cottagecore dużą wagę przykłada się bowiem do żab czy innych stworzeń, które są zagrożone w realnym świecie. Ten trend trzyma je więc niejako przy życiu – mówi Lipińska. Trzymamy się więc kurczowo i natury, i pewnego wyobrażenia o przeszłości, które czerpiemy z książek i filmów. To nostalgia jest motorem estetyki cottagecore – tęsknimy za czasami bez technologii, za bezpieczeństwem, nieskażonym powietrzem i noszeniem wstążek bez wstydu.

– Nie możemy cofnąć się do przeszłości, ale ogrywamy nostalgię poprzez zestawianie różnorodnych elementów retro. Pragniemy po prostu na chwilę poczuć się dobrze – pożyć domowym chlebem oraz dżemem i odciąć się od bodźców. Nie chcemy słuchać o pandemii czy czekającej nas katastrofie klimatycznej – podkreśla w naTemat Katarzyna Lipińska.

Cottagecore a millenialsi


Ten internetowy trend jest również niebywale prosty, czym także przyciąga zmęczonych codziennością ludzi. – Nie jest wielopiętrowy, ironiczny i gra z konwencjami – jest po prostu łatwy. Jest w kontrze do tego, co królowało do tej pory w internecie, czyli ironią i grami opartymi na dekonstrukcji. Jest antyintelektualny i afirmatywny, bez politycznych refleksji – tłumaczy Lipińska. Czyli oprócz technologii i smartfonów nie znajdziemy tutaj również złożonych i ironicznych memów. To także przestrzeń, którą szczególnie upodobali sobie millenialsi, głównie młode kobiety, bardzo często ze społeczności LGBT, gdyż, jak podkreśla Katarzyna Lipińska, "subkultury bardzo często są ściśle związane z kulturą queerową, gdyż jest to środowisko, które zachęca do eksperymentów z estetyką i tożsamością". – Cottagecore jest więc znacznie bliższe kultury queerowej, niż heteronormatywnej – zaznacza.

Dlaczego akurat millenialsi? – Mówi się dzisiaj, że millenialsi to tak zwani "kiddos" [z ang. dzieciaki], czyli niekoniecznie są jeszcze dorosłymi i cały czas są w procesie wykluwania się. Głównie są nimi digital natives [z ang. cyfrowi tubylcy], czyli użytkownicy sieci i producenci treści – mówi w rozmowie z naTemat Lipińska. Akcentuje, że kiddos cały czas są w rzeczywistości, która nie do końca jest jeszcze dorosła. – Świetnie widać to w cottagecore, w którym pojawiają się między innymi memy z trzmielami, elementami tej estetyki, i napisem: "Chciałabym być tym trzmielem, żeby nie rozumieć, czym jest kapitalizm". To nawet nie krytyka obecnej rzeczywistości, ale bardziej sentyment do świata, w którym nie trzeba stawiać czoła wszystkiemu, co się obecnie dzieje – dodaje.

Cottagecore, czyli wyobrażenie o wsi


Nie sposób oprzeć się jednak wrażeniu, że cottagecore to powrót do przeszłości, której... wcale nie było. Życie na wsi nigdy nie było takie sielskie, jak na oznaczonych tym hasztagiem postach na Instagramie czy filmikach na TikToku. Wszystko jest tutaj ładne i bezproblemowe. Nie widać zabijania zwierząt na mięso, ciężkiej pracy w polu czy klęsk żywiołowych.

– Cottagecore to estetyzacja, tak, jak japońskie kawaii. Jednak podczas, gdy w Japonii jest to trend przesadzony i iście barokowy, to cottagecore jest uproszczony i bliski zachodniej wrażliwości estetycznej – tłumaczy badaczka trendów Katarzyna Lipińska. Jak podkreśla, cottagecore jest nawet bardziej popularne w miastach (często wystarczy kawałek zieleni na balkonie i sypialnia wypełniona roślinami) niż na wsi. – Mieszkańcy wsi rzadko mają tendencję do romantyzowania czy szukania w niej czegoś atrakcyjnego. W Polsce stosunek do wsi i naszych wiejskich korzeni jest dodatkowo skomplikowany. Ta wiejskość jest więc wymyślana od nowa w duchu lektur anglosaskich, jak "Małe kobietki" – mówi Lipińska. Cottagecore jest więc wiejsko-sielskim imaginarium, do którego nie mają wstępu polityczno czy obyczajowe dylematy. Lekko kiczowatym i naiwnym, zupełnie antycynicznym.

Krytycy cottagecore tego cynizmu nie chcą jednak się wyzbyć. Zwracają uwagę nie tylko na mroczniejsze aspekty życia na wsi, o których cottagecore milczy, ale również na powtórne udomowienie kobiet. Fanki cottagecore, niczym brytyjskie TradWives, piorą, gotują, pieką, są eteryczne, łagodne i noszą głównie sukienki. Katarzyna Lipińska twierdzi jednak, że nie o to tutaj chodzi. – W mediach pojawiają się zdziwione i zaniepokojone komentarze, że kobiety dają się znowu zepchnąć do kuchni. Ma to jednak obecnie funkcję terapeutyczną. Trendem jest obecnie zwrot ku terapii poprzez gotowanie czy hodowanie roślin. Cottagecore i inne podobne estetyki nie do końca są poprawne polityczne, ale wcale o tym nie traktują – zauważa.

Zwłaszcza że, mimo że kobiety w cottagecore opiekują się domem, to pomagają im w tym nie mężczyźni, ale inne kobiety, ich żony. Dziewczyny piszą pod postami, że marzą o tym, żeby uciec na wieś z ukochaną, robić dżem i zbierać kwiaty. Chcą być szczęśliwe i bezpieczne. Zrozumiane. Toksycznej męskości (i w ogóle męskości) w ogóle tu nie ma. – To swego rodzaju gra, która jest zdystansowana od mainstreamowej polityki opartej na jasnych tożsamościach i deklaracjach – mówi Katarzyna Lipińska z Grupy 4P. Ale czy w tej naiwności i neutralności jest coś złego? Dla fanek cottagecore wręcz przeciwnie. – Cottagecore to dla mnie wymarzony sposób na życie. Chodzi tutaj wyłącznie o łagodność, bycie dobrą i życzliwą oraz pielęgnowanie. Żadnej z tych rzeczy nie potrafiłam znaleźć w moich byłych przyjaźniach – mówiła w rozmowie z amerykańskim portalem i-D 16-letnia użytkowniczka Reddita o nicku InfamousBees. Może więc ten trend faktycznie jest ucieczką od smogu, wirusów i gospodarczych kryzysów?